Z dziennika Bronisława Komorowskiego
Poniedziałek
Koziej znowu bawi się w głównym hallu w pałacu tymi swoimi zdalnie sterowanymi zabawkami. Coraz częściej myślę, że zrobienie go szefem BBN to jednak był błąd. Dzisiaj był u mnie ambasador Uzbekistanu, mieliśmy mieć poważną rozmowę o sytuacji strategicznej w Ameryce Południowej, a tu nagle z góry spada na ambasadora jakiś taki ni to helikopterek, ni to samolocik. Koziej tłumaczy, że testuje nowe rozwiązania dla polskiej armii i że to jest przyszłość wojska. Ale dlaczego, na Boga, musi to robić na biednym Uzbekistańczyku?
Korekta: Jaromir Sokołowski twierdzi, że Uzbekistan to w Azji, a nie w Ameryce Południowej. Czyżbym stracił pół godziny na rozmowę o czymś, na czym ambasador kompletnie się nie zna? A, to może dlatego ciągle mówił: „Jak byłem na wakacjach w Meksyku…”. Też mi się to wydało podejrzane.
Korekta 2: pani Jola z sekretariatu mówi „Uzbek”, nie „Uzbekistańczyk”. Sprawdziłem dyskretnie w encyklopedii. Faktycznie, Uzbek.
Wtorek
Miałem dzisiaj naradę z moimi doradcami o tej całej historii w szkołach. Nie mieszałbym się w tę aferę, ale gadałem z Grześkiem i on twierdzi, że można trochę napsuć krwi Donaldowi, a jak się tym zajmę tak propaństwowo i z godnością, to zyskam punkty i będę ponadpartyjny.
Ale ja nadal po tej naradzie mądrzejszy nie jestem. Tadzio jak tylko usiadł na kanapie, tak zaraz zasnął. Jeszcze głowę oparł Lityńskiemu na ramieniu. Lityński bardzo szybko mówi, w ogóle niewiele z tego rozumiem. I jeszcze tak śmiesznie podskakuje. Nałęcz – sam historyk, ale w ogóle nie pojmuje, że to jest polityka i ciągle gada, że to pisowski protest. Kuźniar mu wtórował, strasznie się podekscytował i w końcu zaczął twierdzić, że najlepiej w ogóle tę historię skasować. I z kim ja muszę pracować? Nie ma to tamto, spotkam się po prostu znowu z Grześkiem i razem ustalimy, co robić.
A Tadzia nikt nie obudził i tak został na tej kanapie. Chyba nadal tam jest, choć już dziesiąta wieczorem.
Piątek
Koziej mi pokazał, że na Jutjubie jest moje pamiętne przemówienie z Waszyngtonu. To, gdzie tak barwnie opowiadałem o polskiej historii i o bigosie. Ucieszyłem się. Dobrze, że ludzie będą mogli się zapoznać z oryginałem i zrozumieją, jakie to było dowcipne i ciekawe.
Chciałem poczytać komentarze pod nagraniem, ale Koziej się wtedy strasznie zakrztusił, zabrał laptopa i uciekł. Muszę w końcu poprosić, żeby mi wstawili komputer do gabinetu. Nie będę się musiał Kozieja prosić za każdym razem.
Sobota
Poszliśmy z Anią poświęcić pokarmy. W końcu tradycję trzeba szanować. Wcześniej wpadł Janusz i zaczął się naśmiewać, że niby ciemnogród i kruchta. Przestał, jak mu przypomniałem, co sam mówił kilka lat wcześniej.
Ksiądz bardzo miły, uprzejmy, oddał mi kropidło i sam poświęciłem nasz koszyczek i inne. Wygłosiłem później bardzo zgrabną mowę okolicznościową.
Poniedziałek
Fatalny dzień. Rano w łóżku Koziej zaatakował mnie wodą ze zdalnie sterowanego modelu śmigłowca. Po południu nawet wyjść z Belwederu nie mogłem, bo po drugiej stronie ulicy protestowali rusofobi. To mi przypomina, że jutro rocznica wypadku. No trudno, trzeba to jakoś wytrzymać, następna dopiero za rok. Ho ho, kupa czasu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/130552-lukasz-warzecha-z-dziennika-bronislawa-komorowskiego-tadzio-jak-tylko-usiadl-na-kanapie-tak-zaraz-zasnal
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.