"Wyborcza" chucha i dmucha na „śląskość”, choć w innych częściach Polski kultura ludowa i lokalność nic ją nie obchodzi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Na stronie Wyborczej polemiki z moim komentarzem z Rzeczpospolitej wywołanym pomysłem uznania gwary śląskiej za „język regionalny.

W finale komentarza napisałem:

„Naturalnie ożywianie separatyzmów, odradzanie się dawnych narodowości i grup etnicznych to zjawisko ogólnoeuropejskie. Za każdym razem można jednak pytać, na ile jest ono naturalne, a na ile podsycane sztucznie.

Gdy w awangardzie bojowników o „śląskość” widzę Palikota i „Gazetę Wyborczą”, mam prawo sądzić, że nie o urodę godki tu chodzi. Ci ludzie są już daleko poza Polską, w świecie globalnej popkultury. Godka podniesiona do rangi języka ma im pomóc w strząśnięciu polskich kajdanów. Potem, gdy spełni swą rolę, oddadzą ją do muzeum staroci”.

Krystyna Naszkowska oznajmiła w odpowiedzi po prostu, że tego nie rozumie: co ma wspólnego problem Śląska z Palikotem czy z jej gazetą? Kłopoty z percepcją są problemem tego, kto ich doznaje. Ale naturalnie Naszkowska chce tak naprawdę wykazać, jak absurdalne to skojarzenia.

Śpieszę ja powiadomić, że jej gazeta, i ta lokalna, i ogólnopolska, jest wielkim promotorem wykreowania narodu śląskiego i obdarzenia Śląska szczególnym autonomicznym statusem. Nawet środowy numer dostarcza recenzję Romana Pawłowskiego z przedstawienia teatru z Bielska Białej, które stało się widownią manifestacji aktywistów RAŚ. Jest to recenzja entuzjastyczna.

Z kolei Jozef Krzyk poucza mnie jako mieszkaniec Śląska, że „odleciałem dalej niż Jarosław Kaczyński”. Zaiste jeszcze bardziej rzeczowy argument – Bronisław Wildstein nazwał kiedyś tę metodę „reductio ad pisum”, wszystko co nie odpowiada naszym poglądom, łaczy się z Kaczyńskim i można wtedy zastąpić dyskusję drwiną.

Ale pojawiają się też ślady polemiki. Krzyk przekonuje mnie, że na dwujęzyczne tablice – w języku polskim i litewskim – nie pozwala Litwa i my to krytykujemy. Ale przecież istota sporu jest taka, że gwara śląska językiem nie jest, a Ślązacy nie są narodem. Sprowadzając rzecz do skrajności: z faktu, że jakaś grupa założyła niedawno wyznanie po to aby uzyskać ulgi celne i wypłacać sobie emerytury z kościelnego funduszu, nie wynika, że reprezentowali autentyczną religię.

Naturalnie, wiem, że przykład jest celowo zbyt skrajny. Istnieje coś takiego jak śląska kultura i śląska tożsamość, niekoniecznie jednak narodowa. Teksańczycy uważają się za Teksańczyków, Bawarczycy za Bawarczyków, a przecież nie ma narodu ani języka teksańskiego czy bawarskiego, choć ludzie mają tam ciągle, w dobie globalnej kultury, inny akcent i zwyczaje. Z moich najgłębszych przekonań wynika to, co Naszkowska uznała za wyraz mojej chwiejności. Nie mam nic przeciwko temu aby wspierać regionalną kulturę i także gwarę, również finansowo. Więcej: państwo powinno się troszczyć o małe ojczyzny.

Ale dwujęzyczne tablice czy dwa języki w urzędach to co innego – nie tylko dlatego, że godka, nigdy do końca nie „skodyfikowana”, choćby co do pisowni, nastręczyłaby w tym względzie trudności. To jest wywoływanie wrażenia, ze istnieje oddzielny naród, więc budzenie separatyzmu. To również (napisał o tym ciekawie na stronie rp.pl, Piotr Gursztyn) podsycanie konfliktów między Slązakami a nieŚlązakami, tak zwanymi gorolami.

Można zrozumieć, po co ten separatyzm działaczom RAŚ. Mają nadzieję na wielkie fundusze, a także na reprezentację parlamentarną bez progu wyborczego. Powstaje tu coś w rodzaju spirali – właściwie Mazowszanom, Wielkopolanom, a już na pewno góralom, można by podsunąć równie cyniczny pomysł.

Bardziej paradoksalne jest zaangażowanie się na rzecz tej awantury Wyborczej czy Ruchu Palikota – programowo lekceważących problem narodowych odrębności czy tożsamości, uznających je wręcz za wyraz zacofania. Trudno tu o inną refleksję niż ta, że sojusz ze śląskimi nacjonalistami ma być dla nich taranem. Taranem do walki z nielubianą polskością.

Nasuwa się też inna uwaga: walka na rzecz godki powinna się kojarzyć z mocnym zaangażowaniem na rzecz kultury ludowej, zjawiska gwar w ogóle, lokalności, wreszcie problemów prostego człowieka. Nie kojarzę Wyborczej z żadną z tych postaw: w innych częściach Polski jest kosmopolityczna, na wieś i małe miasteczka patrzy z góry, prostego człowieka traktuje protekcjonalnie. Pamiętamy jeszcze drwiny z polityki wspierania ludowych zespołów czy orkiestr strażackich przez PSL w latach 90. Dzisiejsza Wyborcza nie stała się przyjaźniejsza takim klimatom. Znowu więc pytanie, skąd nagle taka miłość do jednej godki. Nie redaktora Krzyka, ale jego szefów i kolegów, którzy jak redaktor Pawłowski ogłaszają, że „wszyscy są Ślązakami”, nawet jeśli prawdziwego Ślązaka nie widzieli nigdy w życiu.

Sprzeciw wobec tej hecy nie ma nic wspólnego na nacjonalizmem, nawet jeśli redaktor Krzyk powtórzy to po sto razy. W przeszłości wszyscy, łącznie z polskimi  socjalistami, byliby przeciw. Dziś skrajna i mniej skrajna lewica jest za czymś, co w innych częściach naszego kraju, gdy nie koliduje to z polskością, w ogóle jej nie obchodzi. Taka instrumentalizacja rzeczy istotnych jest wyjątkowo nieprzyjemna. To wyraz nie sympatii dla cudzych tożsamości a nihilizmu.

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych