Wiele można, o ile nie jest się jamnikiem wychowanym pod szafą, i nie żyje się w przekonaniu, że nad nami wisi szklany sufit

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nieoceniony Andrzej Talaga w weekendowym "Plusie Minusie" tak oto odpiera zarzuty kierowane pod adresem ministra Radosława Sikorskiego po jego mowie berlińskiej:

Ci, którzy widzieli w wystąpieniu Sikorskiego oddanie jej Niemcom, nie chcieli zauważyć, że w trzech punktach arcyważnych dla całej konstrukcji było ono wymierzone w potencjalne niemieckie rządy w Europie.

Dalej Talaga wylicza owe trzy ciosy Sikorskiego:

Pierwszy z nich to propozycja radykalnego wzmocnienia kompetencji i spójności wewnętrznej Komisji Europejskiej oraz jej przewodniczącego, który mógłby być nawet jednocześnie przewodniczącym Rady Europejskiej, czyli prezydentem UE. Drugi to pozostawienie podatków VAT i CIT w gestii władz narodowych. Trzeci - zmiana kompetencji Europejskiego Banku Centralnego na podobne do amerykańskiego Fedu, czyli danie mu możliwości szerokiego interweniowania gospodarczego.

Prawda, że mocne ciosy? Zwłaszcza, jeżeli pamiętamy, że obecna struktura Unii, teoretycznie niezwykle silnie wiążąca Niemcy w ramach szerszej konstrukcji, w sytuacji kryzysu właściwie zamarła. Owe rzekome pęta dla Berlina to tylko ozdobnik, niewspółmierny wobec oferty oddania przywództwa we wspólnocie jednemu krajowi. Zresztą sam Talaga zauważa, że w Europie realnym centrum może stać się wyłącznie silne państwo narodowe, a więc Niemcy ("pcha ich do tego logika wydarzeń"). Już nie wiele państw narodowych wspólnie budujących gmach, ale jedno państwo.

No właśnie, państwo narodowe. To zastanawiający paradoks: przekonuje się nas, że nasze własne państwo narodowe w globalnym, targanym kryzysem świecie nie ma sensu, więc powinniśmy oddać kolejne kompetencje innym. Problem w tym, że owymi innymi okazuje się już nawet nie unijna biurokracja, ale... sąsiednie państwo narodowe: Niemcy. Dlaczego nasze państwo narodowe ma nie mieć sensu, a niemieckie ma mieć? Przypomina to prywatyzowanie polskich monopoli państwowych poprzez ich sprzedawanie zagranicznym monopolom państwowych.

Powiedzą: bo Niemcy są duże i silne. My też mali nie jesteśmy, a siłę możemy zbudować, i to dość szybko. Mamy połowę ludnościowego potencjału Niemiec, w połączeniu z krajami regionu - już 2/3. To nie jest mało. Nikt nie twierdzi, że droga jest prosta, ale przynajmniej oznacza próbę, staranie o utrzymanie kontroli nad własnym losem. Bo prezentowana przez nasze władze opcja na Niemcy to żaden wybór ani żadna konieczność. To kapitulacja w obliczu pierwszych, wciąż tylko przewidywanych kłopotów gospodarczych. To opcja mająca sens tylko wówczas, gdy uznamy Polaków jedynie za grupę konsumentów, którzy muszą mieć taki a nie inny dochód na głowę, i oddadzą wszystko, absolutnie wszystko, by dochód ów utrzymać. A przecież Polska - w perspektywie pokoleń - to o wiele więcej niż GDP w perspektywie kilku lat.

Dodajmy jeszcze: Niemcy nie będą żadnym poważnym gwarantem naszego bezpieczeństwa. Pokazali to budując gazociąg północny, wspólnie z Rosją przeciwko naszym interesom. No i niewykluczone - jak słusznie zauważa prof. Nowak - że Berlin i Moskwa wcale nie uznają, że mamy być w strefie wpływów Berlina.

Na marginesie: dziś widać, jak wiele racji mieli ci, którzy nawoływali do kontynuowania bliskich relacji z USA. Skoro Unia znika w obliczu kryzysu strefy euro, to co stanie się, jeżeli pojawią się naprawdę poważne problemy?

Spór między zwolennikami mowy berlińskiej i jej krytykami da się sprowadzić do następującego wyboru: czy Polacy mogą sami sobą rządzić tak, by prowadzić kraj ku lepszej przyszłości, ku większemu znaczeniu i dobrobytowi obywateli? Opcja na Niemcy pośrednio mówi, że takiej możliwości nie ma, bo "Niemcy mają najlepszą na świecie technikę". My mówimy: wiele można, o ile nie jest się jamnikiem wychowanym pod szafą, i nie żyje się w przekonaniu, że nad nami wisi szklany sufit. Wiele, nie znaczy wszystko, nie znaczy na pewno, nie znaczy łatwo. Ale i tak lepsze to niż pozycja lekko niedorozwiniętego podopiecznego niemieckiego geniuszu gospodarczo-organizacyjnego.

A jeżeli spojrzeć w przeszłość: co powiedzieliby dzisiejsi determiniści w roku 1918, w obliczu biedy, postzaborowej trójrzeczywistości i trwającej walki o granice? Czy pojechaliby do Wiednia i Berlina, by wzywać Austrię i Niemcy do ponownego objęcia przywództwa w regionie?


Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych