Polska położyła na stole swoją receptę na kryzys. Obok wzmocnienia roli Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego propozycja ta przewiduje wzmocnienie roli Jana Vincenta Rostowskiego, tak aby więcej nie musiał czekać w brukselskim przedpokoju, kiedy skończą się naradzać możni tego świata. Fakt nie doproszenia JVR i to w sytuacji sprawowania przez nas prezydencji, musiał wywołać zdecydowaną reakcję rządu (nie rządu – mówi Waldemar Pawlak, bo sprawy nie omawiano na posiedzeniu gabinetu) i następnym razem, co już obiecała Angela Merkel, minister Rostowski będzie zaproszony, choć bez prawa głosu. Mam nadzieję, że również bez związku z polską prezydencją, bo ta – biorąc pod uwagę przystąpienie do Unii Chorwacji – przypadnie nam dopiero za czternaście lat, o ile Unia się bardziej nie rozszerzy, albo zgoła nie rozpadnie, czego też wykluczyć się nie da.
Donald Tusk w swoim pamiętnym expose poświęcił sprawom międzynarodowym mało czasu, odsyłając posłów i opinię publiczną do tradycyjnego wystąpienia ministra spraw zagranicznych, które jednak – jak się niebawem okazało – miało miejsce w Berlinie a nie w Warszawie. W kwestii Unii premier zarysował alternatywę indyka, idącego ulicą Wolską. Albo: ja będę jadł, albo: mnie się będzie jadło. Przeoczył, że obok zasiadania przy stole lub figurowania w karcie dań istnieje jeszcze trzecia możliwość: podawania do stołu.
Swoją drogą, na stole pustawo. Chińczycy odmówili pomocy, Amerykanie także powiedzieli, radźcie sobie sami. Może w tej sytuacji jeszcze raz spróbować namówić Norwegów, by porzucili swą egoistyczną postawę i wstąpili. Na bank zostaliby płatnikiem netto. Wydaje się, że moment nadszedł odpowiedni. Oto „Wysokie Obcasy” donoszą, że klasa średnia (w Norwegii wszyscy należą do klasy średniej) jest głęboko sfrustrowana, pije, wpada w depresje, a swoich reprezentantów wysyła w poszukiwaniu celu istnienia do Afryki. A mogliby znajdować sens życia pomagając Europie!
Rozwiązywanie problemów wynikających z nadmiernej integracji (na przykład, wspólną walutę wprowadzono z powodów politycznych a nie gospodarczych) za pomocą jeszcze ściślejszej integracji wydaje się być drogą donikąd, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. A przecież już Józef Stalin przestrzegał: w miarę postępów socjalizmu zaostrza się walka klasowa.
W sobotniej „Gazecie Wyborczej” jeszcze jeden tekst a propos. Niall Ferguson z Uniwersytetu Harvarda pod tytułem: „Witajcie w Stanach Zjednoczonych Europy”, pisze „Jest rok 2021. Pan von Habsburg pęka z dumy – na gruzach Unii odrodziło się imperium jego dziadów”.
Lubię historię alternatywną. Szczególnie od czasów, gdy 30 lat temu przeczytałem książkę Philipa K. Dicka „Człowiek z Wysokiego Zamku”, w której Japonia i Niemcy wygrały II wojnę, dzieląc Amerykę na strefy swoich wpływów. Warto jednak pamiętać, że w tym powieściowym równoległym świecie ogromną popularnością cieszy się będące na indeksie fantastyczne dzieło Hawthorne Abendsena „Utyje szarańcza”, w której państwa osi jednak wojnę przegrały, choć jej rzeczywistość także różni się od naszej realnej, ukazanej szczątkowo tylko w rojeniach jednego z bohaterów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/123140-maciej-lopinski-indyk-szarancza-a-sprawa-polska-w-miare-postepow-socjalizmu-zaostrza-sie-walka-klasowa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.