Czego lub kogo obawiał się prokurator Przybył?

Dziś kilka minut po dziesiątej, po konferencji prasowej postrzelił się prokurator wojskowy pułkownik Mikołaj Przybył. Ta próba samobójcza odbywa się w cieniu tragedii smoleńskiej.

Prokurator prowadził postępowanie w sprawie przecieków informacji ze śledztwa smoleńskiego. Weekendowa Gazeta Wyborcza zarzuciła mu, że w trakcie tego postępowania inwigilowano dziennikarzy, bezprawnie (bez zgody sądu) próbowano uzyskać dostęp do treści ich sms-ów. Co więcej, że pytany o te kwestie prokurator Przybył okłamał opinię publiczną. To były poważne zarzuty wobec prokuratora. Na tyle poważne, że prokurator generalny Andrzej Seremet polecił Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie zbadanie czy wojskowa prokuratura w Poznaniu złamała prawo. Dziś Andrzej Seremet miał ogłosić decyzje w tej sprawie.

Wierzę, że prokurator wygra walkę o życie. Ważne jest aby opinia publiczna poznała przyczyny, które skłoniły go do tego dramatycznego kroku.

To wydarzenie rodzi jednak wiele pytań o kondycję polskiej prokuratury. Czy w nowej formule, prokuratura oddzielona od ministerstwa sprawiedliwości, jest w stanie należycie wypełniać swoje zadania. Już sposób prowadzenia śledztwa smoleńskiego budził ogromne wątpliwości co do skuteczności działań prokuratury i faktycznej niezależności prokuratorów.

Nie jest normalną sytuacją, kiedy wysokiej rangi prokurator próbuje popełnić samobójstwo kilka minut po konferencji prasowej, na której wprost oskarża swoich zwierzchników o produkowanie bubli prawnych, o niedbalstwo i przypomina, że "prowadzi bardzo poważne śledztwa związane z przestępczością zorganizowaną w Wojsku Polskim".

To nie zdarza się w dobrze funkcjonujących demokracjach.

Historia III RP jest pełna wielu niewyjaśnionych afer, morderstw, samobójstw. Czy i tym razem nie dowiemy się co pchnęło doświadczonego prokuratora do podjęcia tak dramatycznej decyzji? Czy obawiał się czegoś lub kogoś? Na te pytania musimy szybko poznać odpowiedzi.