Członek KBWLLP: Wstrząsy to PRAWDOPODOBNIE uderzenia o przeszkody. Badania skrzydła? Nie miały sensu

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a wcześniej komisji Jerzego Millera Wiesław Jedynak stwierdził w RMF FM, że opierając się na dowodach można wykluczyć zamach w Smoleńsku. Jego zdaniem wstrząsy, o których mówi zespół Antoniego Macierewicza, a które zapisały rejestratory TU-154M to uderzenia o przeszkody naziemne. Prawdopodobnie.

Zapytany, czym są te dwa wstrząsy odpowiedział:

One prawdopodobnie, bo o tym musimy powiedzieć, nie wiemy przecież tak naprawdę, czym były naprawdę te zarejestrowane wstrząsy, są tylko i wyłącznie śladem uderzenia samolotu w przeszkody naziemne. To nie są jakieś znaczące przeciążenia. To są delikatne przeciążenia, które mówią o tym, że samolot zaczął uderzać o przeszkody naziemne.

Dalej stwierdza, że w zasadzie to nie są wstrząsy:

To są ślady na zapisie przy przeciążeniu poziomym i pionowym, mówiące o tym, że nastąpiło jakieś zakłócenie toru lotu samolotu. (…)

Jest to skorelowane właśnie z tym miejscem i z tym czasem, w którym samolot uderzył w brzozę.

Jedynak jest pewien, że Tupolew uderzył w brzozę, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. Na pytanie o badania drzewa i skrzydła przeprowadzone przez komisję, ciągnie wywód o czymś zupełnie innym:

Ja powiem tak - ważna w tym wszystkim jest taka racjonalizacja badań. Najpierw musimy przeprowadzić ciąg logiczny, analizy prowadzące nas do tej brzozy. My się koncentrujemy na samym efekcie, a tak naprawdę uderzenie w brzozę było skutkiem tego zaniedbania pewnych tam relacji między pilotem a samolotem. Zapominamy o tym, jak to było naprawdę, jeśli chodzi o fakty. Warto te fakty uporządkować. Czyli załoga wiedziała 25 minut przed lądowaniem o tym, że warunki są bardzo złe, poniżej absolutnie minimów. Sama poprosiła o podejście. Nie ma mowy o żadnym zwabianiu załogi w żadną pułapkę, bo na każdym etapie tego lotu mogła przerwać ten lot. Na samej prostej zniżała się do wysokości znacząco przekraczającej tę minimalną, przy której powinna rozpocząć tę procedurę odejścia, nie reagując na sygnalizację generowaną przez samolot. Bardzo dramatyczną, trwającą 20 sekund sygnalizację, mówiącą o tym, żeby odejść. I na samym końcu, gdzie samolot znajdował się na wysokości minimalnej, czyli na wysokości już kilku metrów nad ziemią, rozpoczęło się uderzanie w obiekty naziemne, więc trudno mówić tutaj o tym, żeby cokolwiek innego mogło tu być przyczyną uszkodzenia. Do tego na miejscu zdarzenia znaleziono właśnie ściętą brzozę z fragmentami materiałów pochodzących z samolotu. Znaleziono ułamany dosyć znaczący fragment skrzydła. Zresztą charakter uszkodzeń - ta końcówka skrzydła była zupełnie nieuszkodzona. Widać było bardzo wyraźnie, że została odseparowana od całości.

Trudno, żeby nie była odseparowana… Dla ścisłości dodajmy, że oderwane skrzydło znaleziono 111 metrów od brzozy, co – według ekspertów zespołu parlamentarnego – nie mogło być skutkiem uderzenia w to właśnie drzewo.

Wróćmy do pytania, które Jedynakowi umknęło – czy komisja zbadała drzewo i skrzydło? NIE!

Kolejne zasadnicze pytanie:

RMF: - Czy komisja Millera stworzyła jakieś symulacje dowodzące, że oderwanie skrzydła przez brzozę było możliwe?

Jedynak: - Wczoraj przewodniczący mojej komisji pan Maciej Lasek mówił o tym w telewizji, że nie prowadziliśmy tego dlatego, że dla nas tak naprawdę był to skutek, a nie powód tego, że ten samolot się rozbił, czyli generalnie taki model lub też symulacja pokazująca sposób rozpadu jest interesująca dla naukowców i dla osób, które chcą ten temat zbadać dokładniej, wyciągając wnioski na temat struktury budowy samolotu i tak dalej. Natomiast z punktu widzenia racjonalności badania wypadku lotniczego to nie miało takiego dużego znaczenia.

Bardzo racjonalne myślenie…

Można zakładać, że Wiesław Jedynak miał więcej danych od ekspertów zespołu parlamentarnego, ale ani on, ani jego koledzy nie zrobili z nich dobrego użytku. W RMF FM powiedział również:

Każdy ma prawo do własnego zdania, natomiast dobrze byłoby, gdyby poruszano się w obszarze ustalonych faktów, dokumentów, zgromadzonych danych, a nie dokonywano wybiórczej kwerendy tych danych po to, żeby przekazać swoją prawdę jak gdyby.

Szkoda, że komisja, której członkiem był Jedynak pracowała dokładnie według zasady, którą ekspert tak krytykuje. Bez dowodów, na domysłach, opisując zmyślenia jako fakty.

Wiarygodność specjalisty wygadującego takie rzeczy radykalnie topnieje. Zwłaszcza, jeśli specjalista ów otwarcie przyznaje, że podstawowe badania nie zostały przeprowadzone, bo nie miało to sensu.

znp, rmf.fm

 

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych