Jesteśmy Kościołem i abp Michalika i ks. Isakowicza-Zalewskiego. Życzenia Piotra Zaremby na święta

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Kaplica parafii pw. św. Rocha w Lipkowie pod Warszawą
Kaplica parafii pw. św. Rocha w Lipkowie pod Warszawą

To bilans Polski od którego świąteczne jajko może utkwić w gardle – tak Katarzyna Wiśniewska podsumowuje w Gazecie Wyborczej świąteczny wywiad arcybiskupa Józefa Michalika dla Rzeczpospolitej. Dlaczego? Bo, cytując dziennikarkę, „żadnego wesołego Alleluja tam nie uświadczysz”.

Sądząc z dalszego ciągu, cokolwiek ksiądz arcybiskup by nie powiedział, byłoby źle. Ale Wiśniewska w tych pierwszych zdaniach ujawnia swoją wizję katolicyzmu. Lub może raczej wizję z Czerskiej. Kościół ma być po to aby było miło. Aby dobrze nam się trawiło jajko, aby było wesoło, ale już broń Boże nie refleksyjnie. Aby nikogo nie zganić, nikogo do niczego nie nakłaniać, nie wzywać, nie narzucać się. Być stołową ozdóbką.

Arcybiskup Michalik jest w tym kontekście zły, nawet gdy jest dobry. W pewnym momencie mówi, zdaniem Wiśniewskiej zagadkowo: „Może rzeczywiście warto spytać, czy więcej ludzi się nawraca oglądając Telewizję Trwam czy TV Religia”. Dziennikarka „bierze to za dobrą monetę”, ale nie może pojąć: przed chwilą chwalił Radio Maryja, teraz ma wątpliwości co do skuteczności jego misji.  Komuś, kto żyje w świecie sekty posługującej się prawdami objawionymi, ale też bardzo prostymi, trudno ogarnąć taką komplikację.

Trudno ogarnąć, Wiśniewska kończy więc na wszelki wypadek atakiem: pyta, ilu ludzi się po wywiadzie z księdzem arcybiskupem nawróci, ilu odwróci. Ta troska o Kościół wychodzi po raz tysięczny od osoby, która… Pohamuję nasuwające się historyczne porównania, przyjdzie na nie czas po Świętach. Ratowanie Kościoła przed nim samym, przerabianie go na swoją modłę, jest zajęciem wyczerpującym, więc właśnie teraz pani Wiśniewska ma pełne ręce roboty. Tyle że jest to robota dość paskudna. Może dlatego wzięto do niej osobę tak bardzo pozbawioną biografii, która została od razu specjalistką od poklepywania arcybiskupów po plecach.

Reakcja na te wszystkie  oskrzydlające manewry może być tylko jedna: zwarcie szeregów i zwiększenie czujności. Doskonale to rozumiem. A jednak uważałbym aby w tym naturalnym odruchu nie przekroczyć miary. Kościół nie jest partią polityczną, tym bardziej wojskiem.

Z tych pozycji patrząc nie do końca rozumiem przetaczającą się przez prawicowe media kampanię przeciw księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zalewskiemu. Powtarzają mu wszyscy od liberalnego księdza Prusaka, poprzez rzeczniczkę Kościoła umiarkowanie otwartego Ewę Czaczkowską po konserwatystę Grzegorza Górnego, że wybrał dla swoich rozważań na temat Kościoła niewłaściwy moment. To stanowisko podziela wielu katolików. Bo przecież czyha tabun Wiśniewskich, nie pojmujących kontekstów, albo udających że nie pojmują, ale za to zainteresowanych by zrobić Kościołowi krzywdę. W najlepszym razie sprowadzić go do roli stołowej dekoracji.

Jest w tym trochę racji. Zwłaszcza, gdy wyraźnie lubiący rozgłos krakowski duchowny biegnie ze swoimi przemyśleniami do Newsweeka czy TVN 24. Z drugiej strony, rodzi się jednak pytanie, czy Kościół przeciwstawiający fałszywej trosce takich jego „reformatorów” jak Magdalena Środa czy Katarzyna Wiśniewska, samozadowolenie, propagandę sukcesu, będzie celem łatwiejszym czy trudniejszym? Czy postulat „prania brudów u siebie”, zrozumiały w przypadku partii czy korporacji, ma sens wobec instytucji mającej całkiem inny, nadprzyrodzony charakter.

Tu jest miejsce na roztropność, na umiar. Możliwe, że dzielnemu, ale i kanciastemu duchownemu jej w paru momentach zabrakło. Ale też w Kościele nie ma miejsca na socjotechnikę. A tacy kanciaści księdza czasem bardziej decydowali o wielkich sukcesach tej instytucji niż zrutynizowani hierarchowie. Przeczytajcie „Bez oręża” Zofii Kossak-Szczuckiej, ta przedwojenna jeszcze powieść o świętym Franciszku z Asyżu jest wciąż aktualna.

Bynajmniej nie chcę w ten sposób przeciwstawiać rozwichrzonego, nie zawsze mieszczącego się w ramach kościelnej dyscypliny księdza Isakowicza-Zalewskiego biskupom. Chcę powiedzieć, że jego wypowiedzi wynikają z troski o Kościół, a nie z zamiaru jego rozbicia. Jego rozgoryczenia, jakich nabrał podczas konfliktów o lustrację, są doświadczeniami zasługującymi na szacunek. Szczęśliwie dla polskiego Kościoła jest w nim miejsce i dla arcybiskupa Michalika, i dla księdza Isakowicza-Zalewskiego, tak jak jest miejsce dla ojca Rydzyka i księdza Kazimierza Sowy z TV Religia ( naturalnie w chwilach gdy ten ostatni nie zajmuje się rzecznikowaniem Tuskowi).

Kościół musi pilnować spoistości i dyscypliny, ale jednocześnie nie powinien zamykać ust tym, co wypowiadają się z troską. Jak odróżnić wypowiedzi z troską od takich, które Kościołowi szkodzą? Można tylko apelować do Ducha Świętego aby nam w tym rozróżnianiu pomagał. Ja się staram posługiwać intuicją. Narzędzie pewnie zawodne, ale jakoś w nie wierzę. I Państwu życzę tego samego – to jedna z łask, których możemy się spodziewać na Wielkanoc.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych