Edmund Klich: Premier, gdy się zdenerwuje, ma wilcze spojrzenie. Nie był zainteresowany śledztwem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

Donald Tusk nie był zainteresowany śledztwem ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej – wynika z książki Edmunda Klicha. Polski akredytowany przy MAK w swojej książce "Moja czarna skrzynka" opisuje kulisy swoich kontaktów w premierem:

Pamiętam, że przyniosłem kiedyś premierowi zdjęcie rozrzutu szczątków samolotu zrobione z powietrza. Chciałem mu pokazać, jak było. On słuchał, ale nie widziałem w nim ciekawości, chyba nawet o nic nie zapytał...

(…)

Zazwyczaj ja mówiłem, a on (Tusk – red.) słuchał. Zawsze miałem jednak wrażenie, że on nie chciał, by te szczegółowe problemy do niego dochodziły.

Klich w książce przyznaje również rację tym, którzy uważają, że „Tusk ma wilcze oczy”:

On ma silne spojrzenie. Ktoś powiedział, że wilcze. I ja się z tym zgadzam. Premier, gdy się zdenerwuje, ma wilcze spojrzenie.

Klich opisuje również spotkanie z Tuskiem, jakie miało miejsce między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich. Podczas rozmowy Klich miał składać rezygnację z zajmowanej funkcji.

On zaczyna na mnie krzyczeć, więc ja biorę teczkę, krok do przodu i do wyjścia. Ale on tak mnie zmierzył wzrokiem, że aż siadłem. Mówię mu, że nie mogę zajmować tak ważnego stanowiska, gdy wszyscy ludzie dookoła, zamiast mnie wspierać, jeszcze mnie ogrywają. On się denerwuje. Do gabinetu co chwila zagląda minister Arabski i mówi, że kolejni goście już czekają, ale premier się tym nie przejmuje

- pisze Klich. Ostatecznie swoją rezygnację wycofał.

Klicha przyznaje również, że podczas wspólnych rozmów premierowi często puszczały nerwy:

Raz nawet bardzo podniesionym głosem rugał mnie przez półtorej godziny. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie strofował. A widziałem w wojsku różne rzeczy.

Od Klicha dostaje się również Jerzemu Millerowi. W ocenie byłego akredytowanego to właśnie z ówczesnym szefem MSWiA współpraca była najtrudniejsza. To Miller miał sugerować Klichowi, żeby nie drażnił Rosjan, wytykając wojskowy charakter lotu. Klich przyznaje, że uważał Millera za "buca".

Zawsze miałem wrażenie, że wszyscy chcą, podobnie jak po katastrofie CASY, wszystko zwalić na pilotów. Powiedziałem wtedy premierowi: A wie pan, co sobie zapisałem na marginesie, podczas rozmowy z nim? „Buc”. I to mogło dotrzeć do ministra Millera. Może gdybym nie powiedział premierowi o tym „bucu”, to byłoby inaczej, ale trudno. Stało się

- twierdzi Klich.

Postawa Edmunda Klicha ws. śledztwa smoleńskiego od początku budziła niesmak. Przez dwa lata powtarza on rosyjskie kłamstwa dot. przyczyn tragedii z 10 kwietnia, prowadzi na własną rękę kampanię dezinformacyjną, a ostatnio rozpoczął promocję swojej książki, chcąc na narodowej tragedii robić kasę. Na promocji samego siebie od początku zależało mu najbardziej.

saż

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych