Radczenko: Czy powstanie polskojęzyczne delfi.lt?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„W środowisku dziennikarskim chodzą jednak pogłoski, że ma powstać polskojęzyczna wersja językowa największego w krajach bałtyckich portalu DELFI — oraz o tym, że ma zostać dofinansowana m. in. ze środków litewskiego Funduszu Wpierania Prasy, Radia i Telewizji, by móc przed opinią międzynarodową wykazać stosowną dbałość o możliwość, by przedstawiciele polskiej mniejszości na Litwie „mieli dostęp do informacji w języku ojczystym”. Jedynie słusznej informacji” – pisze na łamach „Kuriera Wileńskiego” Rajmund Klonowski (współpracownik Polityki Wschodniej).

Wygląda na to, że pogłoski o możliwym powstaniu internetowej konkurencji przyjął światek wileńskich polskich dziennikarzy i wydawców z dużym niepokojem. Po pierwsze, może się na Litwie pojawić polskojęzyczny portal, który przedstawi nieco inną wersję wydarzeń, niż ta przedstawiana w lokalnych polskich mediach. Dla Polaków z Wileńszczyzny nie ma to oczywiście żadnego znaczenia, korzystają z bardzo różnych (polsko-, litewsko- i rosyjskojęzycznych) źródeł informacji, ale mogłoby zlikwidować monopol lokalnych „orlich piór” na dostarczanie informacji czytelnikom w Polsce, a więc i kształtowanie polskiej opinii publicznej.

Po drugie, delfi.lt – jako projekt komercyjny – nawet i bez wsparcia Funduszu Wpierania Prasy, Radia i Telewizji może udowodnić, iż polskojęzyczny portal może na siebie zarabiać, a nie tylko żebrać o dotacje. Byłby to więc cios w istniejące w Wilnie, od dziesiątków lat nieopłacalne, polskie media i ich filozofię „nic nie da się zrobić". Taki portal nie może oczywiście zagrozić „Kurierowi Wileńskiemu”, „Tygodnikowi Wileńszczyzny” czy „Magazynowi Wileńskiemu”, ale mniejszym tytułom (przede wszystkim internetowym) – owszem. I po trzecie, powstanie konkurencyjnego portalu zmusiłoby naszych wydawców i dziennikarzy do wytężonej pracy. A tego się chyba boją najbardziej. Przecież o wiele przyjemniej jest siedzieć złożywszy ręce w błogim przeświadczeniu, iż jest się najlepszym polskim dziennikiem, tygodnikiem, miesięcznikiem, portalem, radiem na Litwie (bo jedynym) i psioczyć na złych Litwinów i niewystarczające dotacje z Polski.

Sądzę jednak, że polskojęzyczna wersja delfi.lt nie powstanie. Nie powstanie, bo tworzenie takiego portalu za własne pieniądze delfi.lt się nie opłaca (młodsi litewscy Polacy czytają dziś wersję litewskojęzyczną tego portalu, starsi – rosyjskojęzyczną, a Polaków, którzy nie znaliby jednego z tych języków na Litwie brak, więc po co tworzyć dodatkowy produkt?), a władze takiej inwestycji nie sfinansują, bo nie byłyby w stanie nowego portalu kontrolować (właścicielem delfi jest estońska grupa medialna „Ekspress Group”, portal stawia na otwartą formułę redakcyjną a la tabloid, tj. jest gotów drukować wszystko co wzbudza emocje, kontrowersje, a więc nie tylko „jedynie słuszne prawdy” o tym jak się dobrze Polakom na Litwie żyje, ale i np. komentarze Edwarda Trusewicza), a władze jeśli dają na coś forsę (a na stworzenie polskojęzycznego portalu forsy trzeba sporo), chcą by pisano wyłącznie panegiryki na ich cześć. Władze litewskie tak na dobrą sprawę wolą mieć nie polskojęzyczną mutację najpopularniejszego portalu informacyjnego, tylko własną wersję „Tygodnika Wileńszczyzny”. Poza tym – jak mi się wydaje — nie mają żadnego pomysłu na to, co by chcieli za pomocą takiego portalu czy pisma przekazać litewskim Polakom, gdyż nie posiadają żadnego pomysłu na politykę wobec mniejszości narodowych. I dlatego zapewne jak i poprzednio dotację z Funduszu Wpierania Prasy, Radia i Telewizji dostanie pogon.lt. Może to i dobrze. Z publicystyką Ryszarda Maciejkiańca bowiem trudno się zgadzać, ale za to i Maciejkianiec, i pogon.lt mają spore zasługi w krzewieniu wiedzy o wileńskich pisarzach (szczególnie Józefie Mackiewiczu) i ich twórczości. Więc może za te pieniądze pojawi się w naszych księgarniach i bibliotekach jakaś jedna czy druga dobra książka.

Zresztą w ogóle pobieranie państwowych dotacji przez niezależne media, mające być przecież „czwartą władzą", uważam  w sensie etycznym za dosyć ryzykowne. Podobnie jak i  pobieranie przez dziennikarzy nagród od instytucji i organizacji, którym dziennikarz z racji swojego zawodu powinien się raczej bacznie i krytycznie przyglądać. Notabene Związek Polaków na Litwie właśnie ogłosił wyniki IV. edycji swojego konkursu dziennikarskiego „Orle Pióro“. Grand Prix i nagrodę w wysokości 3 tysięcy litów zdobyła publicystka Lucyna Dowdo – Schiller. Laureatkami konkursu zostały również redaktorki radia „Znad Wilii” Barbara Sosno (za cykl reportaży o polskich szkołach na Litwie) oraz Krystyna Kamińska (za cykl reportaży o Czesławie Miłoszu). Podczas jednej z poprzednich uroczystych gali tego konkursu ambasador RP na Litwie Janusz Skolimowski powiedział:

„Rola mediów – czwartej władzy, jest nie do przecenienia. To władza, która potrafi stworzyć człowieka, polityka, prezydenta, i władza, która potrafi go równie szybko i w sposób brutalny obalić. Władza, która potrafi wykreować modę na poszczególne towary, ludzi, idee, potrafi wykreować coś z niczego, ale również potrafi to wszystko przekreślić. Ta statuetka orła ładnie wygląda, ale jak wiadomo orzeł to ptak drapieżny i o tym nie należy zapominać”.

Niestety niektórym wileńskim „orlim piórom” bardzo często z łatwością przychodzi zapomnienie o tym, że są „czwarta władzą”, a nie działem public relations np. Akcji Wyborczej.

Dlatego mnie – byłego dziennikarza — bardziej od tego, czy powstanie polskojęzyczne delfi, interesuje jakość współczesnego polskiego dziennikarstwa na Litwie. Gdy zaczynałem swoją „karierę” dziennikarską, prawie 20 lat temu, miałem okazję uczyć się od najlepszych: Dariusza Fikusa, Jerzego Haszczyńskiego, Pawła Reszki. I nauczyłem się kilku podstawowych, ale bardzo ważnych rzeczy: dziennikarz ma być przede wszystkim obiektywny i uczciwy, a więc powinien przedstawić w artykule zdanie (poglądy) wszystkich stron, przedstawić wszystkie fakty i być krytyczny wobec tego co mu się mówi, szczególnie gdy mówi władza (nawet jeśli to „swoja" władza z która się znamy z podstawówki czy wspólnych wagarów w szkole średniej). Wnioski natomiast powinien wyciągać czytelnik, komentarz dziennikarski powinien być klarownie oddzielony od artykułu. Na Wileńszczyźnie – z racji braku rzeczywistej konkurencji między mediami — o wierność tym zasadom zawsze było trudno, ale przynajmniej do czasów totalnej „wojny o polskość” nikt nie kwestionował, że istnieją. Obecnie tryumfuje machiavellovska zasada „cel uświęca środki”. Można napisać absolutnie neutralny artykuł i dać tytuł z półki „antypolski front”. Gdy jakiś polityk czy politolog nie mówi czegoś po naszej myśli, dopełnimy jego wypowiedź komentarzem odautorskim albo w tłumaczeniu uzyjemy nieco ostrzejszych sformułowań niż w oryginale etc. Wszystkie chwyty dozwolone, bo chodzi przecież o słuszną sprawę. Nie wiem tylko dlaczego obrażamy się na lustrzane odbicie takiej postawy w mediach litewskich (po drugiej stronie barykady również obiektywizmu w mediach ze świecą trzeba szukać)? A la guerre comme a la guerre…

Aleksander Radczenko, Wilno.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych