Dziesięć tysięcy zarejestrowanych uczestników, przemówienia wszystkich, którzy liczą się w ruchu konserwatywnym, ponad 1.300 akredytowanych dziennikarzy i blogerów – tak w skrócie wygląda Conservative Political Action Conference, CPAC 2012.
Coroczny zjazd, zwany przez niektórych „kosnserwatywnym Woodstock”, w tym roku przebiegał pod hasłem wierności Konstytucji i dokumentom Ojców Założycieli (m.in. Deklaracji Niepodległości) i ... konieczności odsunięcia od władzy Baracka Obamy (relacja na http://cpac2012.conservative.org/). W czasie CPAC przemawiali m.in. trójka byłych kandydatów na prezydenta (Michele Bachmann, Rick Perry i Herman Cain), sen. Marco Rubio z Florydy (entuzjastycznie przyjmowany przez uczestników) oraz trzech z czterech ubiegających się jeszcze o nominację Partii Republikańskiej (nie przyjechał Ron Paul).
Pierwszy mówił Rick Santorum i spotkał się z najbardziej entuzjazjastycznym przyjęciem – nic dziwnego, od wtorkowego zwycięstwa w trzech stanach były senator z Pennsylwanii wzbudza duże emocje (w trzy dni zebrał 3 mln dolarów donacji).
To nie konserwatyzm zawiódł ten kraj. To konserwatyści zawiedli idee konserwatywne
– mówił Santorum nawiązując do porażki wyborczej z 2008 r. i poparcia Republikanów dla zwiększających się wydatków budżetowych (m.in. programu stymulującego gospodarkę oraz wykupującego zagrożone banki i duże firmy). Zaapelował, aby nie „porzucać ani nie przepraszać za wartości”, dzięki którym Ameryka stała się wielkim krajem. Santorum nie wahał się używać niemal biblijnych fraz: „rząd federalny stanie się waszym właścicielem”, „ponieważ będziecie musieli złożyć hołd rzadowi federalnemu aby uzyskać opiekę, jakiej potrzebujecie dla waszych dzieci” czy „tu chodzi o władzę rządu nad naszym życiem i to trzeba zatrzymać”. Santorum wymierzył też kilka celnych ciosów w Mitta Romneya, sugerując, że nie jest on wystarczająco konserwatywny, aby skutecznie stawić czoła Obamie.
W przeciwieństwie do Santorum, który występował na scenie razem z żoną i dziećmi, Romney był na scenie sam. Jego zadanie polegało na przekonaniu sali, że jest wystarczająco konserwatywny, aby być kandydatem Republikanów na prezydenta. Nic dziwnego, że w trwającym 26 minut przemówieniu aż 29 razy użył słowa „konserwatysta”.
Znam konserwatyzm, bo żyję jak konserwatysta (...) Jako biznesmen musiałem być fiskalnym konserwatystą
– to tylko próbka z wystąpienia Romneya. Nie wahał się podkreslić, że jako jedyny z rywali (łącznie z Obamą) „ani jednego dnia nie przepracował w Waszyngtonie” i wciąż pozostaje „biznesmenem” – wyraźny apel do bardzo nie lubiących stolicy i jej politycznej kultury konserwatywnych aktywistów.
Romney został dobrze przyjęty, ale zostało jakieś „ale”: ten kandydat nigdy nie wzbudzał entuzjazmu konserwatystów, ze względu na zmienność poglądów. Najlepiej problem opisał dowcip, na jaki pozwolił sobie (ku rozbawieniu jednych i gwizdów drugich) biznesmen Foster Friess, wspierający radą i pieniędzmi Santorum:
Do baru wchodzi konserwatysta, lewicowiec i umiarkowany w jednej osobie, a barman mówi do niego "Cześć, Mitt".
Liderzy konserwatystów na wcześniejszym spotkaniu z Romneyem prosili, żeby nie atakował tak bezwglednie Santorum, jak wcześniej Gingricha. Problem w tym, że zmasowany atak negatywnymi reklamówkiami to być może jedyny sposób na zatrzymanie wznoszącej byłego senatora z Pennsylwanii. Konserwatyści boją się, że kolejna runda „walki w błocie” zupełnie zdołuje entuzjazm dołów. Ludzie Romneya zdają sie liczyć, że ich kandydat – nawet znienawidzony za wykończenie swoich republikańskich rywali – będzie i tak oczywistym wyborem w kontraście do Baracka Obamy. Zdają się opierać na przekazie: „pomyśl o alternatywie”.
Na końcu wystąpił Newt Gingrich. Wprowadzony przez żonę Callistę, która do tej pory prawie nigdy nie zabierała głosu na wyborczym szlaku. Próbowała uczłowieczyć Newta, wspomianjąc że „uwielbia książki” (cały dom i jego osobisty Kindle są nimi zapakowane), uczestniczy we mszach w waszyngtońskiej katedrze podczas których Callista śpiewa w chórze a przede wszystkim „zawsze jest gotów do nauki i nigdy się nie poddaje”. Potem był sam kandydat, który wygłosił programowe wystąpienie, przypominając swe najważniejsze propozycje: uregulowanie problemu nielegalnej imigracji, podpisanie zgody na budowę rurociągu Keystone (z Kanady do Teksasu), unieważnienie ustawy o powszechnej opiece medycznej (główne osiągnięcie Obamy) czy natychmiastowe przeniesienie ambasady USA z Tel-Aviwu do Jerozolimy. W wyraźnym geście wobec zwolenników Rona Paula – ponownie opowiedział się za powołaniem komisji, która oceni działania Rezerwy Federalnej (FED).
Tylko raz wspomniał rywali, mówiąc że „nie dysponuje takimi pieniędzmi jak rywale, ale ma plan” – opierający się głównie na wsparciu ludzi w terenie i „wielkich pomysłach” na odbudowę Ameryki. Bił za to w media i establishment Partii Republikańskiej („moja kampania to śmiertelne zagrożenie dla establishmentu”). Niecały miesiąc a jaka różnica. Kiedy Gingrich przemawiał w Karolinie Południowej – ludzie zrywali się z krzeseł, klaskali i gwizdali. W Waszyngtonie były oklaski, ale energia konserwatywnych aktywistów jakby odpłynęła w kierunku Santorum.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/126904-prawicowy-woodstock-w-waszyngtonie-odbyl-sie-cpac-doroczny-zjazd-amerykanskich-konserwatystow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.