Robert Krasowski nie udziela w swojej książce odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego Wałęsa przegrał?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Wydawnictwo Czerwone i Czarne
Wydawnictwo Czerwone i Czarne

W programie "Fakty po Faktach" b. prezydent Lech Wałęsa zachęcił widzów stacji TVN do przeczytania książki Roberta Krasowskiego, która jest pierwszą częścią trzytomowej historii III RP:

Przeczytajcie książkę Krasowskiego "Po południu". Młody człowiek, którego nie znam osobiście, naprawdę trafił w moje problemy w tamtym czasie i dlaczego...skąd się brały te moje nieprzyjemności też.

Program prowadzony przez Justynę Pochanke zasługuje na osobny komentarz, bo sposób, w jaki ta dziennikarka stacji TVN przeszła nad sprawą TW Bolka do porządku dziennego, przejdzie do historii polskiego dziennikarstwa. Ale ja nie o tym.

Reklamowaną przez Wałęsę książkę Krasowskiego czyta się jednym tchem. Jest bardzo sprawnie napisana. Wywód autora jest klarowny, dzięki czemu lektura sprawia dużą przyjemność. Krasowski jest niewątpliwie jednym z najlepszych publicystów pokolenia 40-latków i swoją pierwszą książką to przekonanie potwierdza.

Autor "Po południu" postanowił raz jeszcze przemyśleć najważniejsze wydarzenia polityczne pierwszej połowy lat '90, które z dzisiejszej perspektywy wyglądają jego zdaniem zupełnie inaczej niż wówczas, kiedy były na gorąco opisywane i komentowane.

Najważniejszą tezą książki Krasowskiego jest przekonanie, że lata 1989-1995 to epoka Lecha Wałęsy, który po latach okazał się być jedynym politykiem zdolnym do przeprowadzenia potrzebnych reform, mającym własną koncepcję zmian, którego interes własny sprzęgł się z interesem kraju i którego geniusz przesłoniły jego małości.

Właściwie cała książka - na co zwrócił już uwagę w swojej recenzji Piotr Semka - podporządkowana jest tej tezie. Wszystko przemawia na jej rzecz. A to, co zdaje się jej przeczyć jest tylko pozorem, z którym Krasowski rozprawia się bez większych wątpliwości.

W logicznej i niezwykle konsekwentnej argumentacji Krasowskiego, na której zbudowana jest cała koncepcja książki, jest jednak parę nieścisłości, które powodują, że satysfakcja płynąca z lektury ustępuje narastającemu zdziwieniu i zakłopotaniu.

Krasowski przyjmuje perspektywę Maxa Webera i traktuje politykę jako walkę o zdobycie i utrzymanie władzy. Nie interesuje go wartościowanie, ale już sam ten wybór jest głęboko wartościujący.

Jego analiza sprawia wrażenie zdystansowanej i dalekiej od własnych inklinacji i dotychczasowych przekonań - co sam przyznaje we wstępie książki. Początkowo zamierzał napisać książkę o Wałęsie, który najpierw zbudował coś wielkiego, by potem to zniszczyć. Ale po przyjrzeniu się faktom na nowo, musiał zmienić zdanie.

Przywódca "Solidarności" przemienił się pod piórem Krasowskiego w geniusza, którego nikt nie rozumiał i jednego z czterech najwybitniejszych polityków tamtych czasów. Ci pozostali to Jarosław Kaczyński, Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller. Trzeba przyznać, że Krasowski przedstawia poważne argumenty, które trudno tak po prostu zbyć i z którymi warto się zmierzyć. Ale w opisie tego geniuszu i nieskrywanym podziwie dla Wałęsy zdaje się Krasowski zatracać miarę, rezygnując ze swojego chłodnego dystansu i zimnej analizy.

Autor "Po południu" przyznaje, że Kaczyński miał rację, kiedy domagał się dekomunizacji i przejęcia majątku po PZPR. Dałoby to równy start wszystkim partiom i miałoby też walor zaspokojenia społecznej potrzeby elementarnej sprawiedliwości. Tę potrzebę wykorzystał zresztą Wałęsa w swojej kampanii prezydenckiej, udowadniając po raz kolejny, że jako jedyny pretendent do najwyższego urzędu w państwie posiada słuch społeczny.

Pochwała dekomunizacji kończy się u Krasowskiego tam, gdzie zaczyna się ocena politycznych decyzji Lecha Wałęsy. Otoczenie się ludźmi dawnego reżymu, strategia wzmacniania lewej nogi i niewyjaśnione do dzisiaj gierki wokół teczki "Bolka" - to dla Krasowskiego normalna, prawdziwa polityka, która polega na wydarciu dla siebie jak największego pola politycznego oddziaływania.

W ogóle cała książka jest jedną wielką pochwałą technologii władzy, której niedościgłym wirtuozem stał się Lech Wałęsa.

Krasowskiego fascynuje naga władza, która rozumiana jest jako moc zmieniania i podporządkowania sobie rzeczywistości. Polska polityka po 1989 r. zajęta była organizowaniem samej siebie: kształtowaniem sceny politycznej, reguł rządzących demokracją i przejściem od komunizmu do demokratycznego państwa prawa.

Na tym tle Wałęsa był kimś, kto ze swoją koncepcją ustroju prezydenckiego - silnego ośrodka władzy, któremu podporządkowane byłyby wszystkie reformy, wolne od słabości upartyjnionego życia politycznego - wyrastał ponad całe polityczne towarzystwo, składające się w tym ujęciu w większości z politycznych statystów: zarówno postkomunistów jak i żyjących w świecie inteligenckich dylematów unitów.

Innym politykiem pierwszego planu, który miał wszelkie zadatki na lidera był Bronisław Geremek. Tandem Wałęsa Geremek był w ocenie autora idealnym rozwiązaniem na tamte czasy. Niestety niewprowadzonym w życie. Krasowski zarzuca Geremkowi jednak, że z powodu swoich inteligenckich uprzedzeń i arystokratyzmu stracił swoją szansę na wielkość, bo odmówił w pewnym momencie koalicji z postkomunistami. Przy czym doskonale zdaje sobie sprawę, że byłoby to wówczas dla zwykłych ludzi niezrozumiałe i niekoniecznie dobrze przyjęte w macierzystej partii. Ale ocenia z dzisiejszej perspektywy, kiedy to SLD i PO - niezależnie od skrajnie rożnego rodowodu - stały się w pewnym momencie typowymi partiami , za którymi stoi cały polityczno-biznesowy establishment.

Na tym przykładzie widać podstawowy kłopot, jaki się wiąże z perspektywą przyjętą przez autora "Po południu". Otóż, dystans dwudziestu lat pozwala z jednej strony na przyjrzenie się tamtym wydarzeniom zupełnie na chłodno, wiedząc, co stanie się potem i jakie będą ich konsekwencje.

Z drugiej strony, dzisiejsza perspektywa, w której ówczesne "ekscesy" Wałęsy wydają się być normą, a sam b. prezydent prekursorem dzisiejszego stylu polityki, zniekształca i narzuca kategorie pojęciowe, które racjonalizują post factum decyzje polityka, czyniąc z każdej, nawet największej jego głupoty element wielkiego planu i strategii.

Nie dziwi mnie więc fakt, że sam Wałęsa poleca książkę Krasowskiego.

Mój podstawowy zarzut wobec książki Krasowskiego dotyczy jej zakończenia, które jest najzwyczajniej jednym wielkim rozczarowaniem.

Robert Krasowski na 400 stronach przedstawił wizję świata, w której jedynym człowiekiem zasługującym na miano prawdziwego polityka, który doskonale rozumie reguły rządzące politycznym światem jest ktoś, kto po pięciu latach gry dostaje od wyborców czerwoną kartkę, a następnie wypada na zawsze z poważnej polityki. Na oczywiste pytanie, dlaczego Lech Wałęsa przegrał Krasowski nie udziela żadnej odpowiedzi. Może gdyby spróbował, musiałby zrewidować swoje założenia, na których oparł cały wywód. W tym sensie Krasowski jest weberystą niepełnym, bo ocenia polityka po intencjach, a nie po skutkach.

Można Krasowskiemu przyznać rację, kiedy mówi, że Lech Wałęsa miał dobry pomysł. Chciał silnej władzy albo prezydenta, albo premiera, aby uniknąć problemów wiążących się z niejasnym podziałem kompetencji między tymi ośrodkami władzy. Ale Krasowski nie odpowiada na kolejne ważne pytanie. Po co Wałęsie była ta silna władza? Co, oprócz ustroju umożliwiającego stworzenie silnego centrum, któremu podporządkowana byłaby cała scena polityczna, miał do zaoferowania? Jaką treścią chciał ją wypełnić? Metoda Krasowskiego, który skupia się na mechanizmach władzy, a nie na jej materii, nie jest w stanie udzielić na te pytania odpowiedzi. W takiej perspektywie na ludzi epoki wyrastają również Stalin i Hitler.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych