Od czego zależy, że jedne kraje stają się mocarstwami podbijającymi inne narody, a drugie przez całe pokolenia zaledwie egzystują w swoich granicach lub po prostu tracą niepodległość? Na pewno wpływa na to ich potencjał gospodarczy, warunki geograficzne, dostęp do naturalnych surowców i minerałów.
Myślę jednak, że równie ważnym warunkiem jest osobowość przywódcy kraju, jego zdolność prowadzenia odważnej, niezależnej polityki zewnętrznej i wewnętrznej, umiejętność zyskiwania posłuchu swoich obywateli. To, na ile przywódca jest wiarygodny, w jakim stopniu może pociągnąć za sobą tłumy jest miarą tego, co może dokonać. Szczególnie ważne jest, by państwo w przełomowym okresie swoich dziejów miało właśnie takich rządzących.
Czy wojska macedońskie podbiły by prawie cały cywilizowany świat, gdyby nie dowodził nimi Aleksander? Czy Wielka Armia doszła by aż do Moskwy, gdyby na jej czele nie stał Napoleon ?
Podobnie sprawy się miały i w naszym kraju.
Mieszko I mógł doprowadzić do chrztu Polski w 966r., ponieważ jego osobowość i posłuch u poddanych pozwoliły mu na dokonanie aż tak epokowych zmian na naszym terytorium. Zmian, które spotkały się z bardzo nieufnym odbiorem ówczesnych Polan. Gdy go zabrakło, za czasów syna Mieszka II, Bolesława Zapomnianego w latach 1034-39 nastąpił masowy powrót do pogaństwa, z mordowaniem księży i paleniem nowopowstałych kościołów .Chrześcijaństwo utrzymało się tylko na dworze królewskim i w domach kilku możnowładców. Ten następny król już nie miał takiej charyzmy, żeby zdecydowanie kontynuować zmiany rozpoczęte przez swoich poprzedników. Dopiero rządzący po nim Kazimierz Odnowiciel z powrotem nawracał na nową wiarę ówczesnych Polaków.
W barokowej Polsce król Jan III Sobieski wielokrotnie pobił armię turecką nie tylko dzięki naszemu potencjałowi wojskowemu, ale też dlatego, że był bardzo dobrym politykiem i międzynarodowym strategiem. Bez jego osobistych zdolności pewnie nie zostalibyśmy największą europejską potęgą XVII wiecznej Europy.
Od początku I wojny światowej będąca pod zaborami Polska miała ogromne szczęście. To szczęście nazywało się Józef Piłsudski. Gdyby nie jego pomysł wymarszu I Kompanii Kadrowej, a potem I Brygady Legionów do Królestwa Polskiego od sierpnia 1914r. niewiadomo, jak zniewolona Polska mogłaby zaistnieć na międzynarodowej arenie I wojny światowej. Pomysł zbrojnej demonstracji Kadrówki 6 sierpnia 1914r. był przez bardzo wielu uważanym za straceńczy. Dopiero potem, z perspektywy odzyskania przez Polskę niepodległości uznano go za przejaw politycznego geniuszu Komendanta. Z militarnego punktu widzenia było to samobójstwo i ogromne ryzyko, że cała akcja „spali na panewce”. Kompania, która na kilka godzin przed wypowiedzeniem przez Austro-Węgry wojny Rosji, wkroczyła na teren zaboru rosyjskiego składała się głównie z młodzieży i studentów tylko po ogólnym przeszkoleniu wojskowym i nie przedstawiała żadnej siły militarnej. Uzbrojeni byli jedynie w przestarzałe, jednostrzałowe karabiny, bez broni maszynowej, wsparcia artylerii i kawalerii. Ale dzięki temu poszedł do Europy komunikat, że samodzielne Wojsko Polskie wkracza na ziemie okupowane przez Rosjan, żeby walczyć z carskim zaborcą. Wkracza jeszcze przed armią austro-węgierską. Gdyby wtedy jakiś rosyjski oddział ich zaatakował, zostali by natychmiast rozbici.
J. Piłsudski zaryzykował i to ryzyko po wielokroć się opłaciło. Począwszy od pierwszych dni wojny światowej tworzenie polskich sił zbrojnych u boku armii Austro-Węgier sprawiło, że byliśmy obecni na jej frontach przez cały czas trwania walk. W sumie J. Piłsudskiemu udało się stworzyć trzy Brygady Legionów, które walczyły od Wołynia, poprzez całe Królestwo Polskie, a na Karpatach, Bukowinie i Włoszech kończąc.
Następną zwrotną datą w naszej historii jest wojna polsko-bolszewicka 1920r., a konkretnie Bitwa Warszawska. Znów talent i osobowość Marszałka pozwalają nam wyjść obronną ręką z, wydawało by się, beznadziejnej sytuacji. Podczas, gdy Wojsko Polskie cofa się przed Sowietami na całym froncie, a walki toczą się już na przedmieściach stolicy, Piłsudski opracowuje i wprowadza w życie kontruderzenie w lewe skrzydło wojsk rosyjskich. To przeprowadzone siłami pięciu dywizji piechoty i grupy kawalerii uderzenie znad Wieprza przesądza o polskim zwycięstwie. Zupełnie nie spodziewany kontratak polskiej Grupy Uderzeniowej doprowadził do wyjścia naszych oddziałów na tyły armii wroga i zmusił go do odwrotu na całym zachodnim froncie. Przeprowadzenie tego nowatorskiego manewru było pokazem sprawności polskiej armii. Nie posiadaliśmy już wtedy żadnych odwodów, wszystkie polskie dywizje były związane walką w odwrocie. Musiały oderwać się od nacierającego nieprzyjaciela, przegrupować i znienacka uderzyć. Manewr w wykonaniu 45 tysięcy żołnierzy spowodował naszą pięciokrotną przewagę w miejscu uderzenia. Marszałek nie ograniczył się tylko do szczegółowego zaplanowania tego manewru. Stanął na czele atakujących wojsk, osobiście prowadząc je do ataku na odcinku polskiej 14 Dywizji Piechoty.
Miarą ludzkiej wielkości jest też skromność. J.Piłsudski bardzo długo sam nie chciał przyjąć Orderu Virtuti Militari , choć wielokrotnie odznaczał nim innych. Odmówił kandydowania na urząd prezydenta, choć wiadomo było, że został by na pewno wybrany. Do końca swoich dni nie pobierał też wynagrodzenia przyznanego mu przez parlament, jako należnego Naczelnikowi Państwa. Do zamachu majowego w 1926r. mieszkał w bardzo skromnym dworku w Sulejówku utrzymując się jedynie z wykładów i odczytów. Kogo z obecnej ekipy władzy byłoby stać na taki gest?
Miernikiem ludzkiego autorytetu jest również szacunek innych. Zwykli ludzie spotykający Marszałka odruchowo zdejmowali czapki z głów, żeby pokazać, jak go poważają. Robili tak dorośli, ale i małe dzieci, które trudno posądzić o chęć przypodobania się, czy koniunkturalizm. Tak zostały wychowane, słyszały w domu tyle dobrego o Naczelniku, że szanowały go, jak kogoś bliskiego, członka rodziny. Bardzo znamienna jest pewna scena, która miała miejsce pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Przez centrum Warszawy przewożony na odkrytej ciężarówce był pomnik Komendanta. Jadący furmanką obok ciężarówki nieznany rolnik zatrzymał konia, zszedł z wozu i po zdjęciu czapki stanął na baczność przed przejeżdżającym pomnikiem. Jak wielkim autorytetem musiał cieszyć się J. Piłsudski u tego chłopa, że po ćwierćwieczu komunizmu i prawie po czterdziestu latach od jego śmierci ten człowiek wciąż okazywał mu tak wielki szacunek ! Obecnie zupełnie nie do pomyślenia…
„Mali” ludzie z obecnego obozu władzy ostatnio naśmiewali się z dzieci w jednej z podkarpackich wiosek, że na widok J. Kaczyńskiego same zdjęły nakrycia głowy. Nie rozumieli, że można w rodzinnym domu z takim szacunkiem o kimś mówić , że potem przy spotkaniu go dzieciaki same zdejmują czapki. Pewnie po cichu zazdroszczą nam, że w swoim obozie politycznym nigdy nie mieli osoby obdarzonej takim autorytetem ze strony innych. I jeszcze jeden podobny przykład. Trzy lata temu śp. Prezydent Lech Kaczyński miał przyjechać do Ostrołęki, żeby odsłonić nowopowstały pomnik. Podał rzęsisty deszcz, przyjazd Pana Prezydenta z jakiś powodów się opóźniał. Licznie zebrani ludzie czekali ponad dwie godziny w strugach deszczu na przyjazd swojego Gościa. Nikt nie poszedł do domu, nie zrezygnował z czekania. Czy nie jest to piękny dowód na to, jakim autorytetem cieszył się u nich Lech Kaczyński ? Jak ważną był dla nich osobowością, że pomimo ulewy nie rozeszli się do innych zajęć ? Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić zwolenników obecnego Prezydenta czekających na niego choćby i pół godziny, nawet w pełnym słońcu.
Powróćmy do okresu przedwojnia. Myślę, że za polską osobowość i szanowany autorytet można uznać Romana Dmowskiego bardzo dobrze reprezentującego polskie interesy na arenie międzynarodowej. Obaj z Marszałkiem J. Piłsudskim świetnie się uzupełniali, pokazali, że pomimo różnic politycznych potrafią wspólnie, bardzo efektywnie pracować dla Polski. To też była miara ich nietuzinkowości. Potrafili odłożyć na bok wzajemne animozje, bo najważniejszy był interes kraju. Kogo z obecnego obozu władzy stać obecnie na taki gest?
Osobowością na miarę kraju, a nawet ówczesnej Europy można na pewno uznać Władysława Grabskiego, ministra skarbu i dwukrotnego premiera naszego kraju, autora reformy walutowej i wprowadzenia do obiegu silnej, polskiej złotówki. Na takie miano zasługuje również minister gospodarki i wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski za wybudowanie Centralnego Okręgu Przemysłowego (jednego z najnowocześniejszych wtedy w Europie) i portu w Gdyni (najnowocześniejszego w tamtych czasach nad Bałtykiem). Ministrowie finansów i gospodarki, którzy „wprowadzali nas w niepodległość” po 89r. jedynie mogą pomarzyć o takiej charyzmie, umiejętnościach i osiągnięciach.
Taką osobowością niestety nie był marszałek Edward Rydz-Śmigły. Ten bardzo dobrze spisujący się w czasach legionowych oficer, a później świetny dowódca jednej z armii w wojnie 1920r., w Kampanii Wrześniowej nie stanął na wysokości zadania. Zresztą sam Rydz w ogóle nie miał wykształcenia wojskowego, ukończył jedynie kursy oficerskie „Strzelca”. Prywatnie był absolwentem Akademii Sztuk Pięknych na kierunku malarskim. Jego osobowość, być może zbyt mała na tak ważnym stanowisku nie pozwoliła mu zachować się do końca Kampanii Wrześniowej, jak na Naczelnego Wodza przystało. Nie powinien był zostawiać walczącej armii i wyjeżdżać z kraju. Ale czy w tamtych warunkach można było zrobić dużo więcej?
Podobnie można mieć chociaż częściowe pretensje do ostatniego ministra spraw zagranicznych II R.P., Józefa Becka. Spisujący się dobrze na swoim urzędzie, jako wykonawca polityki zagranicznej autorstwa J. Piłsudskiego, po jego śmierci nie potrafił w pełni poradzić sobie samodzielnie na tym stanowisku. Ale chociaż do końca dbał o prestiż państwa, którego był ministrem. W swoim przemówieniu sejmowym z 5 maja 1939r., w przededniu wojny, mówił : „(…) My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.” W jak jaskrawej sprzeczności pozostają te słowa do wypowiedzi obecnego polskiego ministra spraw zagranicznych, który jedzie do Berlina, żeby powiedzieć Niemcom, iż „obawia się ich bezczynności bardziej, niż ich samych”. I jeszcze się chwali, że wypowiada te słowa, jako pierwszy polski minister MSZ-u . Oczywiście, że pierwszy. Żadnemu z jego poprzedników taki pomysł w ogóle nie przyszedł by do głowy ! Można to tylko porównać z wiernopoddańczym „adresem” Galicyjskiego Sejmu Krajowego skierowanym do cesarza Franciszka Józefa: „Przy Tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy.”
Kogo z naszych przywódców po 1989r. można uznać za silną osobowość polityczną, z charyzmą i społecznym posłuchem ?
Prezydenta W. Jaruzelskiego dbającego od zakończenia ostatniej wojny tylko o sowieckie interesy i krwawo tłumiącego wszelkie próby odzyskania wolności w naszym kraju ?
Prezydenta L. Wałęsę, który w majestacie prawa kazał przywieść sobie do Pałacu Prezydenckiego swoje SB-ckie akta i prawdopodobnie usunął z nich niewygodne dla siebie strony ?
Prezydenta A. Kwaśniewskiego chwiejącego się z powodu „filipińskiej choroby” nad grobami polskich oficerów pomordowanych w Charkowie ?
Wielkie osobowości mają okazję ujawniać się w sytuacjach nadzwyczajnych. Takich, które sprawdzają danego polityka w momentach przełomowych lub obliczu jakiejś narodowej tragedii.
Obecny rząd wspólnie z obecnym Panem Prezydentem mogli pokazać swój charakter i charyzmę w obliczu Katastrofy Smoleńskiej. Pełniący obowiązki prezydenta R.P. B. Komorowski mógł dać przykład nie tylko Polakom, ale i całemu światu, jak w obliczu tak wyjątkowego narodowego dramatu powinien zachować się przywódca o silnej osobowości, potrafiący podejmować śmiałe decyzje. Niestety ważniejsze od wyjaśnienia przyczyn tragedii, zabezpieczenia jej śladów, zorganizowania ekip dochodzeniowych było dla obecnego Pierwszego Obywatela jak najszybsze wprowadzenie się do Pałacu Prezydenckiego, przejęcie akt kancelarii prezydenta. Jaszcze przed oficjalnym potwierdzeniem Jego śmierci ! Ze względu na powagę urzędu, który teraz sprawuje powstrzymam się od oceny, jak silną jest osobowością.
Podsumowując można stwierdzić, że szczęściem Polski po 1918r. było to, że miała szereg polityków zasługujących na miano prawdziwych mężów stanu. To dzięki nim II R.P. mogła osiągnąć tak wiele przez niespełna 20 lat swojej niepodległości.
Natomiast nieszczęściem naszego kraju po 1989r. jest brak przywódców, których osobowość pozwoliła by sprostać zmianom ustrojowym i budowie nowego suwerennego państwa. To z powodu ich braku 23 lata po odzyskaniu niepodległości cały czas jesteśmy na początku budowy w pełni niezależnego i silnego kraju.
Niepoprawni optymiści twierdzą, że widać już światełko w tunelu, którym jedziemy do pełnej niezależności i „zielonej wyspy dobrobytu”. Oby to tylko nie były światła pociągu pancernego, któregoś z naszych sąsiadów …
Jarosław Lewandowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/127277-osobowosci-i-miernoty-pewnie-po-cichu-zazdroszcza-ze-w-swoim-obozie-nigdy-nie-mieli-osoby-obdarzonej-takim-autorytetem