Niszczenie historii to ochrona konkretnych osób. Ahistoryczne społeczeństwo nie zadaje pytań, nie kojarzy faktów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wojciech Grzedzinski/Prezydent.pl
Fot. Wojciech Grzedzinski/Prezydent.pl

Historia jest jednym z najważniejszych przedmiotów w szkole. Słusznie protestują Ci, którzy postanowili walczyć o przywrócenie jej statusu w polskiej oświacie. Naród bez historii jest skazany na dezintegrację, nie ma spoiwa, jest jedynie zlepkiem przypadkowych ludzi. Historia, płynąca z niej tradycja oraz wartości są tym, co łączy ludzi w naród, tworzy świadome i dumne społeczeństwo oraz pozwala zbudować człowiekowi solidne podstawy w życiu. Człowiek bez takiej bazy jest bardziej podatny na manipulacje, posiada słabszy kręgosłup moralny, jest bardziej skłonny do łamania zasad. Zakłócenie związku z ojcowizną prowadzi do zepsucia i degradacji.

Wzmocnienie tożsamości narodowej oraz wartości i przywiązania do zasad to jednak nie jedyna korzyść płynąca z poważnego podejścia do nauki historii w szkołach. Warto zaznaczyć, że historia to jeden z najważniejszych przedmiotów, uczących analizowania złożonej rzeczywistości. Historia uczy kojarzeni faktów, pokazuje przyczyny i skutki działań. Dzięki niej można zobaczyć każde wydarzenie w szerszym planie. To na historii uczniowie zastanawiają się nad geneza wojen, poznają wydarzenia, które dają pewien efekt. Narzędzia, które uczniowie poznają w czasie zajęć historii, są niezbędne również do analizowania bieżącej rzeczywistości i wydarzeń.

Marginalizacja historii w polskiej szkole będzie więc nie tylko osłabieniem polskiej tożsamości oraz wiedzy o dziejach Polski kolejnych pokoleń Polaków. Będzie również osłabiała poziom wiedzy i umiejętności rozumienia świata obecnego. Uczniowie, którzy wyjdą ze szkoły zniszczonej przez Katarzynę Hall i Krystynę Szumilas, będą nie tylko historycznymi dyletantami (o ile rodzice ich czegoś nie nauczą), ale również politycznymi głupkami, którzy na zdarzenia polityczne patrzą w sposób skrajnie wycinkowy, nie umiejąc połączyć choćby kilku faktów w jeden ciąg zdarzeń. Oni nie będą w stanie ani przeprowadzić jakiejkolwiek analizy ani zadać sobie pytania o to, co dzieje się w Polsce.

Ten ostatni aspekt niszczenia historii w polskiej edukacji zdaje się dziś ważny. Marginalizacja historii przez Donalda Tuska, przy milczącym udziale rządu skompromitowanego katastrofą smoleńską, oraz Prezydenta Bronisława Komorowskiego, zamieszanego w związki z sowiecką agenturą w Polsce wygląda jak dbanie o ochronę pozycji własnej oraz konkretnych zaprzyjaźnionych z władzą postaci. Społeczeństwo ahistoryczne, które nie zadaje pytań i nie kojarzy faktów, oznacza dla nich wygodę i spokój w przyszłości.

W społeczeństwie ahistorycznym Donald Tusk nie musi się tłumaczyć z udziału w obalaniu rząd Jana Olszewskiego, słynne „Panowie, policzmy głosy” nie ma znaczenia. Nie musi wyjaśniać, co na początku lat 90. pisał o Gdańsku, ani co mówił o polskości w jednym z wywiadów. Prezydent Bronisław Komorowski w ahistorycznym społeczeństwie również wielu nieprzyjemnych sytuacji uniknie. Nikt nie zada mu pytania o to, czemu brał udział w tuszowaniu przestępstw i patologii WSI, czemu włączył się w zapewnienie niezagrożonej pozycji funkcjonariuszom wojskowych służb w III RP, czemu zgodził się oprzeć na nich tajne służby Wojska Polskiego. Wielu Generałów WP, z szefem BBN Stanisławem Koziejem czy szefem Sztabu Generalnego gen. Mieczysławem Cieniuchem na czele, uniknie odpowiedzi na pytanie, co robili na kursach GRU w Moskwie oraz jakie informacje przechowuje o nich sowiecki wywiad. To jakie haki czy jakie możliwości wpływania na polskich generałów mają w Moskwie nikogo nie zajmie. Dziennikarze, pokroju Moniki Olejnik czy gwiazdy TVP Tadeusza Mosza nie będą musieli wyjaśniać, dlaczego pracowali w stanie wojennym w telewizji publicznej. Michał Boni, Lech Wałęsa, Aleksander Wolszczan, Lesław Maleszka czy inni TW nie muszą zajmować się swoją przeszłością. Nie muszą odpowiadać na pytanie, dlaczego zdradzili, dlaczego postanowili działać na rzecz komunistycznego aparatu represji, często kosztem swojej rodziny czy przyjaciół. Podobnie, jak np. „polscy superszpiedzy” pokroju Mariana Zacharskiego, Gromosława Czempińskiego, Konstantego Malejczyka, czy Marka Dukaczewskiego. Ich o sprawy służenia sowieckim służbom nikt nie zapyta. Nie zapyta też Jaruzelskiego, czy Kiszczaka oraz innych sowieckich zbrodniarzy, którzy zgodzili się, by niszczyć i mordować Polaków. Andrzej Wajda, Bronisław Geremek, czy Wisława Szymborska wśród ludzi ahistorycznych nie będą musieli tłumaczyć się ze swojej „młodzieńczej fascynacji stalinizmem i komuną”.

To wszystko przestaje mieć dla kogokolwiek znaczenie, gdy historia i umiejętność podstawowego posługiwania się jej narzędziami przestają być masowe i popularne. Wymienione przeze mnie postaci to jedynie wierzchołek ogromnej góry lodowej. Ogrom środowisk, jakie w Polsce zyskają spokój, dzięki pozbyciu się historycznych narzędzi zadziwia. I naiwnością jest sądzić, że korzyści płynące z niszczenia historii dotyczą tylko okresu tzw. polskiej transformacji. One trwają do dziś, i trwać będą. Ahistoryczni nie będą pytali o odpowiedzialność za katastrofę smoleńską i jej tuszowanie, za aferę hazardową, za zniszczenie polskich stoczni, za zgodę na harcowanie lewicowych mediów, czy odbudowę pozycji sowieckiej agentury w Polsce. Korzyści z działań MEN odczuje większość rządzących dziś Polską.

Niszczenie historii zdaje się być postawieniem kropki nad „i” przez środowiska dominujące dziś w Polsce. Większość z osób wymienionych przeze mnie powyżej nie musi dziś tłumaczyć się ze swojej przeszłości. Sprawa odpowiedzialności za decyzje obecne czy przeszłe, a nawet stwierdzanie oczywistych faktów już dziś są zniszczone niemal doszczętnie. Świadczy o tym choćby ostatni wyrok na Jarosława Marka Rymkiewicza, który został skazany za swoje krytyczne słowa pod adresem założycieli „GW”. Sąd uznał, że wystarczy słowne odcięcie się Ozjasza Szechtera od swojej działalności za młodu, by jakiekolwiek wspominanie o jego haniebnej postawie i zdradzie Polski było zakazane. Jednak choć ludzie z establishmentu mają skuteczne narzędzia do bojkotowania ważnych pytań i odpierania argumentów tych, którzy kojarzą fakty i wyciągają wnioski, wciąż te pytania i wątpliwości są formowane i stają się elementem debaty publicznej. A to zawdzięczamy umiejętnościom, które dziś niszczy w młodych Polakach MEN.

Co niezmiernie istotne, resort edukacji postanowił produkować historycznych ignorantów oraz politycznych debili z ludzi młodych, którzy nie pamiętają PRLu. Oni nie są przesiąknięci bezrozumnym zachwytem nad transformacją, oni nie pamiętają komuny, więc ich pytań i wątpliwości nie da się ani nie będzie się dało zbić głupkowatym stwierdzeniem, że w PRLu było znacznie gorzej, więc trzeba się cieszyć z tego, co mamy i jak Polska wygląda. Niszczenie historii odbywa się więc w szczególnym czasie i dotyczy tych, od których zależeć będzie polityczna i publiczna przyszłość ludzi nadających kształt dzisiejszej Polsce. Im na rękę jest tworzenie Polaków, wyprutych z idei, tożsamości, wiedzy i umiejętności analizowania faktów. Takie pokolenie zapewnia bowiem spokojną starość politykom piastującym dziś najważniejsze funkcje w państwie. Piastującym w sposób, który w każdym dojrzałym państwie skończyłby się przynajmniej przed Trybunałem Stanu.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych