Skoro Platforma nie będzie broniła Gowina zbyt szczerze, muszą go bronić oddolnie konserwatyści ze wszystkich obozów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Andrzej Hrechorowicz
PAP/Andrzej Hrechorowicz

Ruch Palikota przygotowuje wniosek o wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.

"Minister Gowin, jako minister stojący na straży sprawiedliwości, pokusił się o kilka publicznych wypowiedzi, dotyczących praw i pozycji kobiet, nierównego statusu społecznego w ramach konstytucji kobiety i mężczyzny, które go kompletnie dyskwalifikują. Te poglądy są niezgodne z polską konstytucją i polskim porządkiem prawnym" - mówił podczas konferencji prasowej Palikot.

Chodzi o wypowiedzi Gowina, w których krytycznie ocenił treść konwencji Rady Europy z maja 2011 roku dotyczącej zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej. Uznał ją za dokument "będący wyrazem ideologii feministycznej". Słusznie zresztą.

Wcześniej Palikot wulgarnie obraził Jarosława Gowina.

Palikot wyraźnie wziął ministra sprawiedliwości na celownik. Nie ma tygodnia, by go nie zaatakował. Owszem, to jest jakieś echo układanki partyjnej z czasów, gdy Palikot był w PO - wówczas Gowin go zwalczał, w sojuszu ze Schetyną.

Ale to przede wszystkim wyraz taktyki w wojnie o kształt światopoglądowy Polski. Atakując Gowina, nękając go, wikłając w ciągłe starcia, docelowo uniemożliwiając mu normalne pełnienie funkcji ministerialnej, Palikot próbuje narzucić Polakom przekonanie, że konserwatywnych poglądów w świecie polityki prezentować nie można - że można epatować jedynie poglądami lewicowymi czy lewackimi. Chodzi więc o taki schemat, w którym konserwatyści mogą być co najwyższej milczącymi, suchymi urzędnikami, niezdolnymi do realnego działania w imię swoich wartości, a ludzie lewicy mogą swobodnie, nie napotykając na opór, forsować swój agresywny program przebudowy społecznej. Przykładem klasycznym, choć jeszcze w mikroskali, był - jeszcze w zeszłej kadencji - medialny atak na pełnomocnika rządu ds. równego traktowania Elżbietę Radziszewską, stojącą na gruncie zdroworozsądkowego, bardzo łagodnego zresztą konserwatyzmu. Radziszewską wyeliminowano skutecznie, a premier grzecznie zastąpił ją panią, której nazwiska wciąż się nie nauczyłem, ale która wie, że należy forsować lewicowe projekty ideologiczne - których konsekwencji wyraźnie zresztą nie rozumie.

W tej sferze ma obowiązywać asymetria, tak fatalnie wpływająca na życie publiczne wielu państw zachodnich, a szerzej - całej cywilizacji europejskiej.

Coś takiego mamy już w mediach: prawicowcy udają, że nie mają poglądów, uśmiechają się w obliczu największych bezeceństw w imię przetrwania. Lewicowcy, postkomuniści i liberałowie zaś swoich przekonań nie ukrywają.

Lekcja udzielona Gowinowi ma więc być lekcją pokazową dla całej klasy politycznej, przynajmniej tej poza-pisowskiej. Ale i dla PiS-u będzie miała skutki, bo przesunie centrum debaty w lewo. To ma być polska wersja sprawy Rocco Butiglione - czyli ostentacyjnego utrącenia kandydatury włoskiego polityka na unijne stanowisko, tylko dlatego, że zgodnie z prawdą stwierdził, iż dla katolika homoseksualizm jest grzechem. Zresztą Butiglione lekcję zrozumiał, i ostatnio homoseksualistom stara się przypodobać.

W takiej sytuacji partia Gowina, gdyby rzeczywiście pilnowała swojego statusu partii środka,  powinna uderzyć mocno w kogoś z lewicy, by atak Palikota zrównoważyć. Np. zażądać odwołania wicemarszałka Wandy Nowickiej za jej, sądownie uznane, powiązania z przemysłem mordującym nienarodzone dzieci. Ale PO tego oczywiście nie zrobi, bo po pierwsze, wydaje się, że dziś Tusk sprzeda każdą wartość i zasadę za unijny awans, a po drugie, głosy Palikota, coraz bardziej potrzebne, są premierowi bardziej niezbędne niż kilku  Gowinów.

Skoro Platforma nie będzie broniła Jarosława Gowina zbyt szczerze, muszą go bronić konserwatyści ze wszystkich obozów, oddolnie, społecznie, ale i partyjnie. Muszą go bronić ruchy społeczne, organizacje, stowarzyszenia, także ludzie Kościoła. Nie z powodu miłości do tego konkretnego polityka (można mieć jego różną ocenę), ale dlatego, że stawka jest o wiele wyższa niż los samego ministra sprawiedliwości. Stawką jest prawo do głoszenia naszych wartości w czasie pełnienia urzędu, do równoprawnego z lewicą artykułowania własnych przekonań.

Szczególna odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy deklarują się jako konserwatyści wewnątrz PO. Jeżeli nie wymuszą na swojej partii realnej, szczerej obrony ministra sprawiedliwości, jeżeli sami nie podejmą kontrakcji, jeżeli nie odpowiedzą ogniem, cały ich konserwatyzm stanie pod jeszcze większym znakiem zapytania, a w pewnym sensie - umrze. Bo bez cnoty odwagi inne cnoty są niewiele warte.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych