Coraz sensacyjniej wygląda sprawa dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, który stoi przed sądem jako oskarżony o usiłowanie płatnej protekcji. Z rozprawy na rozprawę zaczyna walić się w gruzy teza prokuratury, że to redaktor Sumliński zorganizował akcję pt. „załatwić za pieniądze weryfikację oficerowi WSI”.
Okazuje się, że całą sprawę, wbrew twierdzeniom prokuratury, mógł zainicjować jej główny świadek, Leszek Tobiasz, pułkownik Wojskowych Służb Informacyjnych, który wcześniej zajmował się inwigilacją Kościoła Katolickiego, m. in. biskupa Juliusza Paetza.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20081020&id=po01.txt
Już po pierwszych rozprawach wiadomo, że niemal natychmiast po powstaniu Komisji Weryfikacyjnej WSI jesienią 2006 r., pułkownik Leszek Tobiasz rozpoczął tajemniczą grę. Wykazał się wielką determinacją, by dotrzeć do przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej WSI, Antoniego Macierewicza. W tym celu Tobiasz za pośrednictwem Mariana Cypla - byłego dyplomaty, w rzeczywistości rezydenta polskiego wywiadu w Wiedniu, a prywatnie przyjaciela kilku hierarchów kościelnych, usiłował pozyskać zaufanie biskupów Antoniego Dydycza i Sławoja Leszka Głódzia.
Oficer WSI wywierał naciski na Cypla, by ten zarekomendował go obu biskupom, jako człowieka godnego zaufania, aby z kolei ci obaj szanowani i wpływowi hierarchowie umożliwili dotarcie do Antoniego Macierewicza, wtedy przewodniczącego komisji weryfikacyjnej. Ten plan wskutek oporu biskupów oraz Mariana Cypla nie powiódł się. Jednak innymi kanałami udało się w końcu dotrzeć Tobiaszowi do Macierewicza. Nagrał rozmowę z politykiem, który wkrótce będzie zeznawał w sądzie jako świadek.
W tamtym czasie Leszek Tobiasz miał poważne problemy prawne, a prokuratura garnizonowa w Warszawie podejmowała nowe śledztwa, które zmierzały do stawiania mu bardzo poważnych zarzutów. Gdy Tobiasz wraz z ABW rozpoczął grę operacyjną wokół Wojciecha Sumlińskiego problemy te zniknęły jak ręką odjął, a śledztwa przeciwko Tobiaszowi zawieszono z paragrafów odnoszących się do osób przewlekle chorych bądź ukrywającym się, choć oficer ten jest zdrów jak ryba i nie ukrywa się.
„Rzeczpospolita” już w 2009 r. sugerowała, że to ABW wyczyściła kartotekę Tobiaszowi w zamian za ściśle określone usługi:
http://www.rp.pl/artykul/261652.html
Wszystkie te informacje ujawnił przed sądem pułkownik Aleksander L., współoskrażony Sumlińskiego a prywatnie kolega Leszka Tobiasza. Pułkownik L., chce dobrowolnie poddać się karze i aby udowodnić swą szczerość musi zeznać wszystko, co wie. Złapanie go na najdrobniejszym kłamstwie sprawi, że nie będzie mowy o jakimkolwiek złagodzeniu ewentualnej kary.
Blady jak ściana pułkownik L. wije się więc jak piskorz, aby nic nie powiedzieć, ale żeby wyglądało to jednocześnie na pełne wyjaśnienia. Chcą nie chcąc wychodzi więc z jego zeznań ciekawa gra służb wokół osoby redaktora Sumlińskiego.
Obserwator procesu może zauważyć, że Aleksander L. odegrał rolę „konia trojańskiego”. Będąc blisko Sumlińskiego – dla którego był cennym informatorem, w rzeczywistości Aleksander L. współpracował z Leszkiem Tobiaszem, który miał na niego „haki” w postaci jakichś kompromitujących nagrań. L. przyznał w sądzie, że zatrzymanie przez ABW nie było dla niego zaskoczeniem, gdyż już wiele miesięcy wcześniej liczył się z tym, iż może to nastąpić i „wkalkulowywał to w koszty”. Niechętnie i z oporami przyznał także, że na wiele miesięcy przed zatrzymaniem wiedział, iż został przez Tobiasza nagrany i że w oparciu o te nagrania prokuratura wszczęła śledztwo. Obrońca Sumlińskiego, Waldemar Puławski zapytał pułkownika: - Jak pan zatem wytłumaczy fakt, że kolega pana nagrywa, pan o tym doskonale wie, wie pan również, że sprawa jest bardzo poważna, bo prokuratura prowadzi śledztwo, a mimo to z tym kolegą, który pana nagrał, do samego końca utrzymuje pan zażyłe kontakty towarzyskie? Oczywiście Aleksander L. nie umiał odpowiedzieć na to pytanie, co według mecenasa Puławskiego –wskazuje, że L. wykonywał zadania, które wyznaczał mu szantażujący go Tobiasz.
Mimo bardzo ciekawych kwestii poruszanych na procesie nie cieszy się on zainteresowaniem głównych mediów. Może dzieje się tak dlatego, że WSI jest stawiane w złym świetle?
Lekkiego ożywienia mainstreamowych mediów można spodziewać się, gdy przed sądem stanie jak świadek Bronisław Komorowski. Tak się bowiem składa, że obecny prezydent zna pułkownika L. i Tobiasza. A kilka lat temu – jako wicemarszałek sejmu – mocno zdenerwował się na Wojciecha Sumlińskiego i przerwał udzielanie wywiad za zbyt natrętne dociekanie przez dziennikarza sprawy fundacji „Pro Civili”:
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20081121&id=po41.txt
Kilka miesięcy po zdobyciu władzy przez ugrupowanie Bronisława Komorowskiego, dziennikarz został zatrzymany przez ABW i zaczęły się jego poważne problemy. Przypadek? Być może na to pytanie też kiedyś znajdziemy odpowiedź.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123583-symboliczny-brak-zainteresowania-najwiekszych-mediow-procesem-dziennikarza-wojciecha-sumlinskiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.