aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

Czy można przemilczeć falsyfikację głównego założenia oficjalnej wersji katastrofy smoleńskiej?

Można.

Oczywiście inteligentnie. A więc w porannych serwisach - i owszem, nawet obszerna informacja o doniesieniach "Rzeczpospolitej" i "Gazety Polskiej Codziennie". Że według ekspertyz - niemal oficjalnie potwierdzonych - to nie gen. Błasik wypowiadał przypisane mu słowa, nie ma więc żadnego dowodu, że był w kabinie i "wywierał presję". Parę komentarzy polityków. W środku dnia - przepytywanie Edmunda Klicha, a także eksponowanie rosyjskiej, świadomej lub nie, agentury wpływu. Wieczorem jeszcze informacja w programach informacyjnych, ale w stacjach radiowych - już cisza. Martwy news. Choć gdy idzie o newsy korzystne dla władzy, to można "grzać" i 3 dni, nabudowując kolejne warstwy oburzenie.

Tak będzie coraz częściej. Oficjalna wersja katastrofy smoleńskiej rozpada się na naszych oczach. Skoro to nie gen. Błasik odczytywał właściwe dane z wysokościomierza, to znaczy, że odczytywała załoga. A skoro tak - to znaczy, że nie popełniła podstawowych błędów, co jej zarzucano, a ponadto wiedziała, jak wysoko nad ziemią się znajduje. Ergo - przyczyna była inna.

Co władze i ich media będą robiły w tej sytuacji? Sygnał dał rzecznik rządu Paweł Graś, który stwierdził, że ujawnianie kolejnych faktów... nie przywróci życia ofiarom. Rzecznika rządu nie interesuje, dlaczego i w jakich okolicznościach zginął Sebastian Karpiniuk. Mnie interesuje. Więcej, uważam, że wyjaśnienie tej sprawy jestem winien i Sebastianowi Karpiniukowi, i Jerzemu Szmajdzińskiemu. Skoro ich partyjni koledzy nie poczuwają się, poczuwam się ja - i wielu innych.

Czeka więc nas okres udawania przez władzę głupków wioskowych. I szukanie kolejnych linii oporu - że może i nie mówił, ale co to zmienia, bo przecież wiadomo, że nie powinni byli lądować w tych warunkach. Że nie lądowali a odchodzili? Skoro w studio sami swoi, nikt nie sprostuje.

Ale to nie koniec, ponieważ ostatnią linią obrony będzie twierdzenie - szeptane i pośrednie - że nawet jeżeli zrobili to Rosjanie, albo ukryli dowody, albo je sfałszowali - to co, "mamy ruskim wojnę wypowiedzieć?". Kto wie, może premier wypowie nawet jedno ze swoich słynnych zdań, po które sięga, gdy chce komuś dokuczyć. Mówi wówczas np.: "Nie chcę być złośliwy, ale..." - i tu wymienia złośliwość. Albo: "Nie chcę być brutalny, ale..." - i tu jest brutalny. Tym razem powie: "Nie chcę powtarzać tego, czego obawiają się ludzie, ale mógłbym powiedzieć, że pytają: to co, mamy Rosji wojnę wypowiedzieć?". Wojenna szeptanka trwa zresztą zaraz od Smoleńska, już przed wyborami prezydenckimi była dobrze słyszalna.

Wojny nie wypowiemy, bo prawie nie mamy armii.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych