Mur, który przebiega przez miasto w którym mieszkam, przez środek mojej rodziny, przez firmę gdzie pracuję, przez kraj

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Kornelia i jej starsza siostra Karolina ustawiają szopkę pod bożonarodzeniową choinką, w Przemyślu. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Kornelia i jej starsza siostra Karolina ustawiają szopkę pod bożonarodzeniową choinką, w Przemyślu. Fot. PAP/Darek Delmanowicz

„Czas by runął mur” -

napisał Jacek Kaczmarski w 1978 roku.

W oczach mam jeszcze obraz padającego muru berlińskiego. A kiedy to widzę na ekranie swojej wyobraźni, to w uszach równocześnie mi brzmi  „sama melodia bez słów” tej pieśni.

Mury...

Mur chiński; mur berliński; mur Hadriana; mur Stoczni Gdańskiej co to go miał przeskoczyć Wałęsa; mur widoczny na filmie Sławomira Wiśniewskiego...  Kiedy myślę „mury” przychodzi mi do głowy coraz więcej różnych murów - mam coraz odleglejsze skojarzenia. Mnożą się te mury rosną i pęcznieją.

Ale przecież wcale nie o nich chciałem pisać. Chciałem napisać o innym murze – o który obijam się codziennie. Który mnie uwiera i boli. Ten który przebiega przez miasto w którym mieszkam, przez środek mojej rodziny, przez firmę gdzie pracuję, przez kraj.

W 1989 roku mury runęły. Jednak równocześnie natychmiast zaczęły powstawać nowe. Zupełnie inne. Czuję je w słowach moich znajomych, widzę w spojrzeniach szkolnych przyjaciół. W rodzinie, podczas świąt staramy się je omijać z daleka. Ale nawet kiedy nam się to udaje, to one wcale przez to nie znikają. Cały czas unoszą się w powietrzu i wokół nas. Rosną. Czekają .

To, że są tylko w mojej głowie, to nie znaczy, że ich nie ma. Skąd się biorą? Z pychy, która mi mówi, że tylko ja mam monopol na prawdę. Że tylko ja ją znam.  Ja i ci którzy myślą tak samo jak ja.

Nie chcę słuchać drugiej strony, bo ich argumenty są głupie i chore. Ludzie, którzy je wypowiadają są albo zaślepieni, albo opętani, albo po prostu głupi. I szkoda sobie nawet strzępić niepotrzebnie języka, bo i tak to nic nie da...

Faktycznie nie da.

Nic nie da przekonywanie kogoś, tylko... słuchanie.

I to nie takie sceptyczne, z wykrzywioną w grymasie pogardy twarzą. Nie pełne napięcia, w oczekiwaniu kiedy adwersarz tylko skończy mówić, aby wyskoczyć ze swoimi racjami. Może mój oponent  wcale nie polemizuje ze mną tylko dlatego aby mi się sprzeciwić, sprowokować, czy rozdrażnić? Ani też nie z nienawiści. Może on chce mnie przekonać dlatego, że wierzy w to co mówi?

A gdybym tak raz posłuchał nie racji, ale osoby? Może za tym medialnym parawanem słów, które w gorączce przytacza, jest człowiek, który tak jak ja pragnie prawdy? Jeśli się gorączkuje, podnieca, szuka argumentów czy to nie znaczy, że mu zależy aby mnie przekonać? Przecież wiem, czuję to, że nie jest moim wrogiem. Wobec tego dlaczego tak go traktuję?

To trudne zobaczyć za maską racji - człowieka i samemu nie zatrzasnąć własnej przyłbicy. Zwłaszcza kiedy wypowiada on słowa-klucze na które jestem uczulony. Nie wiem czy będę umiał. Ale wiem też, że jeśli tego nie zrobię teraz, to z każdym dniem będzie coraz trudniej przełamać tą niechęć.

Czy można zburzyć niewidzialny mur?

Trzeba go zburzyć! Przecież doskonale wiem, że jeśli bardzo będę tego chciał, to mi się to uda.

Przecież to właśnie ten mur przesłania Prawdę o którą nam wspólnie chodzi.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych