No, no, zamierzają iść w zaparte! "Czuję się jak bohater Procesu Kafki" - mówi Bielan. A my jak mieszkańcy orwellowskiego świata

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

A więc już wiemy jak to będzie wyglądało, w jaki sposób dziennikarze zagłuszający i zakrzykujący tyle już spraw poradzą sobie także i z tym kłamstwem - z wywiadem, którego nie było. Z rzekomym wywiadem rzekomo demaskującym śp. Lecha Kaczyńskiego (czym? Informacjami, że lubił ludzi i kochał żonę!) z Adamem Bielanem. Były polityk PiS miał udzielić "Newsweekowi" Lisa i Teresie Torańskiej obszernych wypowiedzi na ten temat. Jak jednak ujawniliśmy na naszym portalu - sprawa jest potężną manipulacją. Jak reaguje na to przemysł medialny i przemysł pogardy?

Skandalicznie! Tak jak w dzisiejszej porannej audycji Moniki Olejnik, która klasycznym już tonem uczestniki dyskusji na bazarze, przepytywała rano posła PiS Joachima Brudzińskiego w ten sposób:

Bielan w wywiadzie z Teresą Torańską dla Newsweeka powiedział, że...

Bielan w wywiadzie, który publikuje "Newsweek" mówi...

I ani słowa, drgnienia wątpliwości, że Bielan utrzymuje, na co ma dowody, iż tego nie powiedział, że go zmanipulowano. Olejnik nie ma wątpliwości. Podkreślone cytaty wrzuca tonem sensacji...

Gdy Brudziński oponuje, Olejnik krzyczy, wyraźnie wściekła:

Torańska nie jest fantastką!!!

Hmmm, a jeśli jednak? Jeśli poszła tropem wiarygodności Kapuścińskiego? Czy słuchaczom nie należy się choćby minimalne zaznaczenie, że polityk kwestionuje prawdziwość rozmowy? Dla Olejnik to nieważne...

Jak wiemy, Bielan wywiadu żadnego nie udzielił, cytaty są zmanipulowane, a polityk od wielu tygodni informował tę redakcję, że to co chce opublikować jest wulgarną manipulacją:

wPolityce.pl zapytało Bielana o kulisy tego wydarzenia. Odpowiedział nam tak:

Jedyne co się zdarzyło to odbyta ponad rok temu rozmowa z panią Teresą Torańską do książki o tragedii smoleńskiej. Pani Torańska poinformowała mnie iż pisze książkę o tej katastrofie i bardzo prosiła o rozmowę. Ponieważ zależy mi na jak najszerszym propagowaniu wiedzy o 10 kwietnia 2010 roku, gdzie zginęła elita państwowa ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele, zgodziłem się. Zagwarantowano mi pełne prawo autoryzacji moich wypowiedzi, także poznania kontekstu w jakim zostaną umieszczone. Co więcej, pani Torańska przedstawiała projekt książki jako zaawansowany, twierdziła iż uzyskała wypowiedzi także innych obecnych lub byłych polityków PiS.

Co się działo potem?

Przez wiele miesięcy pani Torańska nie odzywała się do mnie. Na początku marca poinformowała mnie, że chce opublikować część tej rozmowy w prasie, a książka ukaże się za trzy lata. Nie zgodziłem się. Nie udzielałem wywiadu prasowego. To sytuacja w której do pana panie redaktorze przyszedłby ktoś z propozycją rozmowy do książki o polskich mediach, a potem stwierdził iż wydrukuje to w tygodniku „NIE”.

Dostał pan jakiś tekst?

Tak, pani Torańska mimo mojej niezgody wysłała mi zapis tej rozmowy. Wtedy o mało nie dostałem zawału. Tekst ma niewiele wspólnego z naszą rozmową i w ogóle niemal nie jest poświęcony tragedii smoleńskiej. Tak zmanipulowanego wywiadu nie widziałem w życiu, choć byłem przez wiele lat rzecznikiem prasowym i wiele tekstów przechodziło przez moje ręce.

Powiedział pan jednoznacznie, że nie zgadza się na publikację?

Tak, wyraźnie i jednoznacznie. Najpierw przez telefon, a potem  podczas bezpośredniego spotkania, które odbyło się dwa tygodnie temu. Co ciekawe, pani Torańska nie powiedziała mi nawet, iż chodzi o „Newsweek”. Dowiedziałem się o tym z plotek, okazały się niestety prawdziwe.

Próbował pan kontaktować się z redakcją „Newsweeka”?

Tak, wielokrotnie. Bez skutku. Informowałem tę redakcję, że opublikują coś co ma być wywiadem ze mną a nie jest i naruszą moje dobra osobiste. Dzwoniłem, zostawiałem wiadomości, wysyłałem esemesy, nie było odpowiedzi. Czuję się jak bohater „Procesu” Kafki. Ktoś tam beze mnie decyduje o tym, jakie wypowiedzi zostaną mi przypisane w mediach. To po prostu żałosne, ale i smutne.

- A z panią Torańską próbował Pan nawiązać kontakt?

- To podobna sytuacja. Od samego początku wyraźnie zaznaczyłem, że nie zgadzam sie na publikację oraz autoryzację przedstawionego mi tekstu. 21 marca wysłałem również maila (mail poniżej – red.), że na publikację w Newsweeku się nie zgadzam. Potem wiele razy wysyłałem esemesy, dzwoniłem. I mimo że pani Torańska odbierała w tym samym czasie telefony od innych dziennikarzy ja nie mogłem się z nią w żaden sposób skontaktować. W pewnym momencie dostałem odpowiedź od jej męża, że jego żona jest w szpitalu i żebym jej nie nękał. Współczuję, życzę powrotu do zdrowia, ale jeśli autorka wywiadu znika i nie jest gotowa na jakąkolwiek rozmowę o nim, ten wywiad nie powinien się ukazać. W pewnym momencie zorientowałem się, że to skądinąd element taktyki Newsweeka: drukują materiał  znanej dziennikarki i nie muszą wiedzieć, czy jest autoryzowany czy nie.

- Skąd Pan to wie?

-      Z nieoficjalnych sygnałów od dziennikarzy, do których zwracałem się z prośbą o pośrednictwo. Ostatecznie wnioskuję to i z odpowiedzi Newsweeka na moje  pismo wysłane za pośrednictwem kancelarii adwokackiej. Bo odpowiedź jednak nadeszła, ale wysłana dopiero w piątek, w dzień, kiedy numer był już zamknięty. Zawierała tezę, że przecież pani Torańska przesłała mi tekst do autoryzacji. O tym, że potem zanikła, i o moich próbach kontaktu z samą redakcją, nic w nim nie ma.

Bielan mówi też, że wiele osób może odebrać Pana wywiad jako atak na braci Kaczyńskich nieomal w dzień drugiej rocznicy smoleńskiej katastrofy i to jest najbardziej obrzydliwe:

To usiłowanie, aby uderzyć w Lecha Kaczyńskiego w rocznicę jego śmierci. To dlatego zadano sobie tyle trudu. Oto portal powiązany z red. Lisem już cytuje fragmenty mojego wywiadu, nota bene te, których nie umieścił na swoich stronach sam "Newsweek" (co z prawem autorskim?). I opatruje je absurdalnymi komentarzami. Do mojego opowiadania o wieczorze na dwa dni przed katastrofą smoleńską, kiedy żona prezydenta o północy przerwała jego spotkanie, bo było późno, dodaje się komentarz, że Maria Kaczyńska zawsze przerywała takie spotkania i to jest dowód na to, że jej mąż nie nadawał się na prezydenta. Przecież to absurd.

- Ale skoro Pan mówi, że to pana opowiadanie, to znaczy, że są w tym wywiadzie Pana słowa.

- Jakieś są, tyle że wyjęte z kontekstu. Ja opowiadam ciepłą scenę pokazującą relacje prezydenta z żoną, a znaczenie polityczne nadają temu najpierw redaktor Torańska, a potem manipulatorzy z portalu. Możemy porozmawiać na dowolny temat, potem ja potnę pana wypowiedź, posklejam i sam jej pan nie pozna. Gwarantuję.

Bielan zapowiada proces sądowy i podkreśla: "przestrzegam wszystkich przed kontaktami z tą osobą i przed kontaktami z "Newsweekiem", pod obecnym kierownictwem". Poniżej publikujemy mail Adama Bielana do Teresy Torańskiej z 21 marca 2012 roku:

Od: Adam Bielan

Temat: Oświadczenie

Data: 21 marca 2012 20:03:30 CET

Do: Torańska Teresa

Pani Redaktor,

Ponad rok temu rozmawialiśmy dwukrotnie w celu uzupełnienia Pani materiału do książki o katastrofie smoleńskiej. Był to wyłączny cel naszych spotkań.

Nigdy nie zgodziłem się na udzielenie Pani wywiadu prasowego, o czym w ostatnich tygodniach przypominałem Pani wiele razy.

Tym samym, jestem zaskoczony informacją, że po upływie kilkunastu miesięcy zamierza Pani opublikować w prasie, w formie wywiadu, strzępy z wielogodzinnej rozmowy, pozbawione kontekstu, zupełnie nie oddające charakteru moich wypowiedzi.

Jeżeli Pani zamiarem nie jest naruszenie mojego dobrego imienia, proszę uszanować moją decyzję. Nie wyraziłem i nie wyrażam zgody na tego rodzaju publikacje.

Z wyrazami szacunku

Adam Bielan

CZYTAJ TEŻ: Zaremba: przemysł pogardy w najczystszej postaci. Jeśli Torańska i Lis to dziennikarze, wstydzę się, że wykonuję ten zawód

gim

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych