Czas imaginacji prysł. "Wyborcze mrzonki diabli wzięli, trzeba zabezpieczać tyły"

Nie wiadomo, czy koledzy z boiska wciąż wystawiają premierowi piłki - jak to ponoć kiedyś bywało, PAP
Nie wiadomo, czy koledzy z boiska wciąż wystawiają premierowi piłki - jak to ponoć kiedyś bywało, PAP

Najbliższa przyszłość Polski już nie jest tak wspaniała, jak jawiła się w snach Donalda Tuska. Czar imaginacji prysł, propagandowo – wyborcze mrzonki diabli wzięli, trzeba zabezpieczać tyły. Żeby swoi, czyli kolesie i dworzanie nie wepchnęli przedwcześnie do dołu. Dlatego już teraz trzeba ogłaszać, że ta wspaniała, solidarna Unia może się rozsypać, albo przynajmniej podzielić na obozy różnych prędkości. Trzeba ogłaszać, że dziś największym marzeniem premiera jest, by Polacy nie tracili nadziei i kupowali w sklepach tak obficie, jak do tej pory. Niestety, nadziei będzie ubywać w tempie ubywania gotówki w portfelach, dobrze byłoby, gdyby tylko nie szybciej.

Jeśli w Polsce ekonomicznie się posypie, umizgi do rozprowadzających po unijnych stanowiskach nie na wiele się zdadzą. Wygwizdany w swoim państwie polityk nie zyska żadnej akceptacji u unijnych wielmożów, więc westchnienia o stołek po Jose Barroso będą tylko mową do głuchych. Jeszcze trochę, a nic nie wart Martin Schulz zastąpi Jerzego Buzka w europejskim parlamencie i tyle będzie po polskich stanowiskach w zjednoczonej i solidarnej Europie. Przypominam - Schulz, to ten sam facet, który za czasów rządu PiS wykrzykiwał, gdzie tylko da się, że w Polsce postępuje faszyzm, czym pobudził europosła Bronisława Geremka do entuzjastycznych oklasków, a w 2009 roku wzywał, by Polskę politycznie izolować, bo nie chce dnia przeciwko karze śmierci.

Dlaczego o tym wszystkim właśnie teraz piszę? Aby wreszcie  odróżniać prawdziwe sukcesy od urojonych. Te, które naprawdę służą Polsce, od tych, których przywoływanie powoduje wyłącznie mętlik w głowach słabiej zorientowanych. Cóż to za sukces być przewodniczącym europejskiego parlamentu, kiedy może nim być także taki Schulz? Bez trudu wmówiono nam, że mamy walczyć za wszelką cenę o europejską solidarność, ale Niemcom i Francji nasza solidarność potrzebna jest wyłącznie po to, aby im ułatwić załatwianie ich interesów. Nie wspólnych.

Kiedy przestaniemy odgrywać rolę pożytecznych idiotów, przestaniemy być tak bardzo potrzebni. I nie dajmy się szantażować dość zużytymi już hasłami o ciągłych dotacjach unijnych. My oddaliśmy krajom Unii, za darmo lub prawie darmo, jeszcze przed wstąpieniem do wspólnoty, banki, ogromne połacie handlu, zwolnionego na wiele lat od podatku, oddaliśmy nasz rynek konsumencki itd. Daleko wcześniej niż wpłynęły do Polski pierwsze euro. Warto o tym pamiętać. Unia – tak, ale nie w charakterze kamerdynera, któremu czasem pozwala się posiedzieć w salonie. Tyle Unii w Polsce, ile Polski w Unii. Liczone solidnie, w rachunku ciągnionym, nie doraźnie. Przecież to bardzo proste. Pod warunkiem, że dobro Polski nie jest drastycznie mylone z dobrem osobistym i partyjnym.

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych