Kolejny krąg degrengolady. BOR fałszuje dokumenty. Co jeszcze może się tam zdarzyć?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. bor.gov.pl
Fot. bor.gov.pl

Biuro Ochrony Rządu to elitarna jednostka, której dowództwo powinni stanowić najlepsi z najlepszych. Gotowi do największych poświęceń, by ochronić najważniejszych ludzi w państwie.

Czego nie zrobiło BOR przed 10 kwietnia, mniej więcej wiemy. Coraz więcej dowiadujemy się też, co robiło po katastrofie, która była też katastrofą dla samego BOR.

Nie tylko dlatego, że w Smoleńsku zginęło dziewięcioro świetnie wyszkolonych funkcjonariuszy. Ale wyszło na jaw, jak źle się dzieje w Biurze dowodzonym przez Mariana Janickiego – człowieka o mentalności i doświadczeniu specjalisty od usług transportowych.

Janicki mydlił wszystkim oczy zaklinając się, jak to świetnie jego jednostka przygotowała wizyty premiera i prezydenta w Rosji.

Kłamał w sprawie obecności jego ludzi na lotnisku w momencie podchodzenia do lądowania TU-154M 10 kwietnia. Próbował wywierać naciski na dziennikarzy ujawniających niewygodne dla niego fakty – gdy w „Wiadomościach” mówiliśmy o nieobecności 10/04 BOR-owców na Siewiernym, Janicki pisał na mnie skargi do zarządu telewizji.

Gdy pytano go o powody nieobecności funkcjonariuszy BOR na smoleńskiej „wieży”, kompromitował się mówiąc, że mogliby stresować kontrolerów.

Gdy okazało się, że prokuratura będzie stawiać zarzuty, bo ma całą listę rażącego niedopełniania obowiązków przy przygotowywaniu smoleńskich wizyt, zaczął zrzucać winę na nieżyjącego płk. Florczaka.

Bielawny dla odmiany w rozmowie ze mną przed paroma miesiącami nieprzygotowanie wizyt tłumaczył brakiem odpowiednich przepisów i związanymi rękoma oficerów BOR.

A to oni obaj i nikt więcej są odpowiedzialni za to, że na lotnisku 10 kwietnia nie było nikogo. Miał być Florczak, ale generał z pułkownikiem (taki stopień miał wówczas Bielawny) osobiście pozwolili mu przylecieć na dwa dni do rodziny i wrócić do Smoleńska z prezydentem.

Mieli do tego wszystkiego prawo. Mogli kręcić, kłamać, obarczać odpowiedzialnością nieżyjących (których bezpośrednio nadzorowali) – robić wszystkie mniej lub jeszcze mniej honorowe rzeczy, byle bronić swojej skóry.

Ale oto dowiadujemy się, że ktoś robił dużo więcej. Między 10 kwietnia a 6 maja fałszowano w BOR dokumenty dotyczące katyńskich operacji. Ktoś (a mógł to być tylko ktoś na wysokich oficerskich stanowiskach w BOR) pozwalał sobie na ordynarne łamanie prawa, byle wybielić własne zaniedbania.

Tak uznała prokuratura w oparciu o zebrane miesiącami dowody. Teraz można oczekiwać następnych wezwań na ulicę Bródnowską w Warszawie i kolejnych oficerów z inicjałem zamiast nazwiska.

Czy będą to ludzie awansowani po katastrofie smoleńskiej? Nawet jeśli nie, to coraz trudniej będzie tłumaczyć się premierowi i ministrowi Cichockiemu z pozostawiania na stanowisku gen. Janickiego.

Sam „Maniek”, jak mówią do niego koledzy, zawsze będzie miał wyjście awaryjne, przynajmniej na jakiś czas. Jego były pryncypał, a dziś wojewoda małopolski, na pewno będzie potrzebował doświadczonego kierowcy albo nawet szefa transportu w urzędzie wojewódzkim.

A Janicki na swoją obronę zawsze będzie mógł z dumą powiedzieć, że w jego jednostce nie było takich afer, jak obyczajowe skandale z udziałem agentów Secret Service. Sądząc po dotychczasowych występach, mógłby tego argumentu użyć na poważnie.

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych