Jednym ze sposobów obrzydzania planowanego na 13 grudnia 2011 Marszu Niepodległości i Suwerenności było jest podbudowane kpiarskim oburzeniem argumentowanie wmawiające nam, że łączenie 13 grudnia 1981 roku z sytuacją obecną nie ma najmniejszego sensu oraz, że obydwie sytuacje są nieporównywalne. Zgodnie ze sprawdzającą się w każdym przypadku formułą „jeśli tak reagują, to znaczy, że kierunek jest właściwy” należy z całym zdecydowaniem popierać ten marsz i w miarę możliwości wziąć w nim udział. Jeśli zaś zatrzymamy się na chwilę i uważnie przyjrzymy się Polsce i Polakom, to szybko okaże się, że obydwa grudnie mają ze sobą wiele wspólnego.
Rzeczą oczywistą jest, że to samo błaganie o interwencję u drzwi obcego mocarstwa, które miało miejsce w 1981 roku odbywa się obecnie. Wspólnym mianownikiem obydwu tych grudni jest strach przed społeczeństwem i stanem kraju, do jakiego doprowadziły bez mała wszystkie ekipy nadzorujące nasz kraj (celowo używam określenia „nadzorujące”, ponieważ głównym zadaniem kolejnych rządów nie jest zarządzanie krajem, lecz jego pilnowanie, aby nie przeszkadzał w realizacji każdorazowych racji stanu). Wtedy błaganie szło w kierunku Kremla a teraz drogą okrężną również, tyle że właśnie via Berlin.
Zarówno w 1981 roku jak i teraz istotną rolę odgrywa czynnik ekonomiczny. Wtedy Związek Radziecki zmuszony był ze względu na stan gospodarki i działania prezydenta Reagana do zainicjowania procesu przejścia z jednej formy mocarstwowości w drugą. Miejscowi pilnujący przerazili się, że się w tym pogubią i że ewentualnie zostaną porzuceni jako nieprzydatny już balast oraz że w sytuacji takiego porzucenia ze względu na morze zawinionej przez nich polskiej krwi część z nich mogłaby stanąć oko w oko ze społecznym gniewem.
Obecnie sytuacja w zasadzie powtarza się. Zarówno w wyniku wprowadzonego 13 grudnia 1981 stanu wojennego jak i teraz całe rzesze Polaków zostały w zasadzie wypchnięte poza granice kraju. Wtedy pozbyto się przy okazji części niewygodnych opozycjonistów. Po trzydziestu latach okazuje się, że za chlebem z kraju wyjechać musiały miliony Polaków. W obydwu sytuacjach mamy do czynienia z potężnym zjawiskiem społecznym i politycznym. Polskę opuszcza więc ponownie ogromna grupa ludzi, którzy w normalnych warunkach stanowiliby znaczącą siłę rozwoju kraju. I wtedy i obecnie dzielone są rodziny i małżeństwa. Marnowane kariery i plany życiowe wielkiej rzeszy ludzi. To jest gigantycznych wręcz rozmiarów zjawisko socjologiczne, które znajduje swoje konkretną wymowę w niezliczonych dramatach rozbitych polskich rodzin i zawiedzionych życiowych planów.
Co gorsza zjawisko to kompletnie zostało pominięte i nadal jest pomijane przez inżynierów każdorazowej „słusznej” racji stanu. Ktoś powie, że nie można porównywać obydwu sytuacji, ponieważ wtedy na ulice zostały wytoczone czołgi i polała się krew. To prawda, ale i kolejne ekipy pilnujących wyciągają wnioski z wydarzeń. Obecnie specjalne oddziały prewencyjne, czyli „zaprzyjaźnione” media oraz specjalnie w tym celu skonstruowany porządek gospodarczy (ciężka praca za marny grosz generująca ogromne zmęczenie odbierające siły na pilnowanie polskich spraw) starają się nie dopuścić do większych protestów czy buntu. Po prostu tańszym rozwiązaniem jest podłączyć wyczerpane pracą za małe pieniądze społeczeństwo do kroplówki medialnej, które skutecznie uśpi wszelkie roszczenia i ulula zestresowane brzemieniem kredytów serca i umysły. Przy okazji zaś poda za każdym razem zaktualizowaną wizję wydarzeń w kraju i na świecie.
Gdyby jednak mimo to znalazła się grupa oporna na takie działania, to wtedy aplikowane są przetestowane w stanie wojennym specjalne środki propagandowe, których zadaniem jest rozgrywanie jednej grupy przeciwko drugiej, kierowanie agresji na wyznaczone obiekty i organizowanie prowokacji przy jednoczesnym nieustannym straszeniu społeczeństwa utratą miejsc pracy i „skomplikowanymi” okolicznościami międzynarodowymi, które wytłumaczyć nam mogą jedynie uprawnieni do tego nasi ukochani przywódcy.
Obydwa grudnie są również porównywalne w obszarze wolności, czy raczej jej coraz dalej idącego ograniczania. Krzyż ponownie staje się przedmiotem niepożądanym w przestrzeni publicznej. Jesteśmy blisko konieczności zejścia z niezależnymi mediami do podziemia. Poza paroma stronami internetowymi, które są zresztą stale zagrożone nieustannym monitoringiem i zamknięciem jako źródła antysystemowe (pamiętamy to słowo z tamtych lat?). Do oficjalnej przestrzeni medialnej nie przedostają się treści świadczące o trosce o kraj, jego tradycję i godność, gdyż są umiejętnie blokowane jako faszystowskie czy nacjonalistyczne, a więc kwestionujące obecnie przyjętą „rację stanu”.
W oczach ówczesnych generałów i wykonawców ich woli widać było strach przed odpowiedzialnością za degrengoladę Polski i za przelaną polską krew. Obecnie dochodzi do tego sprawa smoleńska i dlatego tak spieszno niektórym z wiernopoddańczymi deklaracjami kierowanym do tych, którzy mieliby zagwarantować ciągłość nadzoru kraju i „zgromadzonego” stanu posiadania.
Dla pełni obrazu brakowałoby jeszcze wprowadzenia kartek na żywność i oczywiście ogłoszenia likwidującego niezależne media internetowe stanu wyjątkowego, tym razem pod hasłem rzekomego zagrożenia atakiem cybernetycznym. W obliczu widocznego w skali międzynarodowej i krajowej zaplątania się rządzących i finansistów we własną chciwość oraz w obliczu obawy przed wybudzeniem się społeczeństw z letargu jest to jak najbardziej realne. Idzie zima i kto wie, być może trzeba będzie poprosić historyczne zespoły rekonstrukcyjne o użyczenie koksowników.
Jeśli ktoś, argumentując przeciwko porównaniu obydwu grudni, wskaże na kolorowe sklepy, reklamy i ulice pełne samochodów, to powiem tylko tyle, że cały ten blask (obecny zresztą jedynie w niektórych większych miastach) jest jedynie naskórkiem nieudolnie przykrywającym dramat prawie czterdziestomilionowego społeczeństwa w środku Europy. Dramat polegający na tym, że zostało ono swego czasu (w skali historycznej nie tak znowu dawno temu) osierocone i poddane bezwzględnej i destrukcyjnej inżynierii społecznej i że z małymi wyjątkami coraz bardziej wyrafinowanymi środkami (z wyjątkiem sytuacji nadzwyczajnych, kiedy stosowane są tzw. precyzyjne zabiegi chirurgiczne) utrzymywane jest ono w pozycji, do jakiej zostało zmuszone w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku.
Zaś w tle majaczy swoisty korowód „wypadków” i „wydarzeń”, które świadczą o walce Polaków o godność – lata stalinizmu, lasy spływające krwią Żołnierzy Wyklętych, rok 1956, 1968, 1970, 1976 aż wreszcie zryw Solidarności. Potem noc grudniowa 1981, zabójstwo ks. Jerzego, sygnalne morderstwa kapłanów przed obradami okrągłego stołu. Potem markowane odzyskanie niepodległości aż po sobotni poranek 10 kwietnia 2010 roku, wojna o krzyż, śmierć Marka Rosiaka w Łodzi, akcja Marsz Niepodległości, czytaj Nazi-Aufmarsch in Warschau i przygotowania do redukcji Rzeczypospolitej do postaci sfederalizowanej szczeliny gdzieś między Berlinem a Moskwą.
Jeśli widzę dzisiaj okładkę drogiego czasopisma przeznaczonego dla mężczyzn z twarzą cierpiącego generała Jaruzelskiego i gdy wśród wielu artykułów mniej lub bardziej jawnie usprawiedliwiających wprowadzenie stanu wojennego znajduję swego rodzaju ankietę z wypowiedziami różnych osób, które uznane są przez to pismo za autorytety, a w niej między innymi opinię, że na szczęście dla syna autora wypowiedzi stan wojenny jest równie odległy jak egipskie piramidy, to z trudem opanowuję oburzenie. Niezliczona rzesza wypchniętych z kraju, nieopisana skala złamanych życiorysów i karier, niski (fakt, że kolorowy barwami galerii handlowych i telewizyjnych reklam) sufit przestrzeni możliwości rozwoju gospodarczego dla większości Polaków wyłączonych mocą owego grudnia z „dobrodziejstw” okrągłego stołu, ciche łzy cierpienia wdów ofiar tego czasu, ciche odchodzenie z tego świata kolejnych, zubożałych przedstawicieli niewłaściwej opozycji, zapaść mieszkaniowa, służby zdrowia, likwidacja armii, brak dróg, śmieci fruwające po terenach prężnie swego czasu działających stoczni czy zakładów, które uznano siedlisko potencjalnych elementów antysystemowych, zabierane przez siły porządkowe krzyże, kwiaty, zablokowany dostęp do mediów, wyprzedane obcym banki i firmy. Do tego stan przeważającej części społeczeństwa, które w żadnym stopniu ani wymiarze nie jest społeczeństwem cokolwiek poza długami posiadającym. Rozpacz lżonych wdów smoleńskich i ohyda medialnych antywartości – to wszystko wcale nie jest czasem i przestrzenią odległych egipskich piramid.
Wersja opublikowanego na stronie „Solidarni 2010” tekstu „Dwa trzynaste grudnia / Kwestia wierności i służebności” przygotowana specjalnie dla portalu wPolityce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123352-dwa-trzynaste-grudnie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.