Nasz wywiad. Paweł Piskorski: „Logikę eliminowania silnych osób Tusk przyjął w 2003 roku, gdy został szefem PO. Teraz jest sam”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP
fot. PAP

Joanna Miziołek: Kiedy dzisiaj patrzy pan na premiera, to co pan widzi?

Paweł Piskorski przewodniczący SD: Mam absolutne wrażenie, że w Tusku zmęczenie narasta. To jest podwójne zjawisko. Chodzi nie tylko o nawał pracy i różnego rodzaju kryzysów i kłopotów, ale też jest to na co kiedyś zwracałem uwagę, a co wewnątrz Platformy było komentowane,  a mianowicie, że Tusk cały czas ma przekonanie, że za wszystkich swoich współpracowników musi odpowiadać głową. A krótko mówiąc większość z nich partoli pracę. To narosło bardzo zdecydowanie w momencie kryzysu lekowego i jeszcze ostrzej w momencie kryzysu ACTO-wego. Bo okazało się, że nie są to zawinione błędy samego Tuska, a spaprana robota przez jego współpracowników. On już w czasie kampanii wyborczej miał takie wrażenie, że kampania na nim wisi. Platforma nie wygrałaby jej, gdyby nie ruszył w objazd Polski, bezpośredni kontakt z wyborcami. Według mojej wiedzy i mojej obserwacji on ma frustrację wynikającą nie tylko ze zmęczenia, ale też z tego, że ma bardzo słabych współpracowników, za których co chwilę musi świecić oczami i płacić rachunki.

Nie ma pan poczucia, że to są koszty jednowładczego rządzenia? Tusk nie pozwala im się rozwinąć?

Bardzo trafna uwaga. Zgadzam się z nią. On tą drogę wybrał sam. W momencie, w którym kasował wszystkie silniejsze osoby wokół siebie i stawiał na osoby mierne, ale wierne. Takie co do których umiejętności są olbrzymie wątpliwości, ale za to mu nie podskoczą. To jest absolutnie konsekwencja tej polityki. Wcześniej udawało mu się ze względu na sprzyjający układ polityczny. Pomagało mu chociażby to, że główną twarzą był odstręczający dla wielu ludzi Jarosław Kaczyński. Teraz już tak nie jest. Tuskowi przychodzi za to płacić.

A błędem Donalda Tuska nie było pozbycie się Grzegorza Schetyny? Wtedy miałby silnego zawodnika przy sobie, a nie jak jest teraz przeciw sobie.

To już było nie do sklejenia. Dlatego, że Grzegorz Schetyna w obecnej formie, od momentu gdy przestał być marszałkiem był wrogiem Tuska. Premier już nie miał wyjścia. Schetyna wcześniej był bardzo lojalnym współudziałowcem Tuska w pozbywaniu się innych osób. To nie jest tak, że biedny Schetyna został skrzywdzony i nie wiedział co go czeka. Grzegorz Schetyna razem z Donaldem Tuskiem pozbywali się innych osób z Platformy. I w pewnym momencie przyszedł czas na Schetynę. Moment zerwania silnych relacji między nimi, to nie ostatnie wybory, tylko to czas afery hazardowej i wyrzucenie Schetyny. Potem Tusk w logice swojego postępowania już wiedział, że Schetyna jest jego wrogiem i będzie czyhał na jego porażkę i jeśli przyjdą złe czasy, a one w tej chwili przyszły, to były marszałek Sejmu będzie chciał mu podstawić nogę. Logikę eliminowania silnych osób ze swojego otoczenia Tusk przyjął w 2003 roku, gdy został przewodniczącym Platformy.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych