Migalskiemu i Libickiemu – z prośbą aby skończyli z politycznym ekshibicjonizmem. Polityka to nie wielki Big Brother

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Napisałem w „Uważam Rze” spokojny, choć lekko złośliwy tekst o ludziach usytuowanych gdzieś na obrzeżach obozu prawicowego, którzy wyżywają się w analizach i psychoanalizach dotyczących Jarosława Kaczyńskiego. Co zaczęło im zastępować program i wizję świata. Kaczorolodzy odpowiedzieli. Niezwykle emocjonalnymi napaściami Marka Migalskiego i Jana Filipa Libickiego.

Migalski pomieścił w swoim tekście dwie sprzeczne myśli. Zaremba jest bezkrytyczny wobec Kaczyńskiego i PiS. A zarazem Zaremba atakuje Migalskiego za książeczkę dotyczącą Prezesa, bo chciałby mieć monopol na temat (czyli krytykować samemu, europoseł przypomniał moją książkę o Kaczyńskim z 2010 roku). Więc w końcu jestem bezkrytyczny, czy chcę zachować monopol na krytykę? Jeszcze w roku 2010  Panu się moja książka podobała. Ale ta sprzeczność dotyka sedna.

Nigdy nie ukrywałem swojej sympatii osobistej i fascynacji myślą polityczną Jarosława Kaczyńskiego, we wstępie do tamtej mojej książki napisałem, że na początku lat 90., kiedy zostawałem dziennikarzem, miała poważny wpływ na ewolucję moich poglądów. To samo mogę powiedzieć o Janie Rokicie, Ludwiku Dornie, nawet, choć się ostatnio na mnie boczy, o Marku Jurku, czy paru innych politykach z prawej strony, którzy łączyli polityczne działanie z myśleniem.

A zarazem z Kaczyńskim polemizowałem wiele razy, recenzowałem krytycznie i jego niektóre poglądy i niektóre posunięcia. Robiłem to wtedy, gdy Marek Migalski jako politolog oklaskiwał jego pomysły na nieustanne „utwardzanie elektoratu”, a Jan Filip Libicki był całkowicie niewidocznym i w pełni zdyscyplinowanym posłem PiS. Postępowałem tak, bo takie jest zadanie komentatora. Ma wyrażać swoje zdanie, a nie podlizywać się politykom.

Stosunkowo niedawno obaj panowie pożarli się z Kaczyńskim: Libicki o los polityczny swego ojca. Migalski – o koncepcje rozwoju partii, choć on sam chwilami twierdzi, że o majtki i ustawki w Fakcie (chciałbym wierzyć, że o to pierwsze). I dlatego żądają ode mnie obaj rzeczy absurdalnej. Mam będąc człowiekiem o poglądach umiarkowanie konserwatywnych, umiarkowanie wolnorynkowych i eurosceptycznych podjąć wojnę na śmierć i życie z główną partią, która takie poglądy głosi. I ścigać się z Janiną Paradowską, Waldemarem Kuczyńskim i Szkłem Kontaktowym we wbijaniu w tego jednego polityka coraz boleśniejszych, najlepiej zatrutych szpilek.

A jeśli tego nie robię, wszak konkurencja w tym dziele bardzo duża,  trudno się dopchać, jestem bezkrytycznym chwalcą. Libicki dodaje jeszcze, że kierującym się osobistym interesem. Naturalnie innych zwolenników PiS nie ma. To znaczy byli, dopóki Libicki i Migalski w tej partii działali.

Co zabawne, ja nie wojuję z wszystkimi ludźmi, którzy z Kaczyńskim się rozstali. W tym samym tekście byli przywoływani Ziobro, Kowal, Dorn czy Paweł Zalewski, w tonie obojętnym, jako ci którzy umieli oddzielić wybory polityczne (nawet jeśli z mojego punktu widzenia nieprzekonujące) od osobistej emocji. Przykro mi, ale dwaj moi „polemiści” tego nie umieją – i o tym był ten tekst. Możliwe, to już moje uwagi, których z Uważam Rze nie było, że Migalski kieruje się czystym odruchem, a Libicki także kalkulacją: chce się zasłużyć nowej partii aby mu pozwolono budować konserwatywną przybudówkę do coraz mniej konserwatywnej Platformy.

Ale efekt jest ten sam: obaj wyrzucają swoje kolejne przeżycia, olśnienia i niesmaki, na wierzch szybciej niż Alicja z Manuelą przed kamerami w pierwszej edycji Big Brothera. Niech sobie zadadzą pytanie, dlaczego na przykład Jan Rokita po faktycznym rozstaniu z PO nie dawał się namówić na wywiady recenzujące personalnie Donalda Tuska? Ograniczał się do czysto politycznych recenzji, też zresztą bardzo powściągliwych. Bo rozumiał, że  taki niespodziewany ekshibicjonizm ani by mu nie dodał osobistej powagi, ani dowiódł klasy. Za to można go tylko cenić.

Migalski ograniczył się do atakowania mojego tekstu. Za to Libicki postanowił uderzyć we mnie. Mimo że on akurat zajmował w artykule ledwie jeden akapit, nie było tam żadnych obraźliwych twierdzeń, był chłodny opis jego blogerskiej aktywności. A może właśnie dlatego: postawiłem wszak w tym jednym akapicie tezę, że nowoupieczony senator Libicki ogłasza  na nim „odkrycia” podsuwane mu przez Michała Kamińskiego. Rozumiem, zabolało. Ale to nagi fakt. O którym jego dawni koledzy z PJN, a nie żadni PiS-owcy, opowiadają sobie ze śmiechem.

Ja go piórkiem, on mnie pałą, jak mawia mój przyjaciel Michał Karnowski. Teza Libickiego, że pismo „Uważam Rze”, dziś Grzegorza Hajdarowicza, wcześniej własność angielskiego funduszu inwestycyjnego i platformerskiego rządu, jest finansowane przez PiS, powinna przejść do annałów polskiej publicystyki politycznej. To zresztą zabawne, ale najwięksi pogromcy takich podobno PiS-owskich cech jak posługiwanie się insynuacjami, toksyczność, wrogość wobec dziennikarzy, spiskowa wizja dziejów, są nimi nasączeni w stopniu daleko większym niż ich dawna partia. Czy to wina PiS-owskiego wychowania? Co w takim razie jednak zrobić z takimi fenomenami jak Stefan Niesiołowski. Waldemar Kuczyński czy Tomasz Jastrun?

Senator Libicki sugeruje też, że portal wPolityce.pl, do którego dokładamy własne pieniądze (zachęcam przy okazji innych aby budowali swoje instytucje medialne), ktoś nam podarował, albo przynajmniej wspiera. I niestety powtarza ten fałszywy zarzut nie po raz pierwszy. Jednym słowem człowiek, który niedawno, naturalnie całkiem bezinteresownie, przeszedł nagle z prawej strony sceny do lewego centrum opisuje nas jako korupcjonistów, sprzedajnych pismaków. To się kwalifikuje na sądowy proces, tyle że senatora chroni immunitet.

Jest coś jeszcze, co taki proces mogłoby utrudnić. Libicki, człowiek nie pozbawiony sprytu, sformułował to wszystko co chciał o nas powiedzieć w formie pytań. Po sejmowych występach Andrzeja Leppera nawet dziecko w Polsce wie, że to chroni, w jakimś stopniu przynajmniej, przed sądowymi konsekwencjami.

W takim razie ja też ograniczę się do pytania. Kiedy mi się pan, panie senatorze, odklei od buta?

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych