Państwo nie zdało egzaminu. Nie potrafiło ochronić swojego Pierwszego Obywatela

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Tomasz Arabski, Donald Tusk i Pawel Grś w czasie przeglądu ministerstw. Fot. PAP / Radek Pietruszka
Tomasz Arabski, Donald Tusk i Pawel Grś w czasie przeglądu ministerstw. Fot. PAP / Radek Pietruszka

Raport Najwyższej Izby Kontroli dotyczący lotów najważniejszych osób w państwie wskazuje na zaniedbania przy organizacji wizyty śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.

Oczywiście teraz będziemy świadkami rozmywania odpowiedzialności. Usłyszymy, że także za rządów SLD i PiS były zaniedbania. Znajdzie się wielu tzw. ekspertów i komentatorów, którzy będą przekonywać, że za zaniedbania odpowiedzialni są także SLD-owscy i PiS-owscy ministrowie.

Ale takie komentarze będą lekceważyły oczywiste fakty. Katastrofa smoleńska wydarzyła się 10 kwietnia 2010 roku w czasie rządów Donalda Tuska. To fakt niezaprzeczalny. Co więcej wydarzyła się nie w pierwszych tygodniach urzędowania, ale po 2,5 roku od objęcia funkcji premiera przez Donalda Tuska. To premierowi podlegał minister Tomasz Arabski, odpowiedzialny za koordynację lotów najważniejszych osób w państwie. To jednemu z jego podwładnych –ministrowi spraw wewnętrznych i administracji podlegało Biuro Ochrony Rządu, a innemu – ministrowi obrony podlegał pułk lotniczy. Wszystkie instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo śp. Lecha Kaczyńskiego, za loty ViP-ów były instytucjami podległymi rządowi.

To wreszcie rząd Donalda Tuska rozpętał bezprecedensową wojnę ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim. Jednym z wielu przykładów tej wojny było odmawianie śp. Prezydentowi prawa do korzystania z samolotu. Rolę „cyngla” w tej kwestii wziął na siebie bliski przyjaciel Donalda Tuska, szef jego Kancelarii Tomasz Arabski. Ten żałosny urzędniczyna odmawiał Prezydentowi wybranemu w demokratycznych wyborach prawa do korzystania z przysługującego mu samolotu. Za gorliwe wykonywanie swojej „pracy” doczekał się nawet awansu na ministra konstytucyjnego. Ale wyborcy srodze go ukarali. W ostatnich wyborach startując z drugiego miejsca poniósł sromotną porażkę i nie dostał się do sejmu.

Śp. Prezydent Lech Kaczyński i jego współpracownicy radzili sobie nawet w tak nieprzychylnych okolicznościach. Tak było chociażby ze szczytem w Brukseli w 2008 roku. Śp. Prezydent poradził sobie z premierem Tuskiem i jego urzędnikami („cynglami”) i godnie reprezentował Polskę w Brukseli przy okazji z uśmiechem, protekcjonalnie poklepując Tuska po plecach. Niestety podobnie jak to miało miejsce z wylotem do Brukseli, także 10 kwietnia 2010 roku śp. Lech Kaczyński nie mógł liczyć na polski rząd. A my nie możemy liczyć na ten rząd, że wyjaśni przyczyny katastrofy smoleńskiej.

Liczne wypowiedzi ministrów Tuska lekceważące śp. Prezydenta były jasnym sygnałem dla rządowych urzędników, że nie należy się zbytnio przejmować śp. Lechem Kaczyńskim. W efekcie obniżało to rangę Urzędu Prezydenta. Wielu urzędnikom dawało alibi, poczucie, że śp. Prezydenta Kaczyńskiego można lekceważyć, można też nie przejmować się jego bezpieczeństwem.

Oczywiście raport NIK takich spraw nie bada, ale my musimy o nich przypominać, bo bez pełnego opisania kontekstu trudno będzie pokazać wszystko to, co pośrednio lub bezpośrednio doprowadziło do katastrofy.

Pojawią się pewnie także tezy, że wizyta Donalda Tuska 7 kwietnia była organizowana tak samo jak ta 10 kwietnia, że skoro błędy popełniono przy obu wizytach to nie można mówić, o gorszym traktowaniu śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Musimy jednak pamiętać, że 7 kwietnia razem z Donaldem Tuskiem w Katyniu był także premier Rosji Władimir Putin. Pewne jest, że wówczas zabezpieczenie tych uroczystości było z rosyjskiej strony na najwyższym poziomie. W końcu gdziekolwiek pojawia się premier Rosji, służby rosyjskie działają bez zarzutu i dbają o najdrobniejszy szczegół dotyczący bezpieczeństwa Putina i jego gości. 10 kwietnia nie było odpowiednich zabezpieczeń ze strony BOR, a strona rosyjska traktowała uroczystości z udziałem śp. Prezydenta bez należnej rangi.

Państwo nie zdało egzaminu. Nie potrafiło ochronić swojego Pierwszego Obywatela. Nie zdało egzaminu przed 10 kwietnia, ale także nie zdaje go do dziś w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Symbolem tego jest wrak samolotu przez wiele miesięcy niszczejący pod gołym niebem i czarne skrzynki nadal pozostające w ręku Rosjan.

P.S. Dla przypomnienia przytaczam wypowiedzi dwóch ministrów odmawiających śp. Prezydentowi prawa do skorzystania z samolotu, podobnych słów padło znacznie więcej:

 

Agnieszka Burzyńska, red. RMF: Czy oba rządowe Tupolewy są sprawne?

Tomasz Arabski:  Jeśli rzeczywiście pan prezydent jedzie jutro do Brukseli i w żaden sposób, żeby było jasne nie blokujemy tego wyjazdu, w mojej ocenie jest to wizyta prywatna.

Tomasz Arabski: W tym wypadku, w naszej ocenie, biorąc pod uwagę to, jaki jest skład oficjalnej delegacji, ten wyjazd miałby charakter prywatny.

Bogdan Klich: Oba sprawne, ale tylko jedna załoga. (…) Jest tylko i wyłącznie jedna dostępna załoga, ponieważ pierwszy pilot, dowódca drugiej załogi nam się rozchorował, co utrudnia wykonywanie także innych zadań między innymi w ten weekend.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych