Myślałem, że Parlament Europejski już mnie niczym nie zaskoczy po ocenzurowaniu wystawy smoleńskiej przed rokiem. Przypomnę, że kwestorzy parlamentarni – podpuszczeni, jak się później dowiedzieliśmy, przez polskich pracowników wysoko umocowanych politycznie – kazali wówczas zakleić napisy pod zdjęciami przedstawiającymi miejsce katastrofy oraz czas żałoby. Było to posunięcie kompletnie pozaprawne w świetle regulaminu Parlamentu, ale na takie rzeczy jak zasady regulaminowe w tej instytucji się raczej nie zwraca uwagi. Później władze parlamentu nabrały wody w usta, nie odpowiadały, nie wyjaśniały, nie tłumaczyły się, bo przecież jako strażnikom wartości europejskim jest im – niczym monarchom absolutnym – wszystko wolno. A zresztą po co psuć atmosferę skoro wszyscy pracujemy na rzecz coraz bardziej integrującej się Europy?
W przyszłym tygodniu w Parlamencie europosłowie Prawa i Sprawiedliwości wraz z IPN-em otwierają wystawę „Zaplute karły reakcji” – znaną dobrze w Polsce – poświęconą żołnierzom wyklętym. Okazją jest dzień żołnierzy wyklętych, jaki od niedawna obchodzimy w Polsce. Ku naszemu zbulwersowaniu dowiedzieliśmy się przed dwoma dniami, że kwestor odpowiedzialny za wystawy zabronił jej pokazania „z powodów politycznych”. Informacja ta nie została nam podana na piśmie, ani bezpośrednio, lecz przekazana telefonicznie pracownikowi naszej grupy przez pracownicę administracji parlamentarnej. Nie było żadnego konkretnego uzasadnienia, ani podstawy do odwołania i protestowania, ani żadnego podpisu. Niczego. Po prostu, jak w dawnych dobrych czasach wystarczył telefon z informacją „nielzja”.
Rozpoczęliśmy zabiegi, w czym – spieszę donieść z satysfakcją – pomagali nam różni ludzie dobrej woli, także polscy europosłowie z innych grup politycznych. Nazwisk ich nie podaję, by nie stawiać w kłopotliwej sytuacji, lecz publicznie wyrażam im podziękowanie. Żyjemy w takich czasach, że imienne podziękowanie może dobroczyńcy zaszkodzić, nie zaś pomóc. W każdym razie wczoraj wieczorem decyzja została cofnięta i wystawa zostanie we wtorek otwarta. Sama sprawa jest jednak warta kontynuowania.
Dlaczego pierwsza decyzja była na nie? Oczywiście można sobie wyobrazić wytłumaczenie najprostsze. Kwestor, który powiedział nie „z powodów politycznych” jest kompletnym durniem i nie zrozumiał, o co chodzi. Być może był pijany, albo na kacu, albo pomyliły mu się kartki.
Bardziej prawdopodobne jest jednak inne tłumaczenie. Ogromna część europosłów, a mówiąc ogólnie polityków europejskich, ma wmontowany w świadomość mechanizm automatycznego reagowania na wszystko, co ma związek z Rosją. O Rosji nie można źle mówić, przy czym słowo Rosja odnosi się do wszystkiego – od imperium Romanowów, przez Związek Radziecki do Putina. Ktoś powiedział – i słusznie – że Rosja jest nieformalnym członkiem Unii Europejskiej, a w każdym razie ma znacznie więcej wpływów, niż wielu członków formalnych. Kwestor zareagował więc politycznie poprawnie oglądając materiały o wystawie: zrozumiał, że jacyś antykomuniści w Polsce strzelali kiedyś do komunistów polskich, a komuniści polscy byli zależni od radzieckich, to znaczy, że Polacy strzelali do komunistów radzieckich, czyli do Rosjan, co z kolei oznacza, że ludziom Putina to się może nie spodobać. Brzmi absurdalnie? Nie przeczę, ale w takim razie czekam na alternatywną interpretację.
Jakoś tak się dzieje, że kwestorzy, w większości ludzie politycznie czujni, zawsze reagują, gdy tylko jest coś o Rosji. W poprzedniej kadencji zatrzymali wystawę o Czeczenii Konrada Szymańskiego, bo przecież Rosjanie by się zdenerwowali, być może nawet bardziej, niż z powodu żołnierzy wyklętych, gdyby pokazano w parlamencie zdjęcia pokazujące ich czeczeńskie wyczyny. Niby wszyscy o tych wyczynach wiedzą, również w PE, ale żeby od razu je pokazywać i publicznie o nich mówić? Przynajmniej tyle może parlament zrobić dla Rosjan, że do takich fanaberii nie dopuści.
Z tego samego powodu władze parlamentu kazały zakleić napisy pod wystawą smoleńską. Zwłaszcza oburzył je napis pod zdjęciem pokazującym rozradowanego osiłka niszczącego wrak Tupolewa, a napis zawierał dokładną informację o tym, co można było zobaczyć: żołnierz rosyjski z uśmiechem pozuje do zdjęcia podczas walenia młotem w szczątki samolotowe. Coś takiego jest nie do przełknięcia dla politycznego podniebienia europejczyków. Rosjanie mogą sobie oczywiście wrak rozwalać, ale żeby napisać publicznie w Brukseli, że rozwalają, to nie do pomyślenia. Fakt, że w akcji cenzorskiej brali udział Polacy oraz że polski przewodniczący parlamentu nie był zdolny temu gorszącemu incydentowi zapobiec, jest szczególnie smutny.
Przypominam sobie pewną dziennikarkę – młode dziewczątko o inteligencji mocno poniżej przeciętnej, wiedzące tylko tyle, że PiS jest podły – która próbowała wówczas ze mną polemizować mówiąc, że przecież nie można tolerować takich drastycznych rzeczy jak ów napis o uśmiechniętym rosyjskim żołnierzu z młotem pod zdjęciem uśmiechniętego rosyjskiego żołnierza z młotem. Jak widać, nie potrzeba ani SB, ani KGB, ani ZOMO, ani różnych innych strasznych służb. Wystarczy pobyć chwilę w instytucjach unijnych, by z człowieka o słabym charakterze i marnym umyśle zrobić posłuszne narzędzie do popierania głupstwa i obrzydliwości.
Kwestor wstrzymujący wystawę – przy założeniu, że nie był kompletnym durniem, ani nie znajdował się w stanie upojenia alkoholowego, ani nie cierpiał z powodu kaca, ani nie pomyliły mu się karteczki – zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy, że robi rzecz paskudną. Oto mamy wystawę o ludziach, których historia potraktowała rękami ludzkimi wyjątkowo okrutnie: odebrano im wolność, życie, nadzieję, a po śmierci sponiewierano. To działo się w czasach szalejącego komunizmu. A teraz mamy wolny świat, mamy Unię broniącą wartości europejskich, i jedna z instytucji unijnych ustami swojego funkcjonariusza zakazuje opowiadania publicznego o tych ludziach, a zakazuje, bo podejrzewa, że to wkurzy niedźwiedzia. Ów urzędnik nie wie na pewno, czy niedźwiedź się rzeczywiście wkurzy, lecz wie bardzo dobrze, że trzeba zrobić wszystko – nawet paskudztwo – by się nie wkurzył. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdyby tę opowieść o próbie zablokowania wystawy rozpowszechnić w Parlamencie Europejskim (co zapewne rychło zrobimy), to większość ludzi tam pracujących ona nie oburzy. Oni znają reguły, nie te spisane w regulaminie, ale te realne, które tą instytucją rządzą. I tutaj kwestor nie musi się obawiać, że gniew europosłów zbulwersowanych narażaniem na moralny szwank reputacji parlamentu pozbawi go funkcji. Większość utwierdzi się raczej w przekonaniu, że z niego naprawdę dobry europejczyk.
P.S. Dzisiaj w Parlamencie Europejskim zobaczyłem plakat informujący o obchodach V-Day, czyli Vagina Day, podczas których europarlamentarzyści będą mieli okazję obejrzeć spektakl Monologi Waginy. Domyślam się, że kwestor nie miał zastrzeżeń. Gdyby tylko spróbował, zostałby z pewnością rozszarpany przez Wysoką Izbę, a jego kawałki rzucone faszystom na pożarcie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/127919-rosja-jest-nieformalnym-czlonkiem-ue-a-w-kazdym-razie-ma-znacznie-wiecej-wplywow-niz-wielu-czlonkow-formalnych