Donald Tusk może upaść dużo niżej niż mógł śnić w najgorszych koszmarach. Płaszcząca się przed nim świta już nie pomoże

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / Radek Pietruszka
Fot. PAP / Radek Pietruszka

1. Kłamstwo ma krótkie nogi. O tym porzekadle premier nie chciał myśleć nawet przez chwilę w czasie z wolna kończącej się sielanki rządzenia wielkim europejskim państwem. Nie chodzi już nawet o kłamliwe obietnice wyborcze, bo te Polacy wybaczają. Wiedzą, że kłamstwem polityka stoi. Ale kłamać w arcydelikatnych i arcyważnych sprawach wagi państwowej – to już trochę za wiele.

Nawet jeśli nie wszyscy jeszcze widzą premierowską blagę smoleńską, zobaczą ją. To pewne.

Wystarczy zestawiać jego cytaty z faktami. Dokumenty o rozdzieleniu wizyt z jego fantastyczną wersją wydarzeń. Informacje prokuratury o włamaniu do telefonu nieżyjącej od dwóch godzin głowy państwa ze starym zdaniem zakłamanego szefa rządu o „zabezpieczeniu przez polskie służby specjalne” urządzeń elektronicznych ofiar katastrofy.

 

2. Drugim – równie ryzykowanym – sposobem na ucieczkę przed prawdą jest jej bezczelne ukrycie. Jak inaczej nazwać potraktowanie rozmów Tusk-Putin, o których piszę w ostatnim „Uważam Rze”? Na osiem telefonicznych rozmów premierów w 2010 roku notatki z czterech utajniono. Nie wiadomo, kto to zrobił, kiedy i dlaczego. Dwie kolejne rozmowy „omówili” w komunikatach urzędnicy KPRM, a dwie najważniejsze – z 10 kwietnia – nie zasługiwały nawet na pół zdania zapisu. Formalnie ich nie było!

Jedyne zasadne pytanie brzmi: co Donald Tusk i jego podwładni mają do ukrycia?

 

3. Miesiąc do Euro. W tej sprawie prawda wyłazi na wierzch tak mocno, że nawet uśmiech Sławomira Nowaka i ostre spojrzenie spod krzaczastych brwi Pawła Grasia jej nie przykryją. Dwaj wierni giermkowie szefa polskiego rządu opowiadają, że jesteśmy świetnie przygotowani do Mistrzostw Europy. Mają nas za idiotów, bo przecież nie będzie żadnej drogi łączącej miasta organizujące mecze, do stolicy kraju autostrada nie dojedzie, zapach taboru poczuje każdy zachodnioeuropejski kibic, który przed wejściem na piękny stadion zgubi się w rozkopanej Warszawie.

Podejrzewam, że w chwilach trwogi i ucieczki do Boga ci specjaliści od pudrowania rzeczywistości modlą się już tylko, by świeżutko położona trawa wyrosła przed 8 czerwca jak trzeba.

Przerażenie tej ekipy było doskonale widoczne w czasie dzisiejszej konferencji prasowej, w czasie której rzecznik Graś (po godzinach pracy w rządzie dozorca u Niemca mający elementarne problemy z wypełnieniem oświadczeń majątkowych i ustalaniem zeznań z małżonką) opowiadając o „bardzo dobrym” przygotowaniu polskich dróg, kolei, lotnisk na Euro, patrzył w stół, jąkał się i nerwowo przełykał ślinę. Już większą pewność siebie wykazywał popisując się biegłym rosyjskim w czasie słynnych przeprosin dla funkcjonariuszy OMON-u.

 

Dla niektórych Euro jest najważniejsze, bo patrzeć będzie cały świat i głupio się zbłaźnić przed kibicowskimi oczami Włochów czy Niemców.

Dla innych ważna jest katastrofa smoleńska – bo pokazała, jak nasze państwo na niemal każdym szczeblu powiązane jest przetartymi sznurkami i zależnościami między wzajemnie obsadzonymi na ważnych stanowiskach zdegenerowanymi błaznami bez odwagi i umiejętności.

Dla mnie ważne jest jedno i drugie (choć bardziej drugie). I dlatego tak wkurza bezgraniczna arogancja władzy wyłażąca w obu tych sprawach. I wielu innych – emeryturach, kneblowaniu jednych mediów i zabijaniu innych, pisaniu historii na nowo przez historyków z "odzyskanego" IPN, ignorowaniu wszystkich głosów alarmujących w sprawie polityki demograficznej itd.

Donald Tusk w 2007 roku wziął wszystko – jak lubi luzacko mówić – na klatę. Było dobrze – naród kochał, wskaźniki gospodarcze nie były złe, roboty przed Euro dopiero się zaczynały. Można było marzyć nie o karierze w kraju, za którym chyba się nie przepada („polskość to nienormalność”), ale w samym sercu politycznego picu – Brukseli. A w międzyczasie podporządkować swojej ekipie wszystko, co tylko się da, wykorzystując nawet najtragiczniejszy moment w ostatnich dekadach.

Od kilku miesięcy wahadło przechyla się w drugą stronę. I w końcu uderzy. Mocno.

Nastąpi bolesny upadek, przed którym butnego przywódcy nie uchroni nawet zwykła płaszczyć się przed nim świta. Może wówczas już nie tak wierna?

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych