Ojciec Justyny Moniuszko w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” zauważa, że gdy tylko pojawiają się nowe fakty dotyczące katastrofy rządowego samolotu, "rusza maszyna przykrywająca prawdę".
Jej twarzami, oprócz rządzących polityków, są na pewno dyżurni eksperci od spraw lotniczych. Może dlatego tak bardzo drażnią mnie ich dziwne wywody, że służbę wojskową odbyłem w jednostce lotniczej i mam jako takie pojęcie o awiacji. Tłumaczenia tych ekspertów serwowane opinii publicznej stają się coraz bardziej śmieszne. Bo czy nie śmieszą słowa jednego z nich, który pierwszą przyczynę katastrofy opisuje w ten sposób: "Gdyby nie wystartowali, toby się nie rozbili"? To zdanie rodem z kabaretu albo z bajki, w której czytamy: "Gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała".
Zdzisław Moniuszko zwraca uwagę na charakterystyczne zachowanie Jerzego Millera, który przed wyborami łagodził bezpodstawne oskarżenia wobec pilotów, które zresztą sam wcześniej przedstawił.
Przed wyborami mówił publicznie, że piloci wszystkie procedury wypełnili jak trzeba, ale zabrakło im po prostu szczęścia. Winę rozkładał na kontrolerów lotu, na warunki pogodowe czy inne czynniki. Natomiast zaraz po wyborach, kiedy się okazało, że rządzący dalej będą rządzić, wrócił na ścieżkę wytyczoną przez MAK, rzucając ciężkie oskarżenia wobec pilotów. To samo robi teraz, po publikacji odczytów zapisów z czarnych skrzynek dokonanych w krakowskim instytucie. Dla członków komisji Millera one jakby nic nie znaczą. Dalej klepią to samo: "Winna była załoga". Naprawdę boję się, co jeszcze ci panowie z komisji mogą wymyślić. Pewne jest natomiast, że uparcie dążą do tego, by nadal wszystko, co związane jest z katastrofą, dalej kręciło się w zaklętym kręgu hipotez.
Jak mówi, nie tylko Jerzy Miller, ale cała komisja nie jest wiarygodna.
Kiedy na spotkaniu dziennikarzy z członkami komisji Millera zadano pytanie, w jaki sposób zbadano wrak, padła rozbrajająco szczera odpowiedź, że "dokonano oglądu". Czyli że odbyło się to - jak to się mówi - "na Bolka oko". W ten sposób i ja mogę śmiało powiedzieć, że zbadałem wrak samolotu, bo też go widziałem i oglądałem. Ale od ekspertów badających wrak wymaga się przecież czegoś więcej - na pewno dokonania szczegółowych ekspertyz szczątków wraku. Podobnie żenująca była analiza zapisów czarnych skrzynek, które przeprowadził MAK. Wynika z niej, że słuchano tych zapisów "na Bolka ucho" - jeden usłyszał to, inny coś zupełnie innego, a i tak wyszło, że generał Błasik był w kabinie i terroryzował pilotów.
znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/126035-zdzislaw-moniuszko-w-nd-ojciec-stewardessy-z-tu-154m-komisji-millera-zalezy-na-zakletym-kregu-hipotez