Cenckiewicz dla Frondy.pl: „Broni nie złożę, munduru nie zdejmę”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Na portalu Fronda.pl Jarosław Wróblewski rozmawia z dr. hab. Sławomirem Cenckiewiczem o zastraszaniu i inwigilowaniu historyka szukającego prawdy o naszych najnowszych dziejach.

 

Czy pana działalność była tak niebezpieczna dla kraju, że ABW żądała pana bilingów? Dla kogo może stanowić pan zagrożenie?

- To nie jest pytanie do mnie, ale do premiera. W latach 2007-2011 doświadczyłem zbyt wiele działań, które odbieram za rodzaj nacisków i nękania. Wielogodzinne przesłuchania w prokuraturach cywilnych i wojskowych, z których zdecydowana większość dotyczyła likwidacji WSI, zaś pozostałe książki o Wałęsie. Proszę pamiętać o groźbach Donalda Tuska pod adresem pracowników IPN, którzy nie ustalili z władzą tematów badawczych: „Zrobię z tym porządek. Co do tego nie miejcie wątpliwości. Tacy ludzie, którzy usiłują niszczyć autorytet Polski i życia publicznego w Polsce wewnątrz i za granicą, zostaną z tego bezlitośnie rozliczeni”. A innym razem dodał: „Chcę zaapelować do pracowników IPN i historyków, aby nie nadużywali środków publicznych, bo nie będą mogli ich w przyszłości używać, jeśli tak to będzie dalej wyglądało”. Właśnie tego typu wypowiedzi premiera, stygmatyzujące i atakujące konkretnych ludzi a nawet całe społeczności, budowały w naszym kraju specyficzny klimat, w którym tajne służby i podporządkowana mu do pewnego momentu prokuratura, przystępowały do działań represyjnych.

Niby ABW chodziło o Piotra Baczka, niby o pana telefon domowy z miejsca zameldowania - trudno się połapać w tej grze. Czy to jest więc pomyłka czy kombinacyjna gra ABW?

- Sam nie wiem. Wiem natomiast, że już w listopadzie 2007 r., czyli zaraz po wygranych przez PO wyborach, funkcjonariusz tej partii, który został szefem ABW – płk Krzysztof Bondaryk przypisał mnie do Komisji Weryfikacyjnej WSI, której członkiem nigdy byłem. W piśmie skierowanym do Prokuratury Okręgowej w Warszawie Bondaryk, powołując się na oficera tajnych służb PRL i III RP płk. Leszka Tobiasza, zasugerował moje uczestnictwo w rzekomym procederze korupcyjnym związanym z weryfikacją WSI. Trudno przyjąć do wiadomości, że szef ABW nie miał odpowiednich narzędzi by sprawdzić w jakiej komisji zasiadałem w okresie likwidacji WSI. Decyzję o wyznaczeniu mnie na przewodniczącego Komisji ds. Likwidacji WSI wydał 22 lipca 2006 r. ówczesny minister obrony narodowej Radosław Sikorski. Mógł więc Bondaryk zapytać swojego rządowego kolegi w jakiej komisji pracował Cenckiewicz w 2006 r. Sprawa fałszywego przypisania mnie do Komisji Weryfikacyjnej WSI stała się podstawą późniejszych działań śledczych i operacyjnych skierowanych przeciwko mojej osobie. W normalnie funkcjonującej demokracji i państwie ktoś taki jak Bondaryk już dawno wyleciałby z tajnych służb. On jednak w międzyczasie awansował na stopień generała. To co ujawnił dziś „Nasz Dziennik” wydaje się jedynie wierzchołkiem góry lodowej…

Działania ABW są pewnym sygnałem, pokazują, że pisanie dziś krytycznie o WSI, gen. Kiszczaku, gen. Jaruzelskim czy Lechu Wałęsie to stąpanie bo bardzo kruchym lodzie. Będzie pan dalej kontunował swoje badania w tym zakresie? Nad czym pan teraz pracuje?

- „Broni nie złożę, munduru nie zdejmę” – jak powiadał mjr Henryk Dobrzański ps. „Hubal”. Mam w głowie sporo projektów i nie wiem czy mi życia starczy na to wszystko co chciałbym opisać. Obecnie – wspólnie z moim przyjacielem Adamem Chmieleckim – kończę książkę o udziale ludzi tajnych służb w rabunku finansów państwowych w końcówce istnienia PRL. Jest to niejako kontynuacja książki "Długie ramię Moskwy".

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych