Sunday Roast (2). III RP to naprawdę rzadki przypadek państwa, które samo siebie nie lubi, i samo siebie zwalcza

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Aferą wokół listy leków refundowanych Bartosz Arłukowicz trwale uszkodził swój wizerunek. Uszkodziłby jeszcze mocniej, gdy szef komisji zdrowia Bolesław Piecha nie okazał łaski. Na specjalnie zwołanym posiedzeniu najpierw złożył ministrowi życzenia z okazji 40. urodzin, potem zaapelował o unikanie personalnych ataków, a następnie zadał proste, biurokratyczne pytanie i... oddał głos Arłukowiczowi. Szef resortu zdrowia wdzięczności nie okazał. Kilka razy personalnie atakował Piechę, oskarżał opozycję, i mówił, mówił, mówił. Słowa nie miały specjalnego związku z problemem, bo wychodziło, że minister właściwie polepszył los pacjentów usuwając z listy refundacyjnej prawie 850 specyfików. Gdyby Piecha chciał Arłukowicza "dobić", to najpierw dałby wyszaleć się posłom w serii pytań. A tak - pewnie nieświadomie - podarował Arłukowiczowi szansę, z której ten skorzystał; widać zresztą, że czerpał z dorobku premiera (pewnie ten sam trener występów publicznych) - ten sam styl połajanki pod adresem opozycji, nawet fraza mówienia podobna. Ale okazja do rewanżu będzie, bo Arłukowicz nie ma chyba żadnego pomysłu na służbę zdrowia, i problemy wrócą. Zwłaszcza, że ciąć trzeba wszędzie, bo wcześniej beztrosko zadłużyło się państwo, drenując rezerwy na czarną godzinę.

Zapewne by ratować Arłukowicza poprzez odwrócenie uwagi, premier Tusk w ostatnim dniu prezydencji stwierdził coś zupełnie przeciwnego temu, co głosił przez ostatnie pół roku:

"Nawet, jeśli są wśród nas - a pewnie ostatnio ich przybyło - ludzie, którzy nie wierzą w to, że Unia Europejska przetrwa, to trzeba robić wszystko, by przetrwała jak najdłużej."

"Ja nie jestem euroentuzjastą w rodzaju tych, którzy zapatrzeni w żółte gwiazdki na niebieskim tle zapominają o biało-czerwonej. (...) Czasami mam wrażenie, że jestem takim zdroworozsądkowym eurosceptykiem".

Chyba tylko premier ma takie wrażenie. W sprawie jest oczywiście drugie dno - drugie obok klasycznego odwracania uwagi od problemów. Skoro nasz mistrz oportunizmu sięga po eurosceptyczną retorykę i dopuszcza rozpad wspólnoty, to musi wyczuwać, że Unia Europejska jest w naprawdę poważnych tarapatach. Tylko czekać, aż Donald Tusk poprowadzi Marsz Niepodległości, i zacznie protestować przeciwko pożyczaniu pieniędzy MFW. I trudno będzie się premierowi dziwić - w końcu tyle Unii zaoferował, a nie dostał nic, absolutnie nic, poza prawem pożyczenia bogatszym 6 mld euro na niski procent. Po takim upokorzeniu każdy może przemienić się w europsceptyka.

A jeszcze niedawno ponoć "Europa mówiła Sikorskim", co oznajmiła radośnie na pierwszej stronie "Wyborcza", sama raczej w to nie wierząc (no, ale jest wiedza wewnętrzna i jest wiedza zewnętrzna). Ta teza już jest nieaktualna, i dopóki nie pojawi się nowa, "GW" zajmuje się innymi sprawami. Adam Michnik troszczy się ostatnio o los Rosjan, domagających się demokracji. Kilka dni temu opublikował na pierwszej stronie jak zwykle pompatyczną i pełną troski analizę na ten temat. Z ciekawości dzień później wrzuciłem tytuł tego tekstu do wyszukiwarki google. Znalazłem... trzy wpisy. Tylko trzech blogerów odniosło się do ważnego komunikatu tego bardzo ważnego człowieka! Przeciętny artykuł z wPolityce.pl ma znacznie więcej odwołań. Tak oto Michnik płaci za te wszystkie manewry z generałami, z szefami bezpieki, z ustawą negocjowaną w gabinetach władzy, z "Unią, co mówi Sikorskim". Zakrętów było tyle, i do tego tak dziwnych, że mało kto bierze go poważnie jako myśliciela. Owszem, wielu boi się władzy jego koncernu, ale mało kto słucha ze szczerą uwagą, zwłaszcza, gdy zabiera głos w sprawach szeroko pojętej wolności. Bardzo wielu Polaków wyczuwa, że Michnik nie jest szczerym orędownikiem pluralizmu i wolności, że chodzi mu o coś zgoła innego. I tylko poza Polską udaje mu się ten mit wolnościowca podtrzymywać.

Opolski Sąd Rejonowy zarejestrował Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Wcześniej sądy odmawiały, argumentując, że takiej narodowości nie ma. Ale od kiedy władze wpisały śląskość na listę narodowości prezentowaną podczas spisu powszechnego, przeszkoda znikła. I tak oto, po cichu, tuż przed świętami, uczyniono kolejny kroczek w drodze do autonomizacji, a później może nawet oderwania się Śląska. Milczy wojewoda, milczy MSW(iA), milczą notable odpowiedzialni za przestrzegani konstytucyjnego porządku w RP, milczą wreszcie media. Mają gdzieś unitarny charakter państwa, mają gdzieś polski stan posiadania. III RP to naprawdę rzadki przypadek państwa, które samo siebie nie lubi, i samo siebie zwalcza. I nie robi nic, by powstrzymać ewidentny kryzys polskości, którego przejawów wokół tyle, że już nie chce się notować. Polskość nie jest atrakcyjna, bo kojarzy się z niższością - co z kolei jest efektem najpierw komuny, a później 20 lat pedagogiki III RP. Ten stan rzeczy może zmienić tylko państwo. Nowe polskie państwo.

Tegoroczna pasterka - przepiękna i wzruszająca, w małym podwarszawskim kościółku na uboczu. Tłum taki, że by znaleźć miejsce do parkowania, trzeba było sporego wysiłku. Ale też niektóre rzeczy mogą niepokoić. Choć kościółek leży na uboczu, to w pobliże zdołali dotrzeć pijani "kibice". Głośnymi okrzykami skutecznie zakłócali mszę. Ktoś odpalił w pobliżu kilka petard. W sumie wrażenie niepokoju, poczucie, że nawet msza św. nie jest już tabu, które podlega specjalnej ochronie. Palikotyzm konkretny.

Eurodeputowany Marek Migalski napisał książkę o Jarosławie Kaczyńskim (oczywiście bardzo krytyczną). Nic w tym dziwnego, to prawda. Ale jednak fakt, że rozesłał ową broszurkę kilkuset osobom ze świata polityki i mediów, każdej pisząc indywidualną, zazwyczaj złośliwą dedykację - wart jest odnotowania. Powstało wrażenie - to nie tylko moja opinia - przedemerytalnego pożegnania, w którym odchodzący, sfrustrowany pracownik wygarnia wszystkie swoje żale, nie dbając o skutki. Do tego dedykacje nasycone są często dziwnym niepokojem, na kilometr pachną niewyobrażalnymi dla nas, normalsów, emocjami. Na szczęście słowa mi dedykowane są jednoznaczne, i nie muszę za wiele kombinować, co autor miał na myśli:

Jackowi - bez nadziei na cokolwiek - Marek.

Dawno nikt mi tak nie pochlebił.







Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych