Przez kilka dni nie było jasne, czy tak zwany „hołd berliński” złożony przez Radosława Sikorskiego był jego samodzielną inicjatywą (podobnie jak skandaliczny tekst na twitterze o Powstaniu Warszawskim), czy poważną – wygłoszoną w imieniu polskiego rządu przez Ministra Spraw Zagranicznych – wypowiedzią w sprawie przyszłości Zjednoczonej Europy. Czy skierowane do Niemiec wezwanie o sprawowanie „kierowniczej roli” w Unii Europejskiej zostało wygłoszone w imieniu własnym czy rządu. Dopiero po paru dniach Donald Tusk przyznał, że akceptował tezy wystąpienia – co nie czyni go jeszcze stanowiskiem rządu.
Wkrótce potem odbył się szczyt w Brukseli, na którym premier Tusk złożył deklarację udzielenia przez Polskę, ze środków NBP pożyczki dla MFW na stabilizowanie strefy euro. Bliższych szczegółów tego zobowiązania nie przedstawił ani nie powiedział, na jakiej podstawie zostało złożone w imieniu naszego kraju (NBP to niezależna instytucja). Czy można wobec tego dziwić się powstałemu zamieszaniu i domaganiu wyjaśnień? Merytoryczna dyskusja nie jest możliwa, gdy zataja się fakty. Kiedy wobec osób wyrażających wątpliwości i zadających pytania zamiast odpowiedzi padają oskarżenia, że są przeciwnikami integracji. Tym bardziej oczekiwana była informacja Donalda Tuska, którą przedstawił 15 grudnia na posiedzeniu sejmu. Niestety, w większości składała się ona z ocen, opinii i pouczeń. Niewiele było faktów, wyjaśnień i odpowiedzi. Premier z jednej strony dużo przemilczał, z drugiej apelował o większe zaufanie do rządu.
Nie potrafię utożsamić się z działaniami polskiego rządu, który nawet nie próbuje rzetelnie poinformować i przekonać opinię publiczną oraz opozycję. Ogranicza się do twierdzeń, że to, co robi, najbardziej się nam opłaci. Jednak słowa o Polsce siedzącej przy stole, przy którym będzie się ustalało nowe zasady działania strefy euro brzmią tyleż efektownie co nierealnie. Bez równoczesnej presji ze strony wszystkich państw zagrożonych marginalizacją to się po prostu nie uda. My zamiast zabiegać o ich właśnie wsparcie, odwracamy się tyłem i przypochlebiając się Niemcom próbujemy „załapać się sami”. Nie buduje to naszej pozycji ani szacunku w otoczeniu. Podobnie jak insynuowanie, że w Polsce trwa spór o naszą obecność w Unii. Słowa premiera Tuska: ,,Chciałbym powiedzieć, że przyszłość Unii Europejskiej jest w mojej ocenie praktycznie synonimem przyszłości Polski. Przyszłość Polski poza Unią Europejską trudno namalować dzisiaj w jasnych barwach” są prawdziwe, tylko czemu służy wygłaszanie ich w tym momencie. Nie rozstrzygamy przecież kwestii naszej obecności w UE? W Europie nasila się bezwzględna walka interesów narodowych i oczekujemy, że polski rząd zagwarantuje nasze interesy, nie godząc się na wasalizację kraju.
W tej chwili podkreślanie braku alternatywy dla Polski to sposób walki politycznej w kraju za cenę redukowania naszej pozycji negocjacyjnej w Unii do zera. To sygnał dla silniejszych partnerów, że jesteśmy skazani na ich warunki. Przekonaliśmy się o tym boleśnie niemal natychmiast. Już 20 grudnia, w reakcji na niesatysfakcjonujące zapisy projektu „umowy fiskalnej” minister Rostowski na spotkaniu w Komisji Europejskiej musiał oświadczyć, że Polska nie planuje wcześniejszego przed wejściem do strefy euro przyjęcia zasad fiskalnych z nowego, międzyrządowego paktu negocjowanego w Brukseli na rzecz umocnienia unii gospodarczej. Polityka ,,umizgów” na razie skończyła się fiaskiem. Rząd nabrał wody w usta. Emocje opadły, ale ja niestety spodziewam się najgorszego. Ta cisza mnie niepokoi, bo nie wierzę, że polski rząd z pozycji petenta przejdzie do twardej postawy negocjacyjnej. Nie tylko ja nie ufam tej władzy. Jednym z dokonań rządzącej koalicji jest zupełne zrujnowanie kapitału społecznego. W Polsce już nikt nikomu nie ufa. Obserwując zachowania rządu, czarno na białym widać, że interes narodowy nie jest jego priorytetem.
W debacie sejmowej nad informacją premiera Tuska Grzegorz Schetyna ,,błysnął” efektownym, ale niejasnym stwierdzeniem, że racja stanu Polski jest tożsama z racją stanu Unii Europejskiej. Tylko co to takiego ,,racja stanu UE”? Czy to jakaś wypadkowa racji państw członkowskich? A może raczej racja tych, którzy faktycznie kierują Unią, czyli Niemiec i Francji. A może jeszcze coś innego. Nie wiem, co mają na myśli odwołujący się do racji stanu kierujący państwem politycy Platformy, zwłaszcza w kontekście berlińskiego wystąpienia ministra Sikorskiego o niemieckim przywództwie. Co ma na myśli premier Tusk, powtarzając deklarację o gotowości do rezygnacji z części suwerenności, wówczas gdy będzie się nam to opłacać. Polacy mają prawo, a wszyscy posłowie w myśl złożonej przysięgi mają święty obowiązek to wiedzieć. Dla wielu spośród nas suwerenność i wolność Ojczyzny są wartościami, które nie mogą stać się przedmiotem handlu, bo zbyt wielką cenę płaciły za nie kolejne pokolenia. Mamy poczucie narodowej dumy. Dumy z tego, kim jesteśmy. Na pytanie: mieć czy być? odpowiadamy: najpierw być, być Polakiem.
W dyskusji o przyszłości i roli Polski w UE rząd kładzie nacisk głównie na racje ekonomiczne, dość lekceważąco odnosząc się do tradycyjnie rozumianego pojęcia suwerenności. Premier w swoim wystąpieniu powiedział jasno, że gotów jest rezygnować z tradycyjnych atrybutów suwerenności i ograniczać je w zamian za odnoszone korzyści. Barwnie i obrazowo określił takie podejście Ludwik Dorn, wskazując, że Donald Tusk próbuje wchodzić w rolę zausznika możniejszego, sprowadzając Polskę do roli klienta. Uważam, że premier Tusk i jego rząd nie mają mandatu do prowadzenia polityki zagranicznej w sposób tak autorytarny. Arogancko, nie dbając o społeczne przyzwolenie i odczucia części Polaków, narzucać swój punkt widzenia sprytnie przemilczany przed wyborami. Moje największe oburzenie wywołały ostatnie słowa wygłoszone przez szefa rządu. W sposób celowy, głęboko przemyślany i zamierzony obraził wielu ludzi, mówiąc, że ,,dzisiaj, w kategorii wspólnego interesu narodowego Palikot i Miller mówią mocniej niż Kaczyński i Ziobro”. Pan premier tym stwierdzeniem więcej powiedział o sobie niż o ludziach, których atakował. Udowodnił, że Donald Tusk nie rozumie dumnych Polaków, nie rozumie ludzi, którzy kochają Polskę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/125395-donald-tusk-nie-rozumie-dumnych-polakow-ciag-dalszy-nie-buduje-to-naszej-pozycji-ani-szacunku-w-otoczeniu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.