Moja piętnasta wielkopiątkowa Droga Krzyżowa na Tarnicę

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikipedia
Fot. Wikipedia

„Starałem się zawsze pamiętać, że nie jadę tam, by po raz kolejny zdobyć ten szczyt, lecz by w tym szczególnym dniu głębiej przeżyć Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa.”

Jak Pan Bóg da, w Wielki Piątek pójdę po raz piętnasty w nabożeństwie Drogi Krzyżowej na najwyższy szczyt Bieszczadów – Tarnicę (1346 m n.p.m.), na którym znajduje się kilkumetrowy krzyż. Wyjście na tę górę w tym szczególnym dniu ma sens tylko wtedy, gdy jest właśnie nabożeństwem, a nie turystyczną wycieczką.

Jak dotąd, od 1998 r., Pan Bóg daje mi tę łaskę, że jestem tam w Wielki Piątek co roku. Przeżyłem w drodze bodaj każdy rodzaj pogody: od zimowej aury, kiedy krzyż na szczycie był cały oblodzony (2002) lub mgła ograniczała widoczność do kilku metrów (2006), po słoneczną wiosnę, kiedy wielu z nas dotarło pod krzyż w samych T-shirtach (2005). I nie bardzo już sobie wyobrażam przeżywanie tego dnia bez tego nabożeństwa. Co roku w Drodze Krzyżowej na Tarnicę uczestniczy 1-2 tys., a bywało, że i 3 tys. osób. Z różnych stron Polski, ale także z Ukrainy, Słowacji i innych krajów.

W 2003 r. kawałek trasy upłynął mi na rozmowie ze słynną podróżniczką Elżbietą Dzikowską, która – wraz z ekipą TVP Rzeszów – kręciła zdjęcia do jednego z odcinków programu „Groch i kapusta”. Trudno było panią Elżbietę przekonać, że to co ogląda, to coś więcej niż turystyka.

Czy miała rację? Owszem, widziałem w Wielki Piątek na szlaku na Tarnicę wiele osób, zwłaszcza młodych, które zachowywały się jak turyści. Ale – śmiem twierdzić – przeważali ci, dla których ta wędrówka wiązała się z głębokim religijnym przeżyciem.

Na Drogę Krzyżową na Tarnicę trzeba wyruszać, mając w sercu jakąś dobrą intencję. Zawsze, jeszcze przed wyjazdem z domu, starałem się taką intencję (intencje) określić. Zawsze też starałem się pamiętać, że nie jadę tam, by po raz kolejny zdobyć ten szczyt, lecz by głębiej przeżyć Mękę i Śmierć Jezusa Chrystusa.

Bo ta Droga Krzyżowa to coś więcej niż tradycyjne nabożeństwo w kościele. I kiedy ktoś mnie pyta, po co tak się męczyć, odpowiadam: a czymże jest wysiłek związany z wyjściem na Tarnicę z cierpieniem Chrystusa, kiedy szedł na Golgotę? Wiele dało mi do myślenia zdanie, które usłyszałem od Anety z Uherc Mineralnych, którą poznałem podczas jednego z tych nabożeństw: „Im na trasie ciężej, tym lepiej”.

„W swe ramiona mnie weź, mocą Krzyża dodaj sił, w księgę życia mnie wpisz, abym mógł dalej iść.”

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych