„Waldek utraciliśmy większość w Sejmie i muszę zmienić koalicjanta na Janusza”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Łukasz Gibała. Fot. PAP / Leszek Szymański
Łukasz Gibała. Fot. PAP / Leszek Szymański

W ostatnich dniach polityka w Polsce żyła przejściem posła Gibały z rządzącej Platformy do teoretycznie opozycyjnego Ruchu Palikota. Odejście jednego posła z klubu liczącego ponad 200 posłów nie powinno budzić tak ogromnego zainteresowania. Z kilku powodów w tym przypadku było inaczej.

Po pierwsze, dla koalicji utrata jednego posła jest niebezpieczna, bo większość koalicyjna może liczyć dzisiaj na 234 posłów i zbliża się do progu 231 głosów zapewniających bezwzględną większość. Sytuacja zaczyna być dla koalicji niebezpieczna. Każde głosowanie może być na granicy, może być walką o frekwencję i dyscyplinę w łonie koalicji.

Odejście posła Łukasza Gibały może mieć wymiar czysto osobisty. Nie jest tajemnicą, że poseł ten był w konflikcie z szefem małopolskiej Platformy, posłem Ireneuszem Rasiem. Miał spore trudności z dostaniem się na listy wyborcze Platformy. Najpierw miał w ogóle się na nich nie znaleźć. W ostateczności wylądował na dalekim 19 miejscu i musiał bardzo się napracować i jak twierdzą media także wykosztować, żeby zostać posłem. Poseł Gibała mógł uznać, że w Platformie rozwój jego kariery będzie blokowany, za to w nowym jeszcze się tworzącym ruchu może liczyć na dużo więcej.

Prawdziwe powody przejścia posła Gibały mogą być takie, jakie on mówi, że zwiódł się na Platformie i Donaldzie Tusku, ale mogą być też zgoła inne. Swoją drogą to ciekawe, ale do dzisiaj trudno jest znaleźć jakiś komentarz samego Tuska. Nawet nie tyle w odniesieniu do samego Gibały, ale do faktu, że koalicja ma teraz tylko 3 głosy więcej ponad większość bezwzględną.

Może być też tak, że przejście Gibały z Platformy do Ruchu Palikota to element szerszej operacji pod tytułem „kontrolowana wymiana koalicjanta”. Może być to plan wymyślony gdzieś w gabinetach Donalda Tuska. Polega on na tym, że w kontrolowanym procesie kliku posłów Platformy opuszcza swój macierzysty klub i przechodzi do klubu Palikota. W takiej sytuacji koalicji PO-PSL traci większość w Sejmie. Wtedy Donald Tusk nie ma wyjścia i musi powiedzieć swojemu koalicjantowi: Waldek utraciliśmy większość w Sejmie i muszę zmienić koalicjanta na Janusza. Przykro mi Waldek, ale teraz to Janusz będzie wicepremierem.

Co przemawia za takim scenariuszem. Po ponad czterech latach widać, że Donald Tusk ma dość ciągłego stawiania się PSL-u. Na pewno atmosfery nie poprawiła pierwsza ważna przegrana w prestiżowym głosowaniu ws. Lotosu dzięki wyłamaniu się kliku posłów PSL. Ciągłe kontestowanie przez PSL zmian w systemie emerytalnym mogło przepełnić czarę i spowodować, że Tusk uznał, że czas pożegnać się z koalicjantem. Zrywanie koalicji jest jednak decyzją, która naraża premiera Tuska na otwartą wojnę z PSL-em. Może też być niezrozumiałe dla posłów Platformy i całej partii, a także dla opinia publicznej. Przecież od ponad czterech lat słyszymy, że koalicja współpracuje zgodnie. Ale łatwiej Tuskowi byłoby wytłumaczyć takich ruch gdyby koalicja PO-PSL najzwyczajniej w świecie utraciła większość. Wtedy premier będzie musiał podjąć kroki zmierzające do przywrócenia większości. Łatwiej będzie mu wytłumaczyć społeczeństwu, że nie z jego winy musi wejść w koalicję z Ruchem Palikota. Po prostu powie, że nie ma wyjścia, bo taką decyzję wymuszają na nim okoliczności, wymusza nieubłagana arytmetyka sejmowa.

Tusk wie, że wielu jego posłów, członków partii i wyborców byłoby przeciwnych kolacji z Palikotem, dodajmy zapewne wicepremierem Palikotem. Ale w sytuacji kiedy będzie to jedyna możliwość uzyskania większości sejmowej, uznają, że nie ma wyjścia, trzeba zacisnąć wargi, zatkać nos i zgodzić się na takie rozwiązanie. Tym bardziej, że Tusk może postraszyć ich wcześniejszymi wyborami, a to na wielu posłów, zwłaszcza tzw. dietetycznych na pewno podziała dyscyplinująco.

Za tym argumentem, że możemy mieć do czynienia z operacją kontrolowanej wymiany koalicjanta przemawiają także głosy osób, które opuściły Ruch Palikota. Twierdzą one, że powstał on w gabinecie Donalda Tuska. Jeśli bliżej przyjrzymy się wyjściu Palikota z PO to stwierdzimy, że było zrobione tak by nie przysporzyć Platformie specjalnych kłopotów. Nie doszło do wyjścia z Palikotem posłów, czy wielu działaczy. Co więcej Palikot nie podbierał Platformie zbyt wielu wyborców, nie konkurował o ten sam elektorat. Od początku nastawił się na zdobycie poparcia tych antyklerykalnie nastawionych, którzy raczej na partię Tuska by nie zagłosowali. Jeśli dodamy do tego bliską znajomość Palikota z Tuskiem to może się okazać, że mamy do czynienia z rozłożonym w czasie projektem, którego finałem jest koalicja Tusk-Palikot.

Powie ktoś, że to makiaweliczny plan. Cóż, historia zdobycia i utrzymania władzy w Platformie przez Donalda Tuska nie jest usłana różami.

Oczywiście decyzja posła Gibały może być początkiem dekompozycji obozu władzy, może być także efektem działań „strategicznej rezerwy” Platformy Grzegorza Schetyny. Ale zarysowanego powyżej planu kontrolowanej wymiany koalicjanta póki co wykluczyć nie można. Jest on wielce prawdopodobny.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych