"Wyborcza" forsuje termin "polskie obozy koncentracyjne". Czy można być jednocześnie od Nila i jego morderców?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Oto fragment komentarza Marcina Wojciechowskiego na stronie Wyborcza.pl:

Za sprawa filmu Pawła Siegera "Polskie obozy koncentracyjne" wraca dyskusja o obozach pracy w latach 1945-49. Siedzieli w nich niemieccy jeńcy, ludzie oskarżeni - zasadnie bądź nie - o współpracę z III Rzeszą, żołnierze antykomunistycznego podziemia, a także żołnierze lub sympatycy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), z którymi walczono w Bieszczadach.

Część historyków i publicystów - zwłaszcza z prawicy - protestuje przeciwko określeniu "polskie obozy". Zgadzam się, że trzeba walczyć z taką zbitką w odniesieniu do hitlerowskich obozów koncentracyjnych podczas wojny i obozów zagłady na ziemiach polskich jak choćby Auschwitz.

Ale po wojnie Polska była już państwem. Niesuwerennym, ale jednak państwem. Wszak III RP zachowała ciągłość prawną z PRL. Uznaje prawo z tamtego czasu, dyplomy wyższych uczelni, decyzje administracyjne, zmiany własności, chyba że coś przeprowadzono z naruszeniem prawa.

Uchylanie się od terminu "polskie obozy koncentracyjne" z okresu powojennego jest więc niepoważne. To wygodne umycie rąk z niegodziwości popełnionych przez stalinowski PRL. Łatwo wszystko zwalić na komunistów albo Sowietów. Ale zbrodni komunistycznych dokonywali najczęściej Polacy. Szeregowymi wykonawcami nie byli przysłani z Moskwy oficerowie lecz ludzie - często różnej narodowości, w tym żydowskiej - ale utożsamiający się z Polską, mający polskie dokumenty, nazwiska, mówiący po polsku.

A więc po etapie wprowadzania terminu do obiegu pod pozorem "sporu" o pojęcie "polskich obozów koncentracyjnych, mamy etap kolejny - zabiegi na rzecz zaakceptowania terminu.

Argumenty wyjątkowo pokrętne. Wojciechowski każe Polakom rozliczać się ze zbrodni stalinowskich dokładnie w dniu 59. rocznicy egzekucji Augusta Fieldorfa "Nila", wspaniałego polskiego patrioty. Za jego śmierć również mamy przepraszać sowietów i stalinistów - "utożsamiających się z Polską" - za sprawienie im przykrości oporu?

Wojciechowski wpycha nam do narodowego dziedzictwa stalinizm. Wiemy od zawsze, że reprezentuje obóz zwalczający poważne próby rozliczenia komunizmu i komunistów, pełnego odrzucenia komunistycznej tradycji. Do tej pory słyszeliśmy, że to z miłosierdzia wobec rzekomo "pokonanych" komunistów. Dziś dowiadujemy się, że źródła postawy są inne - uznanie, że stalinizm był prawomocną wersją państwa polskiego. Przynajmniej szczerze.

Twierdzenie, że staliniści to ludzie "utożsamiający się z Polską, mający polskie dokumenty, nazwiska, mówiący po polsku", jest tak żenującym argumentem, że aż nie chce się polemizować. Tak uważali przecież wyłączeni staliniści,i to daleko nie wszyscy. I dziś mogą tak uważać wyłącznie ludzie uznający ich za swoich antenatów.

Logicznie - 1 marca "Wyborcza" nie powinna świętować (pewnie zresztą nie będzie) Dnia Żołnierzy Wyklętych. Powinna świętować dzień ofiar żołnierzy wyklętych - sowieckich komunistów i tutejszych najmitów "utożsamiających się z Polską, mających polskie dokumenty, nazwiska, mówiących po polsku". Po  akcji upamiętniania żołnierzy sowieckich 9 maja nikt zaskoczony nie będzie.

Wojciechowski zaznacza, że "trzeba walczyć z taką ["polskie obozy koncentracyjne"] zbitką w odniesieniu do hitlerowskich obozów koncentracyjnych podczas wojny i obozów zagłady na ziemiach polskich jak choćby Auschwitz". Przy jednoczesnym forsowaniu tego terminu na gruncie polskim można walczyć do woli. Skutku żadnego nie będzie. Wojciechowski też o tym wie.

"Szeregowymi wykonawcami nie byli przysłani z Moskwy oficerowie lecz ludzie - często różnej narodowości, w tym żydowskiej - ale utożsamiający się z Polską, mający polskie dokumenty, nazwiska, mówiący po polsku" - pisze Wojciechowski. Jakby nie wiedział, że mając władzę totalną, w warunkach powojennej demoralizacji, w każdym narodzie znajdzie najmitów do brudnej roboty. W Polsce i Niemcy, i sowieci znaleźli ich zresztą stosunkowo mało. W tych arcytrudnych warunkach setki tysięcy stawiały czynny opór, dziesiątki tysięcy z bronią w ręku.

Autorom kolejnej prowokacji nie chodzi oczywiście o prawdę historyczną, ale o to samo co zwykle: o sprowadzenie polskiej historii do pasma zbrodni, za które trzeba przepraszać, o przyszycie Polsce możliwie wiele brudu. Bo ludźmi o zaniżonej wartości łatwiej rządzić.

Czy uda się to także w przypadku tak jawnej manipulacji? Biorąc pod uwagę zasoby "GW" i jej satelitów - krótkoterminowo to możliwe. Ale pożytek z tej historii też jakiś będzie - szczere opisanie tego, jak "Wyborcza" widzi stalinizm. A widzi jako prawomocny fundament tej Polski, którą chce dziś budować.

Czy można być jednocześnie od Nila i jego morderców? Nie można. My chcemy być od Nila. "Wyborcza"- jak widać - wybiera inaczej.

To naprawdę jest wyłącznie wybór "Wyborczej". Więc później niech nie narzeka, że ktoś tu kreśli podział na dwie tak różne, z tak różnych korzeni wyrastające Polski. Sama dostarcza wyjątkowo mocnych argumentów.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych