"Lansowanie tezy o zamachu i brak sprzeciwu prokuratury może prowadzić do wojny domowej"- uważa Roman Giertych, który był gościem "Kropki nad i". Jego zdaniem, postępowanie PiS ws. katastrofy smoleńskiej może prowadzić do powstania w Polsce dwóch obozów, które będą "nienawidzić się tak, że gotowe będą popełnić zbrodnię". Roman „Romek pisze pozwy” Giertych stał się po zakończeniu współpracy z Jarosławem Kaczyńskim jedną z głównych gwiazd liberalnych mediów. Były diabeł wcielony, którego „wrzucano w worze do jeziora” jak każdy wróg Kaczyńskiego został oczyszczony z łatki oszołoma, po tym jak złożył samokrytykę polegającą na medialnym „polowaniu na kaczkę”. Nie jest to nic zaskakującego. Giertych poszedł śladem niemal wszystkich byłych współpracowników Kaczyńskich, którzy za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przez królową Monikę albo królewicza Tomasza zostali namaszczeni na neofitów „antykaczyzmu”. Na razie jedynie Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski nie stają się gwiazdami mainstreamu. Z własnego (na szczęście) wyboru i, nie zapominajmy o tym, „zbrodniczej” przeszłości delfina, którą trudno wytłumaczyć „weteranom opozycji” z czasów IV RP. Dziś Roman Giertych razem z Moniką Olejnik zastanawiali się więc, gdzie by byli w „wymarzonym państwie Kaczyńskiego”. Okazało się, że Giertych nie byłby prawnikiem a Olejnik dziennikarką. Tak przynajmniej oboje sądzą. A wszystko przez to, że Kaczyński buduje po Smoleńsku specyficzną narrację, która ma na celu napuszczenie jednych Polaków na drugich. Na dodatek ta narracja jest na tyle mocna, że przerodzi się w krwawą rzeź (wczoraj pisałem o Kill Billu) znaną z filmów Tarantino albo slasherów Carpentera. Nihil novi. Czy jednak o Smoleńsk tutaj naprawdę chodzi? Wolne żarty.
Czyż dokładnie tego samego nie mówiono usprawiedliwiając wprowadzenie stanu wojennego, który zapobiegł wyrzynaniu przez Solidarność członków partii a potem wszystkich Polaków przez kumpli Jaruzela z Kremla? Czyż nie przekonywano już w III RP, że w Polsce jak w Jugosławii obudzą się demony „nacjonalizmu”, które doprowadzą do obrazów znanych z Kambodży czy Kresów? Przecież my to wszystko już słyszeliśmy! Oczywiście nie wiadomo do dziś czy Kaszubi mieliby wyrzynać górali, czy może Mazurzy Warmiaków. Wiadomo, że polałaby się krew jak w „Róży” Smarzowskiego. Dlatego arcykapłan dziennikarstwa i Überautorytet uznał, że trzeba za wszelką cenę zatrzymać demony patriotyzmu. I zatrzymywano. Jak na prawo od „Kaczorów” był Giertych, to walono w tego „antysemitę podniecającego się gettami ławkowymi” i spadkobiercę Dmowskiego. Wcześniej antysemitą był wąsacz „bendem prezydentem” i Stefan Niesiołowski ze swoją katolicką bandą ajatollahów. Zawsze ktoś chciał podpalić pochodnią patriotyzmu nasz kraj, na którego straży stała na szczęście udecja. O to samo był oskarżany Jarosław Kaczyński w latach 2005-07. Oczywiście wtedy jego pretorianinem był Roman Giertych i Andrzej Lepper. Teraz ten pierwszy jest już kumplem Radka Sikorskiego i nowej gwiazdy TVN Michała Kamińskiego, który odpala niebawem książkę pod wielce "gustownym" i "błyskotliwym" tytułem- „Koniec PiS”. Od podpalania został już tylko Kaczyński. Jednak spokojnie. Jak jego zabraknie na scenie politycznej, to będzie następny. To nie o Kaczyńskiego tutaj chodzi.
Abstrahując już od samych przesądów oświeconych Polaków od „inteligenckiego głosu w naszych domach”, należy jednak zadać sobie pytanie czy nasz kraj jest rzeczywiście podzielony. Jest? Bez wątpienia tak. Jednak ten podział dotyczy głównie inteligencji i tych, którzy interesują się w podstawowym zakresie polityką. Ilu takich jest? Popatrzmy na frekwencję wyborczą i poziom sprzedaży poważnych politycznych gazet w Polsce. Będziemy mieli odpowiedź na to pytanie. Dwukrotne zwycięstwo Platformy Obywatelskiej po 10/04 pokazało jak „ważna” dla Polaków jest kwestia Smoleńska i związana z nią kompromitacja, pożal się Boże, polskiego rządu. Naprawdę nikt w Polsce przez Smoleńsk, lustrację, dekomunizację czy politykę zagraniczną cieszącego się ponad 70 procentowym poparciem „wybitnego intelektualisty” z Belwederu nie będzie się ciął maczetami. Zgadzam się z Rafałem Ziemkiewiczem, który napisał, że Jarosław Kaczyński może wygrać tylko jeżeli Polacy będą chcieli ukarać ( zapewne tylko w przypadku poważnego kryzysu finansowego i wielkiego tąpnięcia) Donalda Tuska i zagłosują na jego największego wroga. Jednak nawet wtedy wątpię by sąsiad naparzał się z sąsiadem przez „zamach w Smoleńsku”. Nawet 100 Kaczyńskich i 200 Tusków nie jest w stanie do tego doprowadzić.
Nie jest tajemnicą, że największą tragedią dla Tuska byłby brak Kaczyńskiego. Dlatego otoczenie premiera wie, że trzeba kopać w klatkę, w której się prezes PiS znajduje. Działało to w ostatnich 5 latach. Może więc działać dalej. Chyba, że Kaczyński znów wytnie wszystkim numer i przeobrazi się w kogoś, kogo Tusk panicznie się boi- w intelektualnie ostrego jak brzytwa, ale jednocześnie ciepłego Jarosława Kaczyńskiego, znanego ze słynnej debaty z Adamem Michnikiem z początku lat 90-tych, albo z czasu fenomenalnej kampanii prezydenckiej z 2010 roku. Czy jednak Kaczyński jest jeszcze do tego zdolny? Nie można tego wykluczać. Wtedy jednak nie wystarczy slasherowa opowieść polskich elit. Będzie trzeba wymyślić coś nowego. Bardziej odlotowego. Giertych pokazuje, że nie jest to niemożliwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/130732-smolenska-masakra-pila-lancuchowa-teraz-kaczynski-buduje-narracje-ktora-ma-na-celu-doprowadzenie-do-slasherowej-rzezi