Rondo imienia śp. Krzysztofa Jakub Putry w Białymstoku już jest, ale bój o pamięć trwa! Będą nam rzucali kłody pod nogi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

W Białymstoku będzie, a w zasadzie od prawie dwóch tygodni już jest rondo imienia Krzysztofa Jakuba Putry Wicemarszałka Sejmu RP. Uchwała w tej sprawie czeka tylko na publikację w Dzienniku Urzędowym Województwa Podlaskiego. Ale historia podejmowania tej decyzji przez białostocki samorząd pokazuje, jak bardzo trudno było, jest i niestety zapewne będzie upamiętniać w przestrzeni publicznej ofiary Katastrofy Smoleńskiej.

Przyjęcie 26 marca 2012 r. przez Radę Miejską Białegostoku stosownej uchwały poprzedziło kilkanaście miesięcy rozmów na ten temat. Rozmów trudnych, bo w białostockim samorządzie PiS ma 8 mandatów (na 28 radnych), a większością bezwzględną dysponuje PO, mająca 16 radnych. Bez akceptacji PO taka uchwała nie zostałaby więc podjęta. Niestety rozmowy często ocierały się o groteskę. Przykładowo inicjatorom uchwały zarzucano, że źle wybrali rondo, bowiem znajduje się ono u zbiegu ul. Gen. Stanisława Maczka, ul. Gen. Władysława Andersa i Al. 1000-lecia Państwa Polskiego.

Argumentowano więc, że taki patron nie pasuje do ulic, które noszą „generalskie” nazwy. Na nic zdawały się tłumaczenia, że to miejsce zostało wybrane w porozumieniu i za zgodą ze strony rodziny śp. Krzysztofa Putry, który choć całe dorosłe życie spędził w Białymstoku, to pochodził z Suwalszczyzny. A to akurat rondo znajduje się na wyjeździe z Białegostoku w kierunku Augustowa i Suwałk, więc niejako symbolicznie łączy te dwie części województwa podlaskiego. Starano się także, by zamiast ronda, przez które każdego dnia przejeżdżają tysiące pojazdów, imię śp. Krzysztofa Putry nadać jakiejś ulicy na peryferiach miasta…

Myślę, że do ostatecznego sukcesu, czyli do przyjęcia uchwały w pierwotnym kształcie (i to stosunkiem głosów: 23 za, 0 przeciw, 3 wstrzymujące się) przyczyniły się dwie kwestie. Po pierwsze, śp. Krzysztof Jakub Putra był najbardziej rozpoznawalnym białostockim politykiem, który po 1989 r. osiągnął najwięcej na krajowej scenie politycznej, pełniąc najwyższe funkcje państwowe. W dodatku był politykiem szanowanym nawet przez przeciwników politycznych bo łączył, a nie dzielił ludzi. Potrafił rozmawiać i dogadywać się ze wszystkimi - bez względu na ich poglądy, wyznanie czy wykształcenie. Po drugie, w białostockim samorządzie od 2010 r. zasiada jego syn - Sebastian i wielu radnym PO po prostu nie wypadało powiedzieć mu - patrząc prosto w oczy, że nie zagłosują za rondem noszącym imię jego tragicznie zmarłego Ojca.

Białostocki przykład z rondem im. Krzysztofa Jakuba Putry pokazuje jednak, jak bardzo ciężko będzie w przyszłości upamiętniać ofiary smoleńskiej tragedii, na czele z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej prof. Lechem Kaczyńskim i Pierwszą Damą Marią Kaczyńską. Bez posiadania przez prawicę (a de facto przez PiS) w danej gminie czy w mieście większości w samorządzie będzie to praktycznie niemożliwe. Białostocki wyjątek z rondem im. Putry potwierdza regułę. Samorządowcy z PO celowo - w moim przekonaniu - blokować będą np. uchwały w sprawie nadania nazwy dla ulicy czy ronda imienia śp. Lecha Kaczyńskiego, wynajdując ku temu rozmaite preteksty. I nie przyniesie niestety większego rezultatu nawet dobrze poprowadzony lobbing czy wręcz akcja edukacyjno-informacyjna. Gdy brakuje dobrej woli, niewiele się uda. A forsowanie czegoś na siłę, zawsze przynosi więcej szkody niż pożytku.

Dlatego, gdy w danym samorządzie PiS czy też ugrupowania prawicowe dysponują większością głosów, trzeba robić wszystko, by w każdy możliwy sposób upamiętniać - poprzez wmurowywanie pamiątkowych tablic, odsłanianie pomników, nadawanie nazw ulicom, placom, rondom, a nawet obiektom użyteczności publicznej - tych, którzy ponieśli śmierć pod Smoleńskiem. To, co uda się przyjąć - pozostanie na lata, budując pamięć o tych, którzy stanowili elitę naszego kraju. Nie można się bowiem godzić na to, co tak dobitnie i wprost wyraziła ostatnio marszałek Sejmu RP p. Ewa Kopacz, że pamięć o ofiarach z 10 kwietnia 2010 r. należy budować tylko i wyłącznie „we własnych sercach”. Ten zgrabny zwrot retoryczny ma służyć temu, by wymazać ofiary smoleńskiej katastrofy z przestrzeni publicznej. A na to nie może być zgody.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych