Łukasza Warzechy podsumowanie tygodnia. "50 milionów euro. Tyle rząd faceta z prawem jazdy wyda na nowe fotoradary"

PAP
PAP

Konferencja tygodnia

Premier Tusk wyszedł w końcu do narodu, wyjaśnić, kto jest winny chaosowi przy wejściu w życie ustawy refundacyjnej. I jak Państwo myślą, kto? Nie, nie Ewa Kopacz. Nie Bartosz Arłukowicz. No i oczywiście nie sam Donald Tusk. Winni są – a to ci niespodzianka – lekarze. Przesłanie premiera było takie, że ustawa jest właściwie świetna i nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie lekarski protest, który – nie omieszkał dodać szef rządu – jest całkowicie nie do zaakceptowania. Warto podkreślić, że słowa te wygłaszał pan premier z miną nr 54 („Jestem groźnym szeryfem”), tą samą, którą przybierał, mówiąc np. o kibolach.

Premier zadbał też, aby do odbiorców trafił odpowiedni przekaz podprogowy. W tym celu wielokrotnie mówił, że lekarze walczą o swój „komfort” i „wygodę pracy”. Przesłanie jest jasne: lekarze chcą, żeby im było wygodnie, a cierpi pacjent. Oj, źli, niedobrzy lekarze.

Ale pan premier dla lekarzy okazał się jednak łaskawszy niż dla kiboli. Nie zagroził, że naśle na nich CBA, przynajmniej nie od razu („pokaż lekarzu, co masz w garażu”), a nawet zapowiedział, że może ich wesprzeć w walce o czasowe zawieszenie kar za niewłaściwą refundację na recepcie do czasu, aż powstanie dobry elektroniczny system weryfikacji uprawnień do tańszych leków. Czyli pewnie na jakieś 50 lat.

Jako że Donald Tusk od razu zastrzegł, iż poza protestem lekarzy nie ma innych problemów z ustawą, konsekwentnie nie odnosił się już ani do składu listy leków, ani do skasowania leków w promocji. Kto by się tam takimi detalami zajmował.

Dymisja tygodnia

Wszyscy endecy i neoendecy powinni być szczęśliwi: Roman Dmowski wreszcie ma stanowisko w rządzie. Wprawdzie na razie jest tylko wiceministrem spraw wewnętrznych, ale trudno mieć wątpliwości, że to początek znakomitej kariery politycznej. Z takim życiorysem…

Jednak Dmowski nigdy nie zostałby wiceministrem, gdyby nie przestał nim być Adam Rapacki, kiedyś twórca i przez lata szef CBŚ. Dlaczego ta ważna w dawnym MSWiA (dziś już bez „A”) osoba, odpowiedzialna m.in. za policję, musiała z ministerstwa odejść? Oto zagadka. Minister Jacek Cichocki powiedział na konferencji prasowej, że wiceminister Rapacki bardzo się zmęczył i musi odpocząć. To oczywiście wyjaśnienie miarodajne i wiarygodne.

W sprawie Rapackiego nie wypowiedział się premier Tusk ani rzecznik Graś, ale różne złe języki od razu zaczęły jątrzyć i podawać jakieś niedorzeczne, fantastyczne teorie. Np. taką, że chodzi o spacyfikowanie ludzi Grzegorza Schetyny. Albo taką, że poprzez bezwolnego Cichockiego i nowych wiceministrów premier chce mieć lepszą kontrolę nad specsłużbami, zwłaszcza wobec groźnej postaci wszechmocnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Te niegodne hipotezy nie mają oczywiście nic wspólnego z rzeczywistością, która jest prosta i jasna: rząd Tuska dba o to, żeby się w nim ministrowie i wiceministrowie nie przemęczali. I jak tylko są bliscy przemęczenia, zaraz wylatują.

Liczba tygodnia

50 milionów euro. Tyle rząd faceta z prawem jazdy wyda na nowe fotoradary. Facet z prawem jazdy – warto to co jakiś czas przypominać – niegdyś stwierdził, iż jedynie facet bez prawa jazdy (w tej roli zły Jarosław Kaczyński) może sobie wyobrażać, że od postawienia nowych fotoradarów zrobi się na drogach bezpieczniej. Ale cóż, czas i miejsce siedzenia oraz stan budżetu weryfikują takie opinie.

Dziś facet z prawem jazdy może być pewien, że zapisze się w historii Polski jako ten, który obstawił ją fotoradarami jak nikt inny. Nie wiem, czy to jest akurat najlepszy sposób zapisywania się w historii, ale skoro nie wyszło z drogami, nie wyszło z obniżką podatków, nie wyszło z kolejami, nie wyszło ze zmniejszeniem administracji, nie wyszło z silną Polską w Unii, nie wyszło z walką z korupcją, nie wyszło ze śledztwem smoleńskim… Może lepsze to niż nic?

Zresztą Donald Tusk jest historykiem. Wie, że w historii można się zapisać z różnych powodów. Taki na przykład szewc Herostrates wziął i spalił świątynię Artemidy w Efezie. Gdyby nie to, nikt by o nim już nie pamiętał, a tu proszę. A lepiej chyba jednak coś postawić – choćby fotoradary – niż palić.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych