Rafał Kapler zrezygnował z funkcji prezesa Narodowego Centrum Sportu. Choć NCS, któremu szefował wiele razy był krytykowany za opóźnienia w budowie Stadionu Narodowego, za gigantyczne premie zarządu, to Kapler i jego koledzy trzymali się mocno swoich stołków. Byli do nich niemal przyspawani. Nic nie zapowiadało tej decyzji. Nawet wczoraj minister Joanna Mucha w kontekście premii dla zarządu NCS publicznie mówiła, że umów należy dotrzymywać, sugerując, że zarząd premie otrzyma. Ale seria wpadek z otwarciem stadionu zmusiła kogoś wyżej do interwencji. Ciekawe czy konieczna była tutaj osobista reakcja premiera Tuska i jego speca od propagandy Igora Ostachowicza? Czy liczne wpadki Platformy, skutkujące spadkiem w sondażach nie wymagały znalezienia ofiary i rzucenia jej na pożarcie?
Być może Kapler dostał propozycję nie do odrzucenia. Niczym z książki Mario Puzo „Ojciec Chrzestny”. Miał pewnie do wyboru: albo sam zrezygnujesz, albo „wywalimy cię z hukiem na zbity pysk”. Wybrał to pierwsze, bo to pozwala mu na miękkie lądowanie.
Przywołując stary dowcip o sowieckich metodach przeprowadzania czystek wśród aparatu partyjnego można zapytać: Jakie były ostatnie słowa prezesa Kaplera przed rezygnacją?
- Towarzysze! Nie strzelajcie!
Na pożegnanie chciałem zaapelować do pana Kaplera i jego kolegów: oddajcie premie na zbożny cel. Nie zasługujecie na żadne nagrody!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/127012-kapler-dostal-pewnie-propozycje-nie-do-odrzucenia-niczym-z-ojca-chrzestnego