Jak oni badali tę katastrofę? „Nie było potrzeby”, „nie było czasu”, „nie wiem”, „być może”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP
fot. PAP

Są takie publikacje, o których niewielu mówi (a szkoda), a które warto zarchiwizować na wsze czasy. Uważam za taką wywiad, jaki opublikował wczoraj „Nasz Dziennik”. Wywiadowanym jest dr inż. Maciej Lasek, wiceszef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (tej działającej cały czas, dowodzonej przez Edmunda Klicha) oraz członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, kierowanej przez Jerzego Millera (o którego za chwilę powinna zacząć się martwić fundacja ITAKA).

Pan doktor pokazał się z rozkosznie beztroskiej strony. Na początku potwierdził swoją pewność co do ustalenia, że Tupolew po zderzeniu z brzozą wykonał półbeczkę. Lasek mówi:

Oczywiście, w przeciwnym razie nie podpisałbym raportu.

A dokładniej?

- A jaki jest moment bezwładności Tu-154M bez 6 m lewego skrzydła liczony względem osi podłużnej?

– Nie wiem.

- Komisja tego nie wyliczyła?

Nie. Gdybyśmy budowali model symulacyjny, to byśmy wiedzieli. Ale model symulacyjny nie był potrzebny. Chociaż z naukowego punktu widzenia to może być interesujące i pożyteczne, dlatego planujemy na Politechnice Warszawskiej w ramach prac badawczych wykonanie odpowiednich obliczeń, więc proszę się zgłosić za jakiś czas i wtedy będziemy wiedzieli.

W zasadzie już w tym momencie krew się gotuje na widok nonszalancji eksperta/urzędnika ocierającej się o dezynwolturę. Dalej jest jeszcze lepiej. Lasek tłumaczy, że te wyliczenia potrzebne byłyby komisji do ewentualnego zbudowania modelu symulacyjnego samolotu. Dlaczego go nie zbudowano?

Ponieważ wiemy, co się stało.

- odpowiada ekspert. Czytam dalej, bo też chcę się dowiedzieć. Jak na razie oficjalne ustalenia tylko zaciemniły mi obraz zdarzeń z 10 kwietnia, a najwydatniej przyczynił się do tego raport podpisany m.in. przez pana Laska.

- Nie sądzę, że komisja popełniła błąd, nie wykonując tego modelu, czyli tej symulacji numerycznej. Aczkolwiek na pewnym etapie było to rozważane. Doszliśmy jednak wspólnie do wniosku, że po pierwszenie ma na to czasu. Nie wspominam już o kosztach, bo akurat w przypadku badania tej katastrofy koszty nie miały znaczenia. A po drugie, niczego to nie zmieni. Samolot zachował się według rejestratorów parametrów lotu tak, jak powinien się zachować…

 

- Co to znaczy „powinien”? Pan teraz zastąpił wszystkie te skomplikowane doświadczenia jakąś heurystyką?

 

– Ale jakie to ma znaczenie z punktu widzenia badania wypadków lotniczych? Samolot nie ma części skrzydła, jest na wysokości, na której nie powinien się znaleźć. Przyczyny tego wypadku skończyły się na wysokości 100 metrów.

Stwierdzenia, że nie było czasu na dokładne badanie, że na wysokości 100 metrów skończyły się przyczyny tragedii, że nie było potrzeby wykonywania skomplikowanych obliczeń i sprawdzania danych zaproponowanych przez Rosjan dyskwalifikuje tego człowieka jako badacza katastrof, a zwłaszcza TEJ katastrofy!

Oczywiście takie wypowiedzi nie mogą specjalnie dziwić. Przełożeni Laska są jeszcze lepsi. Wystarczy przypomnieć Jerzego Millera, który niszczenie wraku tłumaczył koniecznością przeprowadzenia badań laboratoryjnych (sic!), a kolejne wiraże przyjaciół z Moskwy w sprawie zapisów na czarnych skrzynkach wyjaśniał polskim dziennikarzom z wrodzoną słodyczą: „zacięła się tylko końcóweczka” – pamiętają Państwo? Nie gorszy był Edmund Klich, do którego złotych myśli już nie chce mi się nawet wracać.

Najgorsze jest to, że gdy tylko którykolwiek z tych fachowców zabierze głos, nie dość, że się kompromituje, to nie pozostawia złudzeń, że całe to ich „badanie” jest jedną wielką farsą.

Podejrzewam, że w międzynarodowym środowisku ekspertów zajmujących się wypadkami lotniczymi nikt już nie traktuje ich poważnie (jeśli kiedykolwiek traktował). Mają za to uznanie w gronie międzynarodowym pewnej wiekowej Tatiany.

Specyficzne uznanie. Jakim darzy się wiernego, potulnego, przestraszonego, gotowego na przerzucanie każdego gnoju parobka, wdzięcznego za to, że mu się rozkazuje.

 

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych