(…) Trzymajmy się faktów, inaczej zwariujemy (…)
(…) Dziennikarka apelowała, by ws. katastrofy powtarzać racjonalne argumenty, "bo inaczej zwariujemy".
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,11550467,Wielowieyska_w_TOK_FM__Polacy_sa_oglupiani_teoriami.html
Stało się najgorsze, dziennikarka Gazety Wyborczej zwariowała, bo przestała trzymać się faktów. Tak wynika, z nieprawdziwych informacji, które Dominika Wielowieyska przekazała w wywiadzie dla tok.fm.
Pozwólmy jej się wyleczyć, dajmy jej antidotum, prawdziwe informacje, odkłammy jej rzeczywistość.
1. Dominika Wielowiejska powiedziała: (…)„Nie wszyscy Polacy nie mają świadomości, że polscy prokuratorzy i biegli byli na miejscu już w dniu katastrofy”
Prawda jest taka, że:
- Katastrofa zdarzyła się rano 10 kwietnia o godzinie 08:41 czasu polskiego. Miejsce tragedii zostało natychmiast otoczone przez rosyjskie służby specjalne. Polscy prokuratorzy dotarli na miejsce tragedii dopiero w godzinach wieczornych a więc kilkanaście godzin po tragedii.
2. Dominika Wielowiejska powiedziała: „Zaraz potem badali wrak i jego położenia, pobierali próbki, które są wykorzystywane w śledztwie.
Prawda jest taka, że:
- po dotarciu na miejsce tragedii polscy prokuratorzy zostali „aresztowani” przez Rosjan – zabrano im telefony i na kilka godzin zamknięto w hangarze. Prokuratorzy nie mieli możliwości pobierania próbek z wraku samolotu. Nie ma żadnego dokumentu potwierdzającego wykonanie takich badań przez polskich prokuratorów.
3. Dominika Wielowiejska powiedziała: (…) Nie stwierdzono żadnych substancji wybuchowych(…)
Prawda jest taka, że: Gdyby Pani Dominika Wielowiejska czytała www.wpolityce.pl zamiast gazeta.pl, to by wiedziała, że:
http://wpolityce.pl/artykuly/23988-jak-komisja-millera-i-rzad-tuska-wybuch-w-tu-154m-wykluczali
(…) Choć komisja J. Millera „wyklucza” wybuch, to na podstawie danych zawartych w załączniku numer 4 do raportu J. Millera (załącznik 4.9.1 strony 294-308) wynika, że:
- badano tylko próbki ubrań, banknotów przesłane przez Rosjan do Mińska Mazowieckiego kilka tygodni po tragedii.
- nie badano części samolotu.
- próbki nie zawierają opisu z jakiej części samolotu zostały pobrane oraz czy zostały pobrane z bagażu podręcznego czy z głównego
- badania zostały przeprowadzone tylko na występowania niektórych substancji wchodzących w skład ładunków konwencjonalnych i śladów promieniotwórczych
- nie przeprowadzono pełnych badań na występowanie wszystkich ładunków niekonwencjonalnych i broni termo barycznej.
- wykryto obecność węglowodorów alifatycznych, naftenowych i aromatycznych zawierających w cząsteczce od 8 do 14 węgli.
Jednak bardzo istotne jest kolejne zdanie i jedno użyte słowo: „związki te są pozostałością paliwa lotniczego a ich obecność jest najprawdopodobniej następstwem wypadku lotniczego”
Słowo „najprawdopodobniej” zostało „najprawdopodobniej” użyte gdyż związki te są także składnikiem bomby paliwowo-powietrznej. Badania widocznie nie mogły stwierdzić jednoznacznie, jak „węglowodory” się na próbkach znalazły.
Słowo „najprawdopodobniej” zostało także „najprawdopodobniej” użyte, gdyż komisja Jerzego Millera zleciła badanie instytucji, która… nie ma akredytacji do badań na obecność materiałów wybuchowych oraz węglowodorów (składników paliwa lotniczego i broni termobarycznej oraz paliwowo-powietrznej).
Do kolekcji „kontekstu Miller-Miedwiediew” można dodać skan fragmentu „Uwag RP do projektu raportu MAK”, w których strona polska stwierdza, że nie otrzymała od Rosjan wyników żadnych badań, które mogłyby wykluczyć lub potwierdzić zaistnienie na pokładzie rządowego Tu-154m wybuchu.
4. Dominika Wielowiejska powiedziała: (…)Dziennikarka "Gazety Wyborczej" przypomniała, że polscy biegli zbadali okoliczne drzewa, co jest opisane w raporcie Millera. - Czytałam w brukowcach rozmaite wypowiedzi naukowców, którzy domagają się zbadania brzozy. Apeluję do dziennikarzy, żeby takich naukowców przepytać z wiedzy, znajomości raportu Millera. Raport Millera jest koszmarną lekturą - naszpikowaną liczbami, danymi, bardzo trudno się przez to przebić, ale tam jest wiele ustaleń. Pewnie nie każdemu się chce, ale naukowiec powinien przysiąść i ten dokument przeczytać, skoro chce się wypowiadać
Prawda jest taka, że:
- Edmund Klich stwierdza kilka miesięcy po tragedii, że polscy specjaliści nie badali brzozy i skrzydła a na pytanie, w jaki sposób wie, że brzoza urwała skrzydło wyjaśnia: ”jak walnęło to się urwało”
- w raporcie Millera nie ma żadnych wyników badania brzozy i skrzydła a komisja Millera nawet nie jest pewna średnicy „pancernej brzozy” i określa ją na ok. 20-30 cm średnicy. Komisja Millera, nie zna też dokładnie rzekomego miejsca złamania.
- polscy biegli zbadali okoliczne drzewa dopiero w wrześniu 2011 roku a więc ponad 1,5 roku po tragedii.
Prokurator Kopczyk przed wyjazdem do Smoleńska we wrześniu 2011 roku mówił, że "nie będą to badania chemiczne, lecz oględziny i pomiary" "Nie będziemy mieli możliwości pobierania żadnych próbek. Jeśli taka konieczność zajdzie, to wystąpimy o to w kolejnym wniosku o pomoc prawną - wskazał. Dotychczas nie zwracaliśmy się o pobieranie próbek, gdyż to biegli powinni stwierdzić, co jest potrzebne. Nie chcieliśmy na wyrost kierować wniosków, które mogłyby się okazać nietrafione. Po to są biegli. Po to przyjechali z nami w takiej liczbie, by mogli wskazać konkretnie, czego potrzebują. Wtedy będziemy występować o pomoc prawną do Federacji Rosyjskiej." http://www.rmf24.pl/raport-lech-kaczynski-nie-zyje-2/fakty/news-rosja-polscy-prokuratorzy-i-biegli-rozpoczeli-prace-w,nId,361177 (uzupełnienie dzięki @Marii z komentarza pod tekstem)
- w raporcie Millera zostały najprawdopodobniej bezprawnie wykorzystane zdjęcia rosyjskiego fotografa-amatora z 12-15 kwietnia (2-3 dni po tragedii), który jest takim amatorem, że kilka miesięcy wcześniej był wpuszczony na tajne manewry „Specnazu”- czyli jednej z najtajniejszych i najgroźniejszych rosyjskich służb specjalnych.
- na podstawie tych, zdjęć, robionych kilka dni po tragedii przez nadwornego fotografa „Specnazu”, komisja Millera „rekonstruowała” ostatnie sekundy lotu gdyż dane z czarnych skrzynek i z komputera pokładowego nie zgadzały się z „mitem pancernej brzozy”. Załącznik numer 4, raportu Millera strona 2/12 i 3/12 w którym pojawia się symbol *parametr wyliczony), w którym komisja Millera jednoznacznie stwierdza: „Położenia samolotu w przestrzeni od bliższej radiolatarni do momentu zetknięcia z ziemią określone na podstawie śladów zderzeń z przeszkodami terenowymi”
- Zarówno komisja MAK jak i komisja Millera ukryła TAWS#38, który wykazuje, że samolot nie mógł dotknąć brzozy.
- Odczyty kopii "czarnej skrzynki" wykonane przez Instytut dr J. Sehna z Krakowa tam gdzie Rosjanie odczytali „odgłosy uderzenia w drzewa” w rzeczywistości jest „odgłos przesuwających się przedmiotów”
- polscy prokuratorzy oświadczyli w kwietniu 2012 roku, że w rosyjskich aktach nie ma żadnej wzmianki o „pancernej brzozie”, która miałaby jakoby złamać skrzydło.
Podsumowując, zgodnie z zaleceniem Dominiki Wielowieyskiej, aby nie zwariować należy czytać uważnie raporty i wszystkie załączniki i je weryfikować oraz uzupełniać wiedzę o wszystkie istotne informacje, inaczej będziemy mylić fikcję z rzeczywistością, kłamstwo z prawdą tak jak dziennikarka „GW” Dominika Wielowieyska, która wedle jej słów zalicza się do grona wariatów, wyznawców pancernej brzozy, sekty, której kapłanem jest nadworny fotograf „Specnazu”, Siergiej Amielin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/130718-dziennikarka-gazety-wyborczej-dominika-wielowieyska-zwariowala