Po zdecydowanym zwycięstwie Mitta Romneya na Florydzie, prawyborcze boje Republikanów przeniosły się na Zachód. Kolejny przystanek: Nevada.
Romney liczy, że wygra tam tak jak w 2008 r., kiedy zdobył 51 proc. głosów. I wszyscy obstawiają, że tak się stanie – tym bardziej, że w tym stanie mieszka bardzo dużo mormonów, którzy regularnie głosują w prawyborach. Najświeższe przecieki z badań PPP zdają się to potwierdzać: Romney bierze prawie połowę głosów i bije Gingricha o 15-20 proc. Dopiero trzeci jest Ron Paul (razem z Rickiem Santorum mają poparcie ok. 15 proc.), co jest sporym zaskoczeniem, gdyż kongresmen z Teksasu właściwie jest organizacyjnie obecny w stanie od czterech lat.
Dodatkowo elektryzują wszystkich plotki, że w czwartek do Las Vegas ma przyjechać Donald Trump. Jedni twierdzą, że poprze Romneya, inni – poprzez Twittera zapewniają – że jednak Gingricha. Jeszcze inni piszą, że nikt tak jak Trump, „nie potrafi wywołać szumu samą zapowiedzią, że coś zrobi w niedalekiej przyszłości”. Jakby nie było, sztabowcy lidera liczą, że wygrają w Nevadzie i kilku kolejnych stanach tak, że przed super-wtorkiem (11 prawyborów w jednym dniu, 6 marca) będą mieli ok. 250 delegatów. Wygranie kilku stanów tego dnia spowoduje, że Romneya już nikt zatrzyma w walce o nominację Partii Republikańskiej.
Tymczasem partia i komentatorzy konsumują to, co wydarzyło się na Florydzie. Znakomite exit polls dają obraz Romneya zwyciężającego niemal w każdej kategorii. Jedynie najbardziej zatwardziali konserwatyści i najbardziej zagorzali fani Tea Party w większości wybrali Newta Gingricha. Romney zdemolował rywala wśród kobiet (wygrał różnicą 22 proc.) i ludzi starszych, co większość obserwatorów przypisuje zalewowi agresywnej retoryki przeciw Gingrichowi. Generalnie panuje przekonanie, że ze zwycięskiej Florydy lider wyjeżdża wzmocniony, a ostra walka przysporzy mu tylko siły. – Prawybory nie pozostawią nas podzielonymi. Uczynią nas lepiej przygotowanymi – mówił sam Romney, zapewniając że na jesieni zjednoczona Partia Republikańska pobije Baracka Obamę.
Ale, żeby nie było za łatwo, Romney strzelił w środę dużą gafę. W wywiadzie dla CNN powiedział – cytuję w całości: - Prowadzę kampanię, bo dbam o Amerykanów. Nie interesują mnie bardzo biedni, bo mamy dla nich sieć pomocy. Jeśli wymaga naprawy, naprawię ją. Nie interesują mnie superbogacze, bo oni sobie sami dają radę. Interesuje mnie 90-95 proc. Amerykanów, którzy walczą (aby normalnie żyć)” (całość do zobaczenia tu) Oczywiście media i Demokraci podchwycili – i żeby była jasność, słusznie – tylko fragment „nie interesują mnie bardzo biedni, bo mamy dla nich sieć pomocy.” Na nic zdały się tłumaczenia kandydata, że zdanie wyrwane z kontekstu. Jestem pewien, że odpowiedni fragment (na taśmie!) już wylądował w sztabie Obamy do późniejszego, gdyż doskonale wpisuje się w narrację prezydenta: Obama obrońca gorzej sytuowanych vs Romney – sam bogacz i strażnik interesów bogaczy. Tym bardziej, że z ujawnionych danych o donacjach za ostatni kwartał wynika, że Wall Street popiera Romneya (łącznie 57 mln dolarów w tym wielkie dotacje m.in. z banków Golden Sachs, JP Morgan, CitiGroup) ), podczas gdy Obama zebrał o milion więcej, ale ... głównie od wpłacających poniżej 200 dolarów. Żeby jeszcze bardziej zarysować linię podziału, Demokraci w Senacie przedstawili projekt ustawy wprowadzającej „regułę Buffetta” – zaproponowaną przez Obamę w czasie ostatniego orędzia o stanie państwa – zgodnie z którą zarabiający milion dolarów rocznie zapłacą minimum 30 proc. podatku. Ustawy, której na pewno nie zaakceptują Republikanie, ale dzięki której Obama będzie mógł znów pokazać, że to on jest obrońcą klasy średniej i tych gorzej zarabiających.
Newt chce jak Reagan
Newt Gingrich tymczasem liże rany po porażce. To już drugi taki cios – tak samo przed prawyborami w Iowa jak i na Florydzie został zalany masą negatywnych reklam. Niezależni obserwatorzy oceniają, że warte kilkanaście milionów reklamy były w... 92 proc. negatywnymi a dwie trzecie biła w Gingricha (w Iowa wyglądało to tylko trochę lepiej ale i tak z lidera, Newt wylądował na piątym miejscu). Wbrew twierdzeniom różnych mędrków, negatywna kampania działa i z tą rzeczywistością będzie się musiał zmierzyć Gingrich. Tym bardziej, że sztabowcy Romneya nie ukrywają, że „dwa razy zostawili Newta aby się wykrwawił na śmierć”, nie dobijając go po Iowa i New Hampshire. Trzeci raz – nie popełnią tego błędu a mają odpowiednie środki finansowe, aby wprowadzić czyn w życie.
Co na to Gingrich? Podobno planuje nieco stonować ostrą retorykę i zachęcić do głosowania na siebie mowami programowymi. Ale z tyłu czai się kolejne zagrożenie – Rick Santorum, wskazujący (nie bez racji), że jest jedyną realną alternatywą dla dwóch obrzucających się błotem rywali. – Newt miał swoją szansę na Florydzie i jej nie wykorzystał - powiedział Santorum, wskazując że to on jest właściwym wyborem dla wszystkich, głosujących pod hasłem „każdy, tylko nie Romney”.
Plan Gingricha walki o nominację do samej konwencji w sierpniu nie wygląda więc łatwo. Gingrich wzoruje się tutaj na nikim innym jak na .... Ronaldzie Reaganie, który w 1976 r. rzucił wyzwanie prezydentowi Geraldowi Fordowi. Pierwsze miesiące ówczesnych prawyborów to była masakra byłego gubernatora Kalifornii i ulubieńca konserwatywnego skrzydła partii - Ford wygrał w kilku pierwszych prawyborach. Aż przyszło przełamanie w marcu w Karolinie Północnej, gdzie wygrał Reagan. Na fali tego zwycięstwa wygrał jeszcze kilka wielkich stanów i w efekcie kwestia nominacji rozstrzygnęła się na samej konwencji. Reagan i Ford osobiście apelowali do delegatów o poparcie. Ostatecznie siła perswazji urzędującego prezydenta okazała się większa: wygrał głosowanie zaledwie 117 głosami (1.187 do 1.070 ). Tamtej jesieni Ford przegrał z Jimmi Carterem, którego z kolei cztery lata później pobił... kandydat Ronald Reagan.
Ale to długa i daleka droga, co nie znaczy że nie do wykonania. Ale aby wygrać, Gingrich będzie potrzebował ewentualnych delegatów Santorum i Rona Paula. W ostatnim czasie widać, że Newt jakby przestał atakować tego ostatniego. W czasie debat wielokrotnie zgadzał się z poglądami „doktora Paula”, obiecał ponadto – że jako prezydent od razu powoła komisję ds. zbadania słuszności działań Rezerwy Federalnej (Fed) i ewentualnego przywrócenia parytetu złota (jedne z głównych postulatów Paula). Kto wie, może sztab Gingricha już zaczął próbę przyjacielskiego przejęcia zwolenników rywala na konwencji.
Paweł Burdzy z Waszyngtonu
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/126402-czy-romney-rozbije-kasyno-w-vegas-kogo-poprze-donald-trump-relacja-pawla-burdzego-z-waszyngtonu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.