Zoltán Kovács: "zachód musi wreszcie zrozumieć specyfikę Europy Środkowej"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Wiec poparcia dla Wiktora Orbana w Budapeszcie, PAP/EPA
Wiec poparcia dla Wiktora Orbana w Budapeszcie, PAP/EPA

"To, co pojawia się w wielu mediach zagranicznych, jest kpiną z wolności słowa, jej pohańbieniem" - mówi w rozmowie z Igorem Janke, opublikowanej na łamach "Rzeczpospolitej", Zoltán Kovács, sekretarz stanu ds. strategii komunikacyjnej rządu Węgier.  Jak podkreśla - wolne media na Węgrzech istnieją, i mają się dobrze:

Mam na ścianie w gabinecie pierwsze strony opozycyjnych gazet "Népszabadság" i "Népszava", które rok temu ogłosiły, że na Węgrzech wolne media się skończyły. Te gazety do dziś normalnie wychodzą. Media są wolne. 

Kovács podkreśla, że "zachód musi wreszcie zrozumieć specyfikę Europy Środkowej":

W 2004 roku, kiedy kraje Europy Środkowej weszły do Unii, wielu ludzi uznało, że proces przechodzenia od komunizmu do normalnej demokracji jest zakończony. Okazało się jednak, że w niektórych krajach problemy odziedziczone po komunie – moralne, społeczne, gospodarcze – ciągle istnieją i są poważne. Trzeba je rozwiązać. Spadek po komunizmie nadal jest u nas dużym problemem.

I dzieje się tak pomimo tego, że krajach regionu czasem rządzi prawica:

Przez 20 lat na Węgrzech obowiązywała jednostronna narracja. Partia liberalna i socjalistyczna (wywodząca się z partii komunistycznej) nadawały ton wszelkim debatom. To oni określali, jaki pogląd trzeba mieć. Narzucali nam to, co mamy myśleć o wolności, rozwoju, nowoczesności. Każdy pogląd, który pokazywał rzeczywistość z innej strony, był określany jako staroświecki, faszystowski czy antysemicki. To widać było już za czasów pierwszego rządu Józsefa Antalla, tuż po transformacji. Powtórzyło się to za pierwszego rządu Viktora Orbána w latach 1998 – 2002. Już wtedy nazywano Orbána wodzem faszystowskim, mówiono o nim "Duce". Dyskredytowano nas na każdym kroku.

(...) Wielu tematów nie można było poruszać, żeby nie narażać się na agresywne ataki. Nie można było rozmawiać o skutkach traktu pokojowego w Trianon z 1920 r., o rozmaitych kwestiach z czasów drugiej wojny, o Holokauście, rewolucji 1956, o mniejszościach węgierskich żyjących w krajach ościennych, Kościele, religii, odpowiedzialności państwa, o samoorganizowaniu się społeczeństwa. To były tematy niepożądane.

Kovács podkreśla, że w przypadku nominacji na stanowiska z rekomendacji Fideszu dochodzi do natychmiastowej stygmatyzacji kandydata:

(...) gdy oni [liberałowie i postkomuniści] za swych rządów kogoś mianowali na jakieś stanowisko, to ten człowiek z dnia na dzień stał się apolitycznym i niezależnym ekspertem, choć wcześniej był działaczem partyjnym. Takich "ekspertów" była cała armia. Tymczasem gdy teraz wybrana demokratycznie fideszowska większość mianuje kogoś na jakikolwiek urząd, to ten człowiek musi być związany z Fideszem, niezależnie od tego, skąd się wywodzi, co robił wcześniej i jakie ma kompetencje.

Pytany, "po czym poznamy, że rządowi Fideszu się udało", węgierski polityk odpowiada:

Chcemy stworzyć więcej miejsc pracy, więcej ludzi musi płacić podatki. A gdy więcej ludzi będzie płacić podatki, wtedy będziemy mogli je obniżać. Chcemy, by Węgry stały się jednym z najbardziej konkurencyjnych państw w Europie.

Cały, niezwykle ciekawy wywiad Igora Jankego - na stronach "Rzeczpospolitej". Polecamy!

Pur

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych