Smoleńsk to nie Gibraltar ani Dallas. "To jeszcze nie jest historia, wyjaśnianie tej sprawy to nasz współczesny obowiązek"

Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Agnieszka Romaszewska-Guzy, wiceprezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” o zmianie relacjonowania w mediach śledztwa smoleńskiego po ujawnieniu wyników fonoskopijnej ekspertyzy dla prokuratury:

Myślę, że był to dość ważny moment, w którym znaczna część dziennikarzy i obserwatorów przeszła ze świata kompletnej fikcji w świat faktów. Najważniejszym obowiązkiem dziennikarza jest trzymanie się prawdy i staranie się o to, aby ją poznać. Sprawa generała Błasika była natomiast naznaczona kreowaniem faktów. Oglądanie tego, co zostało wykreowane w sprawie generała Błasika przez część mediów, i jak potem broniono za wszelką cenę "złej sprawy", było dla mnie jako dziennikarki ciężkim doświadczeniem profesjonalnym, ale i przeżyciem osobistym. Nie sądziłam, że coś podobnego w ogóle można robić. Okazuje się, że przy braku jakichkolwiek potwierdzonych informacji można podawać do wiadomości publicznej pogłoski, na które nie tylko nie ma dowodów, ale które w dodatku zniesławiają zmarłego tragicznie człowieka.

Romaszewska przestrzega – zwłaszcza media – przed porównywaniem Smoleńska do niewyjaśnionych głośnych śmierci XX wieku:

Najbardziej niebezpiecznym stwierdzeniem o charakterze manipulacyjnym jest zdanie w stylu: "To jest jak sprawa Kennedy´ego - nigdy się nie dowiemy, jaka jest prawda". Ono zniechęca ludzi do szukania prawdy. Nieraz w kontekście Smoleńska można było usłyszeć opinię: "Do dziś nie wiemy, co stało się w Gibraltarze - mimo przeprowadzenia ekshumacji generała Sikorskiego". Zgadza się - nie wiemy, ale fakty są takie, że Sikorski zginął 70 lat temu, natomiast katastrofa smoleńska zdarzyła się niecałe dwa lata temu. To jeszcze nie jest historia, wyjaśnianie tej sprawy to nasz współczesny obowiązek. Katastrofa smoleńska nie należy do kategorii "kontrowersyjnych problemów historycznych". Takie stwierdzenia mogą tylko usprawiedliwić zaniedbywanie obowiązków w dziedzinie poszukiwania prawdy o tej katastrofie(…)

Część dziennikarzy, którzy, mówiąc delikatnie, "pozwolili się wprowadzić w błąd" w sprawach związanych z katastrofą smoleńską, zmienia teraz front i chętnie przychyla się do tezy o tym, że "i tak nie dowiemy się, jak było". Jest to dla nich po prostu najwygodniejszy sposób wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Dziennikarka zwraca też uwagę na zaniedbania władzy i mediów, które zaowocowały powielaniem kłamstw za granicą. Kłamstw, które niezwykle trudno będzie odkręcić.

O własne narodowe interesy, także w dziedzinie przekazu, trzeba dbać samemu. Międzynarodowa przestrzeń medialna rządzi się swoimi prawami. Im dalej od katastrofy i im mniej dana informacja jest nagłośniona w sposób oficjalny, tym mniejsze zainteresowanie zagranicznych mediów. W międzynarodowej przestrzeni medialnej trzeba swoich spraw i swojego przekazu po prostu pilnować. Jeśli nikt tego nie robi, trudno wtedy mieć pretensje do zagranicznych dziennikarzy.

Cały wywiad w „Naszym Dzienniku”.

znp


Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych