Jacek Sasin dla Stefczyk.info o obstrukccjni kancelarii premiera ws. rządowych smaolotów: Arabski łamał prawo

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. KBWLLP
Fot. KBWLLP

Jacek Sasin, były wiceszef kancelarii prezydenta, a w 2008 roku doradca głowy państwa wspomina dni jednego z najostrzejszych konfliktów wywołanych przez kancelarię premiera ze śp. Lechem Kaczyńskim. W rozmowie z portalem Stefczyk.info wspomina, jak szef KPRM Tomasz Arabski dyskredytował prezydenta i odmawiał mu udostępnienia rządowego samolotu przed szczytem UE w Brukseli.

Jak mówi, chodziło o sprowadzenie prezydenta do roli osoby bez żadnych kompetencji w polityce zagranicznej.

Przypominam sobie jak pan premier przy okazji tego szczytu w Brukseli mówił, że pan prezydent jest mu do niczego niepotrzebny i nie widzi potrzeby, żeby pan prezydent tam był. Sprawa z tym samolotem była tylko narzędziem w tej rozgrywce o obniżenie rangi prezydentury, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pozbawienia go kompetencji wynikających z Konstytucji, czyli współdecydowania o polityce zagranicznej. Użyto do tego samolotu, uniemożliwiając niejako wykonywanie jego obowiązków. Tak łatwo to było wykorzystać, ponieważ, na podstawie umowy pomiędzy 4 kancelariami - Sejmu, Senatu, prezydenta i premiera, osoba odpowiedzialną za koordynowanie transportu najważniejszych osób w państwie był szef Kancelarii Premiera, czyli wówczas Tomasz Arabski. To on, zgodnie z tym porozumieniem przydzielał i wyrażał zgodę na użycie samolotów rządowych. I to on, na polecenie pana premiera - bo trudno sobie wyobrazić, żeby tutaj działał samodzielnie, bez akceptacji, czy wręcz dyspozycji pana premiera - odmówił samolotu prezydentowi Kaczyńskiemu.

Zdaniem Sasina działania Arabskiego nie były legalne, bo uniemożliwiały wykonywanie obowiązków urzędującemu prezydentowi. Polityk przypomina, jak w tym celu mówiono o prywatnej wycieczce Lecha Kaczyńskiego do Brukseli. Według niego często zdarzało się, że prezydent nie mógł skorzystać z samolotu, bo akurat załoga była chora lub zmęczona, samolot się zepsuł albo akurat musiał lecieć gdzieś indziej.

To było formalne obchodzenie tych przepisów, natomiast w wypowiedziach publicznych, do których przecież można wrócić, są wypowiedzi, np. że nie ma powodu, żeby leciał samolotem rządowym. I to było już wyraźne łamanie prawa.

Atmosfera przed 10 kwietnia, jak analizuje Jacek Sasin, przypominała tę przed brukselskim szczytem.

Padały przecież sformułowania, że prezydenta nikt tam przecież nie zaprasza, że prezydent leci znowu na prywatną wycieczkę - wręcz porównywano to z tą sytuacją brukselską. My, w Kancelarii obawialiśmy się, że może powtórzyć się tamta sytuacja i prezydent nie będzie mógł skorzystać 10 kwietnia z samolotu. Ja osobiście miałem takie niedobre przeczucia, że 10 kwietnia prezydent przyjedzie na lotnisko i okaże się, że nie można lecieć, bo np. samolot się zepsuł, albo załoga jest niedysponowana. To się wtedy nie stało, ale takie obawy w Kancelarii mieliśmy właściwie przed każdą wizytą, która mogła budzić kontrowersje rządu.

A straszliwe konsekwencje umniejszania rangi prezydenta zobaczyliśmy 10 kwietnia:

I jeśli teraz przed tą tragiczną wizytą do Katynia cały czas propaganda rządowa trąbiła, że ważną wizytą była ta z 7 kwietnia - bo odbywa ją premier na zaproszenie premiera Rosji, że to jest rzeczywiście ta przełomowa wizyta, a wizytę prezydenta znowu pokazywano, że to jest jakaś wizyta prywatna, że prezydent tam sobie leci na jakąś wycieczkę - bo takie wypowiedzi polityków partii rządzącej były i można to łatwo odtworzyć - to musiało to w jakiś sposób na ludzi oddziaływać.

(…)

Porównanie wizyt 7 i 10 kwietnia jest próbą rozmycia tej odpowiedzialności. Mówi się, że BOR tak samo źle przygotował wizytę prezydenta jak i premiera. Tylko zapominamy, że 7 kwietnia, tam, na tym lotnisku w Smoleńsku lądował również premier Putin, w związku z czym, poziom zabezpieczeń, jakie ze strony rosyjskiej zostały podjęte, poziom profesjonalizmu obsługi wszystkiego, co tam się działo w Smoleńsku - choćby z tego powodu musiał być niezwykle wysoki, bo Rosjanie mając do czynienia z lądowaniem własnego premiera, przyłożyli wszelkich starań, żeby wszystko było OK - i na tym skorzystał również premier Tusk. Mówienie dziś, że sytuacja 10 kwietnia byłą taka sama jak 7 kwietnia jest bardzo dużym nadużyciem - w przypadku wizyty prezydenta, tych środków bezpieczeństwa ze strony rosyjskiej nie było, wiemy, jak ta cała obsługa tam wtedy działała.

Rosjanie spostrzegli również, że ze strony polskich służb zainteresowanie tą wizytą jest zdecydowanie niewielkie. No bo jeśli ze strony BOR nie ma skutecznych działań, nawet choćby w sprawie rekonesansu tego lotniska, to Rosjanie zdali sobie sprawę, że polskie służby traktują tę wizytę po macoszemu. Tym bardziej trudno było oczekiwać od Rosjan, że to oni będą się przykładać.

Cała rozmowa na Stefczyk.info

znp

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych