Duet Merkozy mówi nie o planie ratowania południowych bankrutów, a o przyszłym wzmacnianiu Unii. Czy to nie jest bat na kraje południowej Europy: my się zgodzimy na euroobligacje, a wy dacie nam więcej władzy na przyszłość?
Ciężko podsumować precyzyjnie poniedziałkowe propozycje Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy. Bo przecież jeśli potraktować berliński apel Radosława Sikorskiego dosłownie, było to żądanie aktywności, kierowane pod adresem rządu niemieckiego w konkretnej sytuacji: obecnego kryzysu finansowego. Tymczasem wygrała koncepcja pani kanclerz: "nie" dla euroobligacji i "nie" dla nacisków na europejski bank centralny.
Można by to twarde stanowisko powitać nawet z uznaniem: to oznacza decyzję aby nie przerzucać długów na barki wszystkich ani nie generować nadmiernej inflacji. Ale to oznacza też odpowiedź: niech Grecja czy Włochy ratują się same. To zgodne z logiką tradycyjnego kapitalizmu; pytanie zresztą, czy Niemcy podtrzymają ten trudny werdykt na piątkowym szczycie Unii Europejskiej. Ale jeśli on się utrzyma, Krzysztof Rybiński przewiduje bankructwo Włoch w roku 2012.
Nie mamy więc do czynienia z jakimś planem ratunkowym obliczonym na najbliższe tygodnie. Plan dyscyplinowania państw członkowskich, pilnowania poziomu deficytów, to przecież recepta na dalszą przyszłość.
Czy więc sugestie Sikorskiego zostały zignorowane? Czy też może pohukiwania: Niemcy obudźcie się, były tylko ozdóbką dla wezwań do wzmocnienia ustrojowego Unii? Wzmocnienia, które media elektroniczne i znaczna większość gazet przedstawia mało precyzyjnie jako odpowiedź na obecne kłopoty. A może to twarde kapitalistyczne stanowisko zostanie przehandlowane za uzyskanie od zagrożonych katastrofą krajów południowej Europy zgody na reformy ustrojowe właśnie.
Bo na temat tych reform coś jednak padło: Merkel i Sarkozy zapowiadają rewizję unijnych traktatów. Ale też unikają nadmiernych konkretów: nie wiemy do końca, czego chcą poza wzmocnieniem budżetowej dyscypliny państw członkowskich (nie wiadomo nawet do końca, czy tylko tych z euro czy wszystkich). W komentarzach najgorliwszych zwolenników europejskiej federacji, takich jak Andrzej Talaga w "Rzeczpospolitej" , wyczuwa się rozczarowanie.
Możliwe, że duet Merkozy się lekko cofnął. Ale możliwe też, że unikają dziś najbardziej kontrowersyjnych kwestii, a rzucą je na stół w ostatniej chwili. Inny komentator "Rzeczpospolitej" Marek Magierowski przypomina, że w okołounijnych instytucjach przygotowuje się rozwiązania skrajnie centralistycznie, łącznie ze stworzeniem funkcji unijnego ministra finansów.
Niektórzy twierdzą, że mocne instytucje wspólnotowe będą dla Polaków lepsze niż obecny mechanizm międzyrządowy, bo to on daje tak silną pozycję Francji i Niemcom. Tylko dlaczego w takim razie Niemcy (Francja w mniejszym stopniu) są tak bardzo zainteresowane tą zmianą? Dlaczego niemieccy politycy chcą na przykład wspólnej europejskiej polityki podatkowej?
Oddzielne pytanie, czy suwerenność nie jest samoistną wartością, zostawiam na koniec. Bo powtarzany nieustannie, dziś w wystąpieniu Aleksandra Kwaśniewskiego u Tomasza Lisa, slogan, że już się tej suwerenności wyrzekliśmy, jest bałamutny. Nawet jeśli większość mediów uczyniła z niego lansowany w atmosferze bliskiej histerii młot na opozycję.
Liga wolnych państw organizujących sobie wspólny rynek, a tym była Unia w roku 2003, jest czymś całkiem jednak innym niż rodzaj federacyjnego państwa. Jak by się go nie nazwało.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123236-wygrala-koncepcja-merkel-nie-dla-euroobligacji-i-nie-dla-naciskow-na-ebc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.