Lady Thatcher i jej wrogowie. „Dzielna nasza Margaret!” powinien zakrzyknąć chór feministek. Ale nie zakrzyknie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Wikipedia
fot. Wikipedia

„Żelazna Dama” to opowieść o kobiecie, która dzięki własnemu uporowi i ciężkiej pracy, jako pierwsza w historii Wielkiej Brytanii została premierem. Nie dość, że wyciągnęła z degrengolady Zjednoczone Królestwo, to nie przestała być szczęśliwą żoną i matką dwojga dzieci. Ładna historia dla feministek? Absolutnie nie, bo dla patrzących przez ideologiczne okulary miłośników lewicowych utopii najważniejsze jest tym „kim się jest”, a nie to, czego się w życiu dokonało.

Zacznijmy od faktów, które w filmie – trzeba przyznać – zostały oddane wiernie. Margaret Roberts (bo to jej panieńskie nazwisko) to córka właściciela dwóch sklepów, gorliwego metodysty i aktywnego polityka lokalnego. To on wpoił jej proste zasady: polegania na sobie i własnej  ciężkiej pracy, nie ulegania modom i poświęceniu „dla dobra ogółu”. Dzięki stypendium studiowała chemię na Oksfordzie – wyróżnienie dla dziewczyny „znikąd” w brytyjskim społeczeństwie. W wieku 34 lat została posłem do parlamentu. Potem ministrem edukacji, liderem opozycyjnej Partii Konserwatywnej i wreszcie w 1979 r. – w wieku 54 lat – premier Wielkiej Brytanii. I na tym urzędzie była lat jedenaście lat i 209 dni, najdłużej po II wojnie światowej.

„Dzielna nasza Margaret!” powinien zakrzyknąć chór feministek. Ostatecznie: pierwsza kobieta-premier, która własną zasługą i pracą przebiła „szklany sufit”, pozostawiając w pokonanym polu grubą warstwę brytyjskiej sitwy politycznej, złożonej ze „starych, dobrych” dżentelmenów  po Oxfordach i Cambridge'ach a także – odziedziczonych fortunach czy tytułach (co dobrze pokazane zostało w „Żelaznej Damie”). Ale nie mam wątpliwości: nie zakrzyknie. Dlaczego? Bo, wicie-rozumicie, może i przebiła sufit, może była pierwsza, ale ona nie „nasza”.

Problem tkwi w tak modnych dzisiaj na lewicy „politykach tożsamościowych”. Według nich, nie liczy się to, czego ktoś dokonał, ale tego kim jest np. gejem, lesbijką lub – najchętniej – inną mniejszością. Tak jakby ten fakt determinował człowieka na zawsze i jednoznacznie, nie pozwalając na wolny wybór własnej drogi. Nic bardziej błędnego. I bardziej odległego od tego, co reprezentowała sobą Thatcher.

Kiedyś liczyło się to, co człowiek zrobił. Dzisiaj najważniejsze jest to, kim jest

- mówi filmowa pani premier.

I tu jest problem. Może jeszcze gdyby Thatcher do poduszki czytała Marksa czy innego Sartre’a a nie „Drogę do zniewolenia” Fridricha von Hayeka (ulubiony autor)... Gdyby poddała się mediacji ONZ, gdy argentyńska junta napadła na Falklandy, zamiast posyłać okręty wojenne i piechotę morską... Gdyby nie „zadrażniała” normalizacji stosunków z ZSRR tak „kontrowersyjnymi” wypowiedziami, jak ta z 1976 r., że

starsi panowie z sowieckiego Politbiura nie muszą się martwić o wzloty i spadki poparcia opinii publicznej. Dla nich armaty są ważniejsze niż masło, kiedy dla nas od armat jest ważniejsze niemal wszystko.

Gdyby tuż przed atakiem na Irak w 1990 r. – zamiast starań o 295. rezolucję Rady Bezpieczeństwa potępiającą Saddama Husseina – nie powiedziała do wahającego się prezydenta USA:

nie bądź taki rozedrgany, George.

Słowem, gdyby słuchała uczonych akademików i redaktorów postępowych gazet europejskich, zamiast kierować się charakterem, czyli postępować tak, jak to w danym czasie i miejscu jest konieczne... pochwała byłaby możliwa. Nawet pomimo tego, że jako pierwsza kobieta-premier Wielkiej Brytanii nie wprowadziła parytetów do parlamentu i urzędów. A tak stała się przedmiotem niewybrednych ataków np. „uwalić sukę” jak krzyczeli posłowie postępowej ponoć opozycji.

Na szczęście w oczach zwykłych zjadaczy chleba, Margaret Thatcher bronią czyny. Kiedy dochodziła do władzy, kraj paraliżowały nieustające strajki, rosło bezrobocie, mieszkańcy – niczym w PRL – nie mieli prądu, wysłuchując komunikatów o którymś tam stopniu zasilania. Zgodnie z utopijnym programem ówczesnej Partii Pracy państwo było właścicielem dużej części środków produkcji. Zadłużona i żyjąca ponad stan Wielka Brytania była tak „chorym człowiekiem” Europy, że „The Wall Street Journal” żegnał Albion ironicznym nagłówkiem-pożegnaniem: „Miło cię było znać przez te lata, Brytanio”. Zaledwie kilka lat rządów Thatcher doprowadziła do tego, że mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa znów mogli zakrzyknąć: „jesteśmy dumni z tego, że jesteśmy Brytyjczykami”. Nawet jeśli na końcu – ta dzielna córa sklepikarza – została obalona przez partyjnych kolegów, dla których liczyły się przede wszystkim słupki poparcia. Jak to powiedział filmowy mąż Thatcher - „najlepszego premiera od czasów Churchilla obaliła banda pozbawionych kręgosłupa i charakteru pigmejów”.

Na koniec cytat z Thatcher. Bardzo ważny dzisiaj, kiedy Unia Europejska – a zwłaszcza Grecja, Włochy czy Hiszpania – zmagają się koniecznością zaciskania pasa po latach życia na kredyt i ponad stan, w nadziei że można się zadłużać w nieskończoność, a strefa euro jest tak doskonałym bytem, że nie obowiązuje w niej matematyka:

Myślę, że zbyt wielu ludzi przekonano, że skoro ‘masz problem, to jest obowiązkiem rządu go rozwiązać’ (...) I dlatego zbyt wielu przerzucało swe problemy na ‘społeczeństwo’. A kim jest ‘społeczeństwo’? Nie ma czegoś takiego. Społeczeństwo to konkretni, pojedynczy ludzie i rodziny a rząd nie może tutaj nic zrobić jak tylko działać przez ludzi. Przede wszystkim to ludzie muszą zadbać o siebie sami. To nasz obowiązek zadbać o siebie a następnie o naszego sąsiada. Życie to dbanie o siebie nawzajem. Ale ludzie zbyt wiele myślą o uprawnieniach i zasiłkach a zbyt mało o obowiązkach.

Nauka córki sklepikarza? Żeby choć miała jakiś doktorat z marksizmu-leninizmu czy gender studies, dałoby się jeszcze czytać i przytaknąć – ostatecznie coś z tą strefą euro nie najlepiej. A tak? Nie do przyjęcia.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych