Poruszający wywiad ND z córką rtm. Pileckiego. „Przez sześć lat nauczył mnie właściwe wszystkiego. Byłam dla niego generałką"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Zofia Pilecka-Optułowicz, wpolityce.pl
fot. Zofia Pilecka-Optułowicz, wpolityce.pl

Do dziś nie są znane miejsca pochówku kilkuset ofiar komunistycznych represji straconych w latach 1948-1954. Za dwa miesiące mają się rozpocząć ekshumacje na Powązkach Wojskowych, na tzw. Łączce, gdzie spoczywają najprawdopodobniej ciała byłych żołnierzy. Możliwe, że właśnie tam pochowany został także rotmistrz Witold Pilecki. O szansach na odnalezienie jego ciała i wspomnieniach związanych z ojcem opowiada w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Zofia Pilecka-Optułowicz, córka rotmistrza.

Doły, w których grzebano te - dla nas święte - ciała, były wypełnione wapnem. Dziś wydaje się więc czymś niemożliwym, aby w stu procentach wskazać dokładne miejsce, gdzie został pochowany rtm. Witold Pilecki. Gdyby ekshumację przeprowadzono dziesięć lat po jego śmierci... Tam teraz nie ma miejsca, żeby robić takie wykopy, wszędzie są groby. Ale ja mam własne przemyślenia i dowody, na podstawie których wiem, gdzie jest grób mojego ojca. To na pewno Łączka i to mi wystarczy.

- mówi, przypominając że dotarcie do jakichkolwiek informacji na temat pochówku było dotychczas niemożliwe.

To jest tajemnica. Ci, którzy ich zakopywali, także ginęli. Trudno sobie wyobrazić, jakie to były czasy i jakie stosowano metody. Sama szukałam grobu ojca. Można powiedzieć, że krążyłam po Łączce jak obłąkana. To była moja walka o to, żeby mieć to święte miejsce, gdzie złożono jego ciało. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtym czasie, a więc w latach 40. i 50., w miejscu dzisiejszej kwatery Ł nie było nic. Ziemia była przeorana kołami samochodów, które przywoziły tam ciała osób zakatowanych w stalinowskich więzieniach. Te ciała wrzucano do dołów z wapnem. Kiedy założyłam rodzinę, zmarło moje drugie dziecko. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się stało. Córeczka Krysia miała zaledwie dwa dni. Pochowaliśmy ją w maleńkiej mogile na Łączce, na kawałku ziemi, gdzie jeszcze nie było innych grobów. Grób małej Krysi traktuję niemal jako rzeczywistą mogiłę mojego ojca. To on wskazał mi to miejsce. Owszem, w kwaterze Armii Krajowej znajduje się symboliczny grób rtm. Witolda Pileckiego, tam została pochowana również moja mama, ale dla mnie jest to tylko symbol

- wyznaje w rozmowie z Bogusławem Rąpałą.

Córka Rotmistrz Pileckiego wyjawia też treść dokumentów, do których udało jej się dotrzeć po tzw. odwilży.

Na podstawie protokołu z wykonania wyroku dowiedziałam się, że ojciec został stracony o godz. 21.30. Zanim do tego doszło, był torturowany. Śledztwo było potworne. Do rozprawy jeszcze jakoś wyglądał. Natomiast po skazaniu go na karę śmierci rozpoczął się najtragiczniejszy okres. Był strasznie zmaltretowany, miał połamane obojczyki. W ostatnich chwilach życia powiedział mojej mamie: "Ja już nie mogę żyć. Oświęcim to była igraszka w porównaniu z tym, co tutaj przeżyłem". Wiem, że przy jego śmierci był ksiądz, a to się bardzo rzadko zdarzało. Jednak do ks. kpt. Wincentego Martusiewicza, bo to o niego chodzi, nie udało mi się nigdy dotrzeć

– wspomina Zofia Pilecka-Optułowicz, podkreślając że całe jego życie utkane było pasmem cierpień.

Ojciec to człowiek posłany przez Pana Boga do pełnienia tragicznej misji. W czasie swojego krótkiego życia (gdy zginął, miał 47 lat) przeszedł drogę krzyżową. Ktoś inny nie byłby w stanie zrobić tego, co zrobił rotmistrz Pilecki. To jest niemożliwe

– mówi, wymieniając kolejno ponad dwuletni pobyt rotmistrza w  piekle Auschwitz, jego nieprawdopodobną ucieczkę z obozu, Powstanie Warszawskie, niewolę niemiecką i późniejszą podziemną walkę z kolejnym okupantem.

Ostatnią stacją jego drogi krzyżowej stało się więzienie na Rakowieckiej

– dodaje.

Córka Rotmistrza wyznaje, że choć ojciec był w jej życiu fizycznie nieobecny, zawsze czuła jego bliskość duchową.

Cały czas mam kontakt ze swoich ojcem. Żeby to wytłumaczyć, muszę sięgnąć do lat mojego dzieciństwa. Byłam dla niego "generałką". Nazywał mnie tak, ponieważ byłam bardzo dzielną, małą dziewczynką i nie bałam się koni, dlatego często sadzał mnie na piękną klacz w naszym majątku Sukurcze. Przez sześć lat, kiedy miałam z nim kontakt, nauczył mnie właściwe wszystkiego: miłości do przyrody, radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Szczególnie kiedy wrócił z Auschwitz, podkreślał, jak ważny jest hart ducha i ciała. Kładł duży nacisk na sport: musiałam umieć świetnie pływać, grać w piłkę siatkową, biegać. Najważniejsze były te dyscypliny, które zwiększały możliwości przetrwania w sytuacjach ekstremalnie trudnych. Ojciec bardzo się cieszył, widząc, jakie robię postępy. Uczył mnie również konspiracji. W czasie niemieckiej okupacji jeździliśmy tramwajem po Warszawie. Kiedy wsiadaliśmy i szliśmy ulicą, szłam kilka kroków przed ojcem, ażeby, gdy tylko zobaczę zagrożenie w postaci niemieckiego patrolu, móc go ostrzec. Miałam już wtedy 12 może 13 lat, a więc drugie tyle, niż wtedy, gdy nas zostawił w Sukurczach

– wspomina pani Zofia.

Odnosząc się do trwającej po dziś dzień zmowy milczenia na temat pomordowanych w PRL polskich Bohaterów, przywołuje sytuację sprzed kilku lat.

22 naszych europosłów wyparło się w Parlamencie Europejskim rotmistrza Pileckiego jako obywatela Polski. To było jeszcze przed nadaniem mu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Orderu Orła Białego. Postać Witolda Pileckiego stale budzi jakieś kontrowersje. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, bo przecież jest to postać niebywała.

Mój ojciec od dziecka był harcerzem. Temu, co jako młody chłopak przysięgał na harcerski sztandar, był wierny do końca życia. Nie był politykiem, tylko wspaniałym polskim żołnierzem, powiedziałabym nawet - rycerzem. Kiedyś usłyszałam piękne zdanie: "Rycerz ma swoją własną tajemnicę - on ginie, ale nigdy nie umiera".

To jest to, co się dzieje w tej chwili. Coraz więcej szkół na terenie całej Polski nosi imię rtm. Witolda Pileckiego. Półtora roku temu było ich jedenaście, teraz jest dwa razy tyle. Kiedy jest mi smutno i źle, jadę do jednej z nich. Tam czuje się patriotyzm, czuje się polskość.

Jego imieniem nazywane są ulice, ronda, skwery. Stawiane są mu pomniki i wmurowywane tablice. Kiedyś mogłam te miejsca wymienić z pamięci, teraz nie jestem w stanie, bo jest ich tak dużo. To coś nieprawdopodobnego

– mówi córka Rotmistrza, podkreślając, że kiedy jej ojciec wracał do Warszawy na swoją ostatnią misję, miał za zadanie odnowienie ducha Narodu Polskiego.

W czasie obydwu okupacji przeszliśmy straszliwą gehennę. Niszczono wszystkich, którzy mogliby podnieść sztandar i poprowadzić sztafetę pokoleń. Więc nie było komu - wszyscy najwspanialsi polegli w walce bezpośredniej albo w takich kazamatach jak Rakowiecka czy inne straszne więzienia w rzekomo wolnej Polsce. Dlatego nie ma tej ciągłości pokoleń, jaką mieli Kolumbowie. Oni zostali wychowani w duchu patriotyzmu w wolnej Polsce, stąd Powstanie Warszawskie. To były przepiękne postacie, dla których takie wartości jak Bóg, Honor, Ojczyzna naprawdę coś znaczyły. Szczególnie Honor - to była dla nich święta rzecz

- podkreśla pani Pilecka-Optułowicz.

 

Całość wywiadu w "Naszym Dzienniku"

mall

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych