Powyższa grafika przedstawia zmiany w liczbie osób w wieku produkcyjnym (15-64) w kilkudziesięciu krajach świata między 2010 a 2035 r.
Szwecję, Holandię, Austrię, Węgry, Włochy, Portugalię, Polskę, Koreę Południową, Japonię, Rosję i Niemcy czekają spadki więcej niż 10 proc. W przypadku Japonii i Niemiec nawet 20 proc.
Najwięcej ludzi w wieku produkcyjnym za ponad 20 lat będzie na Filipinach, w Egipcie, Malezji, Izraelu i Indiach. Znaczący zrost zanotują także: Peru, Kolumbia, Meksyk, Turcja, Maroko i Indonezja. Z państw zachodnich: Irlandia (13 miejsce), Stany Zjednoczone (17 miejsce), Norwegia (19 miejsce), Kanada (20 miejsce), Wielka Brytania (21). Od Francji zaczyna się spadek. Polska znajduje się w grupie pięciu państwa, które zanotują największe spadki w tej grupie.
Oczywiście duża liczba osób w wieku produkcyjnym może być czynnikiem pozytywnym, mającym wpływ na wzrost gospodarczy danego kraju, jak i negatywnym, kiedy kolejne roczniki młodych zasilają tylko szeregi sfrustrowanych bezrobotnych.Tym niemniej tempo światowych zmian demograficznych robi piorunujące wrażenie.
Jednym z wniosków, jakie można wyciągnąć z tego zestawienia jest przykra konstatacja, że Europa (poza małymi wyjątkami) stoi na skraju przepaści. Globalny wzrost światowej gospodarki będzie zależał w niedalekiej przyszłości przede wszystkim od rynków wschodzących.
Tutaj wyjątkiem są Chiny, które z powodu "polityki jednego dziecka” będą miały w ciągu dziesięciu lat o 30 mln. więcej mężczyzn niż kobiet, co oznacza powstanie ogromnej grupy sfrustrowanych młodych mężczyzn, którzy nie będą mogli znaleźć żony. Mimo tych trendów odsetek osób w wieku produkcyjnym będzie spadał.
Ale jak na razie ekonomiczny imperializm Państwa Środka powoduje, że to Chiny dyktują dziś warunki światu, a nie na odwrót. Chiny są wierzycielem wielu zachodnich państw, z USA na czele. A Unia Europejska zabiega o ich wsparcie w walce z kryzysem.
Według raportu banku HSBC na naszych oczach w sposób niezwykle gwałtowny rodzi się nowy światowy porządek gospodarczy. Centrum przesuwa się w rejony rynków wschodzących w Azji, Afryce i Ameryce Południowej. Tę zmianę określa się w raporcie słowami 'seismic shift'. Drugi ważny wniosek dotyczy demografii, która będzie odgrywać kluczową rolę w globalnym wyścigu światowych gospodarek.
Prognozuje się, że Filipiny będą szesnastą największą gospodarką świata w ciągu niespełna czterdziestu lat. A ludność Nigerii będzie taka sama jak w Stanach Zjednoczonych. Szacuje się, że Etiopia będzie miała dwukrotnie więcej mieszkańców niż Niemcy i Wielka Brytania. Nawet jeśli ich PKB per capita będzie niski, będzie to miało wpływ na rozwój ich gospodarek i konkurencyjności.Prognozy dotyczące Unii Europejskiej są jeszcze bardziej dołujące niż to wynika z diagramu "The Economist".
Okazuje się, że nie tylko centrum chrześcijaństwa przesuwa się z Europy do Ameryki Południowej i Azji. Europa również przestanie się liczyć w globalnym wyścigu gospodarczym i politycznym. Z powodów demografii - czyli starzejącego się społeczeństwa i niskiej dzietności.
To dlatego m.in. administracja Baracka Obamy skoncentrowała swoje wysiłki na rejonie Pacyfiku.A niemiecki rząd nie dalej jak miesiąc temu przyjął nową strategię polityki zagranicznej zatytułowaną: „Kształtować globalizację – rozbudowywać partnerstwa – dzielić odpowiedzialność”, która dotyczy przede wszystkim państw rynków wschodzących, z którymi Niemcy rozpoczynają bądź pogłębiają współpracę gospodarczą. Są to: Chiny, Indie, Brazylia, RPA, Wietnam, Meksyk, Malezja, Indonezja, Kolumbia, Nigeria i Angola.
To ważny sygnał, świadczący o tym, że największa gospodarka Unii Europejskiej tworzy alternatywne rynki zbytu na swoje towary na wypadek dalszego osłabienia lub ewentualnej recesji w UE. Dzisiaj to UE wciąż stanowi najważniejszy rynek zbytu dla niemieckich towarów. Ale Niemcy będą tak długo wspierać europejski projekt, jak długo będzie im się to po prostu opłacać.
Na razie Niemcy rozpoczęły walkę o nową unię polityczną pod swoim przywództwem, wierząc, że tylko taka Unia ma szansę na starcie z ekonomicznymi światowymi potęgami.
W tym kontekście, za ciekawostkę należy uznać fakt, że szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle przedstawił plany kampanii wizerunkowej, która miałaby uspokoić obawy wielu Europejczyków przed nadmierną dominacją Niemiec.
W kilkunastostronicowym dokumencie, zatytułowanym "Strategia komunikacji europejskiej”, możemy przeczytać m.in.:
Dziś decyduje się to, jaki wizerunek na nadchodzące lata stworzą sobie Niemcy w Europie, jak widzieć nas będą nasi europejscy sąsiedzi i jak świat będzie widzieć Europę. Nie mogą o tym przesądzić powracające narodowe resentymenty. (…) Musimy rozwiać obawy przed niemieckimi działaniami na własną rękę i dążeniami do hegemonii. Tych, których kryzys dotknął najciężej, należy zapewnić o naszej solidarności. Trzeba przeciwdziałać podziałom w Europie.
Jakoś trudno uwolnić mi się od natrętnej myśli, że przewaga Niemiec nad innymi państwami UE polega głównie na tym, że - wiedząc, iż Europa idzie w stronę przepaści i że nie jesteśmy w stanie temu już przeciwdziałać, bo nie można w ciągu dwudziestu lat odwrócić niekorzystnych trendów demograficznych, a polityka imigracyjna poniosła klęskę - postanowiły na tym jeszcze ekonomicznie skorzystać.
A druga myśl, od której nie mogę się opędzić dotyczy naszego podwórka. Biorąc pod uwagę to wszystko, co czeka Europę w najbliższej przyszłości, trzeba być naprawdę ciężkim idiotą, żeby głosować na lewicę. Dotyczy to także partii rządzącej, która rozmontowując wszystko, co się da, wzięła się za realizację lewicowych postulatów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/128352-biorac-pod-uwage-to-wszystko-co-czeka-europe-w-najblizszej-przyszlosci-trzeba-byc-naprawde-ciezkim-idiota-zeby-glosowac-na-lewice
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.