Najbliższe tygodnie pokażą, czy obecny zwrot premiera Tuska jest tylko taktyczną zagrywką, próbą nawrotu ku politycznemu pragmatyzmowi, czy może chęcią odwrócenia społecznej uwagi od klęski rządowego punktu widzenia tragedii smoleńskiej. Donald Tusk ogłosił nagle w Rzymie, że nie musi się już łasić do niemieckiej kanclerz, ani francuskiego prezydenta. Najprawdopodobniej obie te, nieszczególnie ciekawe figury na europejskiej szachownicy, nie wiele się tuskowym manewrem przejmą, bo jeśli ktoś wcześniej cały czas zachowywał się, jak kelner przy niemiecko – francuskim stole, to nigdy nie może być traktowany jako równoprawny biesiadnik.
Tusk mógł być kimś, szanując naszych wschodnich unijnych partnerów i dbając tam o rozwój naszych wpływów. Tymczasem wobec Litwy, Łotwy, Estonii, a także Ukrainy próbujemy udawać mocarza, lekceważymy także stosunki z Czechami, Słowacją i Węgrami, licząc, że Merkozy uczyni z nas przynajmniej zastępcę członka, jak to w politbiurze bywało. Jednak kelner, to kelner. I tyle. Zamiast dbać o Trójkąt Wyszehradzki i rozbudowywać go, marzył się wciąż Trójkąt Weimarski, choć w ostatnich paru latach przekształcił się on dla nas w Trójkąt Bermudzki. I dlatego jest jak, jest. Próba wywołania zmiany kierunku wiatru na nic się nie zda, bo – cokolwiek złego by myśleć o Merkel i Sarkozym - to mają oni o wiele lepszy polityczny węch. Są jak wyżły na polowaniu, a nasza dyplomacja nie potrafi odróżnić prawdziwego celu od lichej padliny. Ot, i wszystko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/125643-no-i-po-biesiadzie-tusk-mogl-byc-kims-szanujac-naszych-wschodnich-partnerow-i-dbajac-o-rozwoj-naszych-wplywow