Triumf Leszka Millera w SLD to stracona szansa Palikota na wchłonięcie SLD. Już nie ma mowy o wspólnym marszu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Zwycięstwo Leszka Millera w SLD powszechnie interpretowane jest jako triumf wspomnień działaczy o dawnej wielkości formacji postkomunistycznej. Jako wygrana byłego premiera, który doprowadził Sojusz na szczyt. Daje więc nadzieję, o czym mówił Włodzimierz Czarzasty w ostatnim wywiadzie dla "Uważam Rze", na to, że Miller ponownie pokaże działaczom jak budować wielkość, jak krok po kroku wchodzić do wielkiej gry ze straconych teoretycznie pozycji. I to przekonanie, ta pamięć są ważniejsze dla SLD niż późniejsze runięcie w przepaść, które dokonało się za przyczyną tego samego Millera.

Jest w tym sporo prawdy. Ale nie cała. Oceniam, że kluczowy wybór przed jakim stała ta partia dotyczył stosunku do ruchu Janusza Palikota. Jedni, na czele z Aleksandrem Kwaśniewskim, sugerowali mniej lub bardziej otwarcie, alians z Ruchem Palikota. A nawet więcej - roztopienie się w tej masie nowego populizmu o wulgarnej, antyklerykalnej twarzy. Kandydatem tej grupy we wcześniejszych wyborach na szefa klubu parlamentarnego SLD był Ryszard Kalisz.

Drudzy, od Grzegorza Napieralskiego po właśnie Millera, stali na stanowisku, że sojusz z Palikotem da temu ostatniemu wszystko czego mu brakuje, a SLD wszystko odbierze. Że byłby przedwczesną, pod medialnym głównie naciskiem, kapitulacją. I mieli sporo racji.

Posiadający poparcie mediów, skrajnie populistyczny i nieprzewidywalny były polityk Platformy gdyby tylko dostał SLD w swoje ręce, nie wypuściłby już nigdy. Niby żartobliwe próby pozyskania przez Palikota lokalu w budynku na Rozbrat 44a (gdzie mieści się przez lata i nadal jeszcze siedziba SLD) pokazują, że wie on doskonale iż jego ruch może być efemerydą, za to postkomuniści to marka pewna i solidna. Raz na wozie, raz pod wozem, ale trwała.

Nie wiemy jak będzie za kilkanaście miesięcy, czy ludzie nie zmęczą się wulgarnym wesołkiem z Lublina. To możliwe, tak jak porzucili kiedyś Tymińskiego, potem Leppera. Na razie nie ma podstaw twierdzić, że jego grupka to coś więcej niż chwilowy paroksyzm urbanowego antyklerykalizmu.

W tej konfrontacji SLD jest na razie przegranym. Wielu twierdzi, że zawsze będzie tym słabszym w porównaniu z Palikotem. Rzecz w tym, że wcale nie jest to takie pewne. I wie o tym Miller, który z niejednego politycznego chleb jadał. Naprawdę, w kolejnym Sejmie tego przyjaciela Bronisława Komorowskiego może już nie być.

Wszystko zależy od Millera. Jego wybór kończy okres szoku powyborczego Sojuszu. Jeśli zagra teraz zręcznie, może zacząć odzyskiwać pole. Jego atutem jest powaga i energia, słabością - brak świeżego pomysłu. Ale nie jest bez szans.

Tak więc czas kiedy Palikot był pieszczonym tylko książątkiem już się skończył. A szansa na wchłonięcie SLD - przepadła. Zaczyna się za to kontrofensywa SLD. I to są najważniejsze wnioski z tej niesamowitej politycznej reaktywacji.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych