Na świecie dochodzi do gwałtownego przewartościowania układu sił. Polska stanie się beneficjentem nadchodzących porządków, jeśli posłuży się właściwym zestawem narzędzi, dokona analizy swoich atutów i obierze oraz wdroży strategię, która da jej przewagę konkurencyjną na wybranych polach. Co zaprząta głowy znaczących państw na świecie i z całą pewnością nie powinno być obojętne polskim decydentom? Cztery obszary: pieniądz (długi, inflacja, architektura finansowa), energia (surowce, geopolityka), realna gospodarka (przemysł wytwórczy, zasoby ludzkie, konkurencja), innowacyjność (własność intelektualna, korporacje narodowe, światowy podział zysków). Niestety, we wszystkich wymienionych obszarach, w których konkurują suwerenne państwa, obecnie rządząca w Polsce ekipa zasłużyła sobie na jak najgorsze oceny.
Pieniądz
Pieniądz, za sprawą rosnącego globalnego zadłużenia i inflacji, traci szybko na wartości. Ciągle króluje dolar, do wielkości pretenduje euro, w cieniu jena zaś skrywa się juan. Chińska waluta, od niedawna bezpośredni środek płatniczy w wymianie gospodarczej między Japonią i Państwem Środka, ma szansę w ciągu najbliższych kilku lat stać się jedną z walut rezerw banków centralnych.
Rezerwy walutowe nie stanowią jednak już zabezpieczenia gwarantującego stabilność finansową. Przeciwnie. A to ze względu na spiralę zadłużenia, z której nie ma ucieczki, chyba że poprzez wzmożoną inflację. Ostatnio nawet chyba Niemcy podzieliły ten pogląd, skoro przyzwoliły Europejskiemu Bankowi Centralnemu (EBC) na wpompowanie w system bankowy w ciągu zaledwie dwóch miesięcy ponad jednego biliona euro (tysiąc miliardów)! Znaczący jest fakt, że ponad połowę z kredytów EBC oprocentowanych na 1 proc., a więc poniżej stopy inflacji, otrzymały banki niemieckie.
W Polsce system bankowy w rękach zagranicznego kapitału stanowi niewątpliwie barierę rozwoju gospodarczego, ponieważ kapitał ma jednak narodowość. Prawo bankowe dyskryminuje zdane na miejscowe porządki polskie firmy wobec zagranicznych konkurentów. Zwłaszcza zapisy o bankowym tytule egzekucyjnym wydawanym na zamkniętej sesji sądu bez udziału wierzyciela prowadzą do częstych nadużyć. Dokumenty bankowe, traktowane z mocy prawa jako urzędowe, są w praktyce nie do wzruszenia przed sądem, nawet jeśli racja leży po stronie polskiego przedsiębiorcy. Sądy w sporze z zasady dają wiarę bankom, choć te pozostają pod kontrolą obcego kapitału i działają w jego interesie. Przykłady można mnożyć bez końca. Polskie przedsiębiorstwa pozbawione dostępu do kredytu lub też nieufne wobec banków nie mają równych szans rozwoju nawet na rynku krajowym, co dopiero mówić o ekspansji zagranicznej. Niestety, polityka gospodarcza w naszym kraju w dużej mierze jest zdeterminowana przez stosunek własności w sektorze bankowym. Wyrazem tego okazuje się również polityka fiskalna, a ostatnio monetarna państwa, która za sprawą decyzji szefa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki i ministra finansów Jacka Rostowskiego prowadzi na manowce. Włos na głowie się jeży już od samych wypowiedzi rodzimych finansistów. Oto by pozyskać 6,2 mld euro i pożyczyć je na procent poniżej poziomu inflacji (?!) poprzez Międzynarodowy Fundusz Walutowy europejskim bankrutom (?!), w domyśle bankom niemieckim i francuskim, szef NBP Marek Belka w telewizyjnym wystąpieniu na pytanie dziennikarza odpowiada, że sprzeda... francuskie obligacje! Faux pas!!! Przecież w języku finansów to wypowiedzenie wojny! Może dlatego Rostowski radzi pakować walizki?! Bezradność ekipy rządzącej odczuwają na własnej skórze i w portfelach Polacy. Dość powiedzieć, że zamieszanie przy liście leków refundowanych w styczniu i lutym spowodowało spadek obrotów aptek o 24 procent. Ponieważ spadkowi złotówkowej wartości sprzedaży farmaceutyków towarzyszyły skokowe podwyżki cen, nieraz o kilkaset procent, znakiem tego spadek sprzedaży w ujęciu towarowym musiał być znacznie głębszy, co z kolei prowadzi do uprawnionego wniosku, że znacznej części społeczeństwa nie stać obecnie na wykup leków. Podobnie mają się sprawy z planowanym podniesieniem wieku emerytalnego. Podjęcie tego tematu w sytuacji rosnącego bezrobocia, obecnie na poziomie 13,3 proc., do niedawna najwyższym od 5 lat, stanowi wyraz bądź głupoty ze strony rządzących, bądź jest wynikiem desperacji wskazującej na brak płynności w budżecie państwa i dramatyczne uzależnienie od nowych kredytów z zagranicy. Może też dlatego skołowany i wystraszony Donald Tusk nieustannie wchodzi do strefy euro, ostatnio w 2015 roku. To doprawdy wyraz nieuleczalnego natręctwa bądź chęć skorzystania w razie czego z europejskiej "pomocy" na grecką modłę oraz poparcia politycznego Unii w razie załamania w finansach publicznych w Polsce.
Z całą pewnością złoty stanowi dla nas główny atut w globalnej rozgrywce i sposób na odzyskanie kontroli nad systemem finansowym. NBP nie powinien udzielać pożyczki MFW, bo jej przeznaczenie jest sprzeczne z prawem zarówno europejskim, jak i polskim (bank centralny nie może finansować deficytu budżetowego, a tym bardziej deficytu budżetowego obcego państwa). A nie należymy przecież do strefy euro! Skoro jednak rezerwy walutowe NBP mogą stracić realną wartość ze względu na niepewną sytuację na świecie, nadmierne zadłużenie USA i groźbę inflacji, czy nie należy poważnie pomyśleć o ich wykorzystaniu? Polska potrzebuje jak powietrza kapitału inwestycyjnego. Moim skromnym zdaniem, owe 6,2 mld euro z NBP powinno stanowić zaczyn Narodowego Funduszu Rozwoju Polski. Z biegiem czasu kapitał z Funduszu mógłby zastąpić malejące dotacje z Unii Europejskiej.
Czas ucieka, system światowych finansów trzeszczy w szwach, lada dzień pęknie. Co na to premier? Podpisuje pakt fiskalny, który ograniczy naszą suwerenność finansową, a przede wszystkim poprzez zapisy o tzw. deficycie strukturalnym zastopuje inwestycje i jeszcze bardziej pogłębi wysokie przecież bezrobocie.
Energia
Głośno od tygodni o potencjalnym konflikcie w cieśninie Ormuz. Irańczycy grożą, że jej blokada uniemożliwi wymianę handlową, a przede wszystkim dostawy ropy naftowej do Europy. Kilka lat temu sama deklaracja wywołałaby konflikt zbrojny. Jednak po Iraku i Afganistanie, po zasmakowaniu w rodzimych złożach gazu i ropy łupkowej, USA nie są tak skore do gorącej wojny. Mogą za to być zainteresowane podtrzymywaniem wysokich cen surowców energetycznych. W Stanach Zjednoczonych bowiem po sukcesie z gazem łupkowym rodzą się strategie przewagi kosztowej nad resztą globu i powrotu przemysłu wytwórczego do USA.
Konflikt w Iranie dodałby wagi politycznej... Polsce. Unia Europejska może, wobec niepewnych dostaw z Rosji, postawić na eksploatację i rozwój zdolności wydobywczych gazu i ropy z łupków. Powinniśmy być na tę ewentualność przygotowani. Wymarzony przeze mnie Fundusz byłby, jak znalazł. Posłużyłby do zintensyfikowania poszukiwań złóż gazu łupkowego i do stworzenia infrastruktury przemysłowej, bez której wydobycie gazu z łupków w Polsce pozostanie marzeniem. Stanowisko ekipy rządzącej w kwestiach gazu łupkowego wydaje się co najmniej zastanawiające. Zarzucam jej, że utrąca kosztowne, aczkolwiek wielce zyskowne przedsięwzięcie, jakim mogłaby okazać się eksploatacja gazu łupkowego. Inwestorzy zagraniczni już wkrótce stracą zapał i wycofają kapitał, bo ciągle nie znają struktury podatkowej, regulacji środowiskowych i geologicznych, które miałyby ich obowiązywać, a przede wszystkim nie są pewni zakresu praw majątkowych, jakie nabyli wraz z koncesją na poszukiwanie gazu. Przemysłowe wydobycie gazu łupkowego wymaga olbrzymich nakładów kapitałowych. W tej sytuacji po prostu szokuje raport rządowy, który kilkunastokrotnie obniża amerykańskie szacunki zasobów tego surowca w Polsce. Raport opiera się głównie na wynikach odwiertów dokonanych... przed 1989 rokiem, kiedy eksploatacja bogactw naturalnych w Polsce z całą pewnością nie stanowiła priorytetu, a wieść niesie, że wiele z tych "odwiertów" dokonano jedynie na papierze!
Realna gospodarka
Niemcy ściągają do siebie polską młodzież, kusząc ją stypendiami, nauką zawodu, ucieczką od udręki bezrobocia. I to w czasie, kiedy polskie finanse publiczne uginają się pod ciężarem nierównowagi w systemie emerytalnym - coraz mniej pracujących płaci składki ZUS na pokrycie bieżących wypłat emerytur. Polska racja stanu nakazuje: po pierwsze - politykę prorodzinną (zwolnienia podatkowe na dzieci i zasiłki rodzinne dla mniej zamożnych), po drugie - tworzenie atrakcyjnych miejsc pracy w kraju. By zabiegi te miały sens, aby Polki rodziły dzieci w Polsce, nie w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, budżet państwa powinien ponosić koszt rzędu 40 mld zł rocznie w formie ulg podatkowych, ale także bezpośredniej pomocy dla najuboższych rodzin (dr Cezary Mech, były wiceminister finansów). Takie możliwości finansowe Polska może osiągnąć tylko przez aktywną politykę, tworzenie miejsc pracy o wysokiej wartości dodanej oraz przez skuteczną reindustralizację. Podstawą takiej strategii powinno być obniżenie kosztów energii. Wobec cen, jakie płacimy za gaz i ropę z Rosji, obecnie najwyższych w Europie i na świecie, nasz przemysł chemiczny może podzielić los sektora stoczniowego. Już wkrótce, mimo odległości, USA będą mogły zaproponować nawozy sztuczne i inne chemikalia po konkurencyjnych cenach dzięki niskim kosztom energii wynikającym z przemysłowej eksploatacji gazu łupkowego. Również Polska powinna w oparciu o tanią energię z gazu łupkowego dążyć do odbudowy przemysłu wytwórczego (huty, przemysł maszynowy, stoczniowy), który będzie zdolny wchłonąć rzesze młodych wykształconych, choć dzisiaj bez pracy. Polska powinna postawić przy tym na zharmonizowany i zrównoważony rozwój.
Atutami naszymi pozostają struktura własności ziemi i zasoby ludzkie na wsi. Strategia nastawiona na ekologiczne rolnictwo, średniej powierzchni gospodarstwa o zrównoważonej produkcji i zdrową polską żywność pozostaje w obszarze pustej retoryki. Choć zawartość szkodliwych pestycydów w glebach uprawnych na terenie Polski okazuje się najniższa w Europie i popyt w Unii Europejskiej na zdrowe produkty z Polski niezależnie od kryzysu rośnie, następują kolejne próby wprowadzenia tylnymi drzwiami upraw genetycznie modyfikowanych (takie rolnicze ACTA). Jeśli chodzi o odnawialne źródła energii, należy skoncentrować nasz wysiłek na geotermii ze względu na podobną do gazu łupkowego technologię poszukiwań i istniejące bogate zasoby.
Innowacyjność
Na mechanizmy podziału zysków na świecie mogliśmy przez chwilę ukradkiem zerknąć po trzęsieniu ziemi i tsunami w Japonii. Przemysł samochodowy stanął nagle na całym świecie. Okazało się, że w dotkniętym katastrofą rejonie produkowano kluczowe podzespoły do samochodów, nie tylko japońskich marek. Oto niezbity dowód, który wskazuje, na czym polega walka o zyski. Główną rolę grają duże, narodowe koncerny. Cóż, bez podzespołu kupionego bardzo drogo w Japonii daleko nie zajedziesz! Interes koncernów miała chronić umowa ACTA. W Chinach gościła niedawna kanclerz Niemiec Angela Merkel. Chwaliła się paktem fiskalnym, grała umową ACTA, zabiegała o wsparcie finansowe dla Unii Europejskiej. Starała się pozyskać Chiny jako strategicznego partnera. Wskazywała na możliwości inwestycyjne w krajach europejskich dotkniętych kryzysem finansów publicznych. Mam wrażenie, że i Polska została wystawiona na sprzedaż wraz z podpisaniem paktu fiskalnego, który zahamuje inwestycje, a w konsekwencji może wywołać zapaść finansów publicznych.
Polska znajduje się na dole europejskiej tabeli, jeśli chodzi o innowacyjność w gospodarce. Za nami plasuje się jedynie (wg jednego z opracowań) Albania. Produkujemy podzespoły bez własnego wkładu technologicznego, przeważnie na potrzeby niemieckich odbiorców. Stajemy się w szybkim tempie regionem bardzo taniej siły roboczej. Wykształcona młodzież wyjeżdża. Czy w tej sytuacji któremuś z decydentów przeszło przez usta słowo "grafen" (głośny polski wynalazek)? Czy debatujemy otwarcie nad efektywnym wykorzystaniem bogactw naturalnych (gaz łupkowy, geotermia)? Czy budujemy narodową strategię rozwoju, dzięki której powstaną wpływowe polskie koncerny międzynarodowe? Niestety nie. Rząd nie wypełnia swych podstawowych obowiązków. W innowacyjności mamy największy dystans do odrobienia i w żadnym wypadku Polska nie powinna ratyfikować lub stosować się do umowy ACTA, bo będziemy spłaceni za nasz wysiłek po kosztach. Zyski wezmą inni.
Słowo prawdy
Przed dwoma laty zbulwersowała mnie wymowa wywiadu Jana Krzysztofa Bieleckiego w "Rzeczpospolitej", w którym były premier Polski powiedział (sens przytaczam z pamięci), że narodowe cechy powodują, iż Polacy zdani będą zawsze na skromne państwo. Innymi słowy, nie potrafimy sami się rządzić i lepiej dla nas, jeśli ktoś nami pokieruje. Z kolei obecny komisarz ds. budżetu Unii Europejskiej Janusz Lewandowski tłumaczył przed laty, że Polacy skazani są na pracę najemną, bo nie posiadają własnego kapitału. Ludzie pokroju Bieleckiego i Lewandowskiego prowadzą kraj na manowce. Pogrążają nas w długach, marnotrawią zasoby naturalne. Kłamią rano, kłamią wieczorem. Nienawidzą wręcz przejawów polskiej zaradności. Wystarczy wspomnieć Telewizję Trwam czy Kasy SKOK. Nie chcą wiedzieć, że największym bogactwem państwa są ludzie, ich pomysły, inicjatywa, przedsiębiorczość, wspólnota interesu narodowego.
Obecna kasta rządząca realizuje osławiony model dyfuzyjny, tylko że... w europejskiej skali. Centrum stanowi gospodarka niemiecka i jej interesowi rządzący podporządkowują swoje decyzje. Polsce przypada rola peryferii, z których młodzi ludzie uciekają do centrum, kuszeni zarobkami, wydolnym systemem emerytalnym i szczodrą opieką państwa roztoczoną nad rodziną. Przy takiej polityce Polskę czeka wyludnienie, a rządzący będą używać każdego wybiegu, by zmniejszyć wydatki na ubezpieczenia społeczne i system emerytalny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/130825-rzady-bezradnosci-pograzaja-nas-w-dlugach-marnotrawia-zasoby-naturalne-nienawidza-wrecz-przejawow-polskiej-zaradnosci